Bardzo dobrze, że pomimo kryzysowej deformy polskiego
szkolnictwa, Centrum Edukacji Obywatelskiej robi swoje, nie oglądając się na
cud, który miałby nadejść z góry. W ub. roku wydano w wersji drukowanej i w pdf
cykl publikacji opracowanych w ramach programu "SZKOŁA DLA INNOWATORA".
Zachęcam do skorzystania z niego, jeśli nie w
szkołach, to chociaż w szkolnictwie wyższym, by podtrzymać "płomyk nadziei na nowoczesność" w gronie
profesjonalistów zainteresowanych wartościową edukacją młodych pokoleń, bo
zorientowaną na przyszłość, a nie tylko na przeszłość. Cały projekt jest
merytorycznie spójny, chociaż jego główne przesłanki organizacyjne i
psychodydaktyczne są możliwe do realizacji w zdecentrowanym ustroju
szkolnym.
Jednak nawet w ustroju tak destrukcyjnym i
nieefektywnym, jakim jest polskie szkolnictwo, można realizować przynajmniej
niektóre części tego programu. Całość będzie miała szanse na urzeczywistnienie,
jak zostaną spełnione założenia, które są - moim zdaniem - fundamentalne dla
tego projektu, a mianowicie:
1. Uczynienie polityki edukacyjnej jednym z
priorytetów państwa, a nie partii władzy, która nie jest zainteresowana
rozwojem polskiej dydaktyki szkolnej na miarę co najmniej I połowy XXI wieku.
2. Określenie wizji polskiego systemu oświaty na
podstawach rzetelnej diagnozy jego stanu, mocnych i słabych stron z
uwzględnieniem prognoz ekonomicznych, geopolitycznych, kulturowych (tu
-aksjonormatywne), edukacyjnych i społecznych.
3. Stworzenie wielowariantowej prognozy rozwoju
polskiej edukacji, która uwzględni powyższe uwarunkowania w wersji
pesymistycznej (kryzysowej), realistycznej i optymistyczno-prospektywnej, by
można było negocjować w Sejmie strategie kształcenia dzieci i młodzieży służące
wsparciu ich integralnego rozwoju oraz zwiększaniu szans na życie w
społeczeństwie otwartym, pluralistycznym i innowacyjnym gospodarczo.
Autorzy programu CEO formułują osiem rekomendacji
szczegółowych, które adresowane są głównie do dyrektorów szkół, nauczycieli,
uczniów, ich rodziców i otoczenia społecznego. Jak wspomniałem, ma to sens w
skali całego systemu szkolnego tylko wówczas, jeśli:
1. Zlikwiduje się ministerstwo edukacji i jego
administrację partyjno-rządową (kuratoria oświat i ich delegatury) powołując
pozaustrojowy, profesjonalnie zarządzany ośrodek badań jakości edukacji,
nadzorowany przez Sejm, a sprawy infrastrukturalne pozostawi do nadzoru
samorządom terytorialnym oraz powołanych radom oświatowym.
2. O subwencji oświatowej na szkolnictwo publiczne i
niepubliczne powinien zabiegać odpowiedni departament oświaty w Ministerstwie
Kultury. Nie ma potrzeby utrzymywania tysięcy urzędników MEN, skoro w żadnej
mierze nie przyczyniają się oni do lepszego funkcjonowania szkół, ich
wyposażenia, godnego wynagradzania pracy nauczycieli, ich doskonalenia i
dobrostanu, które są konieczne do inwestowania w innowacyjną dydaktykę.
3. Szkoły, ich kadry kierownicze i nauczycielskie
muszą być autonomiczne, samorządne, by możliwe było adekwatne do środowisk
uczniowskich i ich rodzin pozyskiwanie odpowiednich specjalistów wspomagających
efektywną realizację także autorskich programów kształcenia, wychowania,
profilaktyki czy terapii.
4. Powołanie wewnątrzszkolnych i terenowych rad
szkolnych powinno sprzyjać zwiększeniu kontroli i wspomagającej partycypacji sił
społecznych, by było czytelne, kto ponosi odpowiedzialność za efekty edukacji
oraz jakie są potrzebne źródła wsparcia dla jej optymalizacji.
5. Konieczna jest współpraca szkół z środowiskami
akademickiej pedagogiki i psychologii kształcenia, by na bieżąco aktualizować
wiedzę, profesjonalnie diagnozować procesy edukacyjne i odpowiednio także
kształcić przyszłych nauczycieli, pedagogów i psychologów szkolnych.
Polskie szkoły muszą przygotowywać młode pokolenie do autoedukacji w ciągu całego życia, a zatem konieczne jest odstąpienie od behawioralnej dydaktyki ("kija i marchewki"), opartej na strachu i formatywnym ocenianiu, która zniechęca do szkoły i wartości uczenia się.
(...) do 2030 r. pracownicy będą poświęcać 30% więcej
czasu na naukę w miejscu pracy, 100% więcej czasu na rozwiązywanie problemów,
41% więcej czasu na krytyczne myślenie, 77% więcej czasu na naukę matematyki i
17% więcej czasu na komunikację werbalną i interpersonalną (s.7).
Jeśli obiektywnie spojrzymy na to, jak obecnie
kształci się w naszych szkołach, to stwierdzimy, że w zupełnie przeciwnym
kierunku. Jak długo jeszcze będziemy tracić czas i kolejne pokolenia?
Wymyśliłem żart:
OdpowiedzUsuńNa studiach doktoranckich pewnego wydziału, aby zaliczyć doktorat wszyscy obowiązkowo musieli wykonać test MENSA i osiągnąć wynik, który umożliwi im zostanie jego członkami. Grono doktorantów bardzo się zestresowało, a wszyscy między sobą mówili: "Ale jak to?" "Dlaczego?" "Że oni nam każą?", ale nikt nie zadał sobie pytania: "Czy jestem inteligentny?" - wtedy wszyscy jednogłośnie za sprawą demokratycznego rozwiązania na skutek propozycji dziekan stwierdzili, że podejmą głosowanie czy odpowiada im taka forma zaliczenia studiów doktoranckich. Wtedy zaczął się poważny problem, ponieważ większość bała się, że w oczach drugich wyjdzie na osobę głupią, więc wszyscy po drobnych wahaniach zagłosowali, że wykonają ten test, a wtedy najwyżej porzucą studia doktoranckie i swoją dysertację. Nikt nie miał odpowiedniego wyniku, aby zostać członkiem tego stowarzyszenia. Wszyscy stwierdzili: "No trudno, najwyżej będziemy tylko magistrami.",nagle padło pytanie: "A jak sprawdzimy, że ten test był prawdziwy? Przecież mogli wiedzieć, że wszyscy go wykonamy i zrobić to specjalnie, a każdy z nas mógł mieć inne pytania." Rozpoczęła się dyskusja i wszyscy jednoznacznie stwierdzili, że test był ten sam, dyskutując także z osobami spoza grona, które się znało, choć wszyscy zwrócili uwagę na pytanie: "Z jakiego jesteś wydziału", na co jeden z doktorantów się rozpłakał, mówiąc: "A mogłem studiować pedagogikę."
We wpisach pan Profesor narzekał na kwestię czemu ci, ci i tamci nie szanują pedagogów. Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie.
Adrian Merchelski