02 stycznia 2023

Eksperci od wszystkiego i Nietzschego

 


Powinniśmy jako pedagodzy reagować na niektóre wypowiedzi w medialnej publicystyce, skoro niektóre z nich dotyczą  m.in. nauki, szkolnictwa wyższego czy polityki oświatowej w III RP. Nie można bowiem akceptować upowszechnianych w mediach treści, które wprowadzają w błąd czytelników. Nie twierdzę, że ich autorzy czynią to intencjonalnie. Wprost odwrotnie, sami nie wiedzą, nie znają się na rzeczy, ale koniecznie muszą wtrącić swoje trzy grosze, jakby byli ekspertami i mieli tym samym możność opiniowania określonych wydarzeń. 

Ilu jest w kraju obywateli, tyle jest poglądów na to, co ich w jakimś momencie zainteresowało. Na szczęście nie publikuje się w sieci milionów wypowiedzi na ważne dla państwa tematy, tylko redagujący dzienniki, portale społeczno-oświatowe zapraszają do siebie tzw. ekspertów od wszystkiego. Takimi są niewątpliwie socjolodzy i politolodzy, bo oni - ponoć z racji przedmiotu swoich badań - znają się na wszystkim. 

O tym, że się znają, świadczy częstotliwość ich udziału w różnego rodzaju dyskusjach, rozmowach czy komentarzach do programów informacyjnych telewizji rzekomo publicznej i niepublicznej. Najlepiej, jeśli są członkami PAN, szczytowej w rankingu uczelni, bo wówczas już nikt nie powinien mieć wątpliwości, że znają się na rzeczy, która jest przedmiotem ich wypowiedzi. 

Co ciekawe, w trakcie konferencji naukowych narzekają na populizm, upadek jakości debat politycznych, niski poziom wiarygodności niektórych swoich koleżanek czy kolegów, ale sami, zgodnie z mechanizmem obronnym N-1, mówią na każdy temat, a przy tym głoszą takie brednie, że nawet studenci się dziwią poziomem ich ignorancji. Nie musimy czytać, słuchać, oglądać. Mamy na szczęście takie prawo i techniczne możliwości. 

Jednak, kiedy już trafimy na potoczne wypowiedzi profesorów od siedmiu boleści, to dostajemy ósmej, na którą nie ma jeszcze innego lekarstwa jak podejmowanie polemiki, krytyki. Ostatnio dostało się profesorowi prawa, który uwierzył, że może konkurować w mediach z synem o popularność, wypowiadając się na temat z zakresu antropologii kulturowej czy nawet socjologii religii. Trudno mu nawet współczuć po odpowiedzi, jaką uzyskał ze strony filozofa-agnostyka, gdyż obaj odsłonili jedynie, a nie po raz pierwszy, swój pogląd na świat, który wymaga merytorycznie głębszych studiów i analiz. 

Odnoszę wrażenie, jakby jedni "eksperci" czyhali na to, co powiedzą drudzy, wzajemnie definiujący siebie jako antagoniści lub znakomicie nadający się na worek treningowy Bushido.  Można dzięki temu kopać się po kostkach, uderzać mocą słów, gdyż każdy z nich jest odporny na otarcia. Każdy z nich jest jednak wykonany z innego materiału i utrzymuje się na odmiennych łańcuchach swojej dyscypliny naukowej. 

Nie musimy się jednak martwić o stan ich zdrowia czy nawet naukowego życia, bo każdego holują czytelnicy tego samego klubu. Wytwarzają pas okalający swoich mistrzów, dzięki czemu są oni dodatkowo zabezpieczeni podczas uderzeń. Czekam na kolejną bitwę, bo każdy z "zawodników" już zwiększa masę swego "worka", by był odporny na rozerwania podczas kolejnych obciążeń treningowych w mediach.  

           

(źródło foto