Od końca lat 90. XX wieku prowadzone były
wielomiesięczne, a nawet wieloletnie rozmowy, dyskusje i negocjacje w Radzie Głównej
Szkolnictwa Wyższego, a później, kiedy już powstała - także w Państwowej
Komisji Akredytacyjnej (od 2002 roku, obecnie Polskiej Komisji Akredytacyjnej)
z udziałem urzędników Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, by wydzielić z
kierunków studiów, mimo podpisanej Deklaracji Bolońskiej, kilka, których
ukończenie w ramach pięcioletniego, ciągłego procesu jest konieczne ze względu
na jakość kwalifikacji, postaw i kompetencji ich absolwentów. W grę w końcu
wchodziły takie kierunki studiów, które dotyczą życia, zdrowia i bezpieczeństwa
oraz jak najlepszej jakości usług na rzecz klientów przyszłych
profesjonalistów, absolwentów tych studiów.
W naukach społecznych najgłośniej upominała się o to PSYCHOLOGIA, no bo psychologiem nie może być jakiś na połowicznie wykształcony "zbawca ludzkich dusz". To jednak jest wiedza tajemna, o szczególnych wymaganiach od profesjonalistów. W Kodeksie etycznym psychologa czytamy m.in.:
osoba uprawniona do wykonywania działań psychologicznych na podstawie dyplomu ukończenia pięcioletnich jednolitych studiów magisterskich z psychologii lub licencjatu z psychologii i magisterium z psychologii. W tekście niniejszego kodeksu termin ten odnosi się do wszystkich przedstawicieli zawodu, niezależnie od płci.
Nie będę rozwijał tego wątku, bo znajdziemy wiele rozpraw na temat etyki i profesjonalizmu psychologów autorstwa m.in. profesora Jerzego Brzezińskiego. Psychologów miano zatem kształcić tylko w ramach jednolitych, pięcioletnich studiów.
Miano, ale do czasu...., aż nie powstał prywatny uniwersytet, którego władze przestały się tym przejmować, bo doszły do wniosku, że jednak trzeba podejść do tej kwestii biznesowo. Znaleziono zatem ideologiczną furtkę wskazującą rzekomo na konieczność wyjścia naprzeciw tym studentom, którym nie odpowiada polska kadra profesorska i chcieliby po trzech latach kontynuować swoje kształcenie poza granicami kraju, a w innych krajach kształci się rynkowo... .
Dwustopniowy model kształcenia jest zgodny ze standardami przyjętymi na świecie, dzięki czemu studentom z dyplomem studiów I stopnia łatwiej kontynuować naukę za granicą. Tak więc bardzo szybko odstąpiono od jednolitości studiów pięcioletnich, by każdy absolwent studiów licencjackich mógł studiować psychologię w trybie przyspieszonym, skróconym i redukującym praktykę do zaledwie 60 godzin.
Pedagodzy pozazdrościli psychologom, bo w wyniku podziału studiów na dwa stopnie (3+2) zorientowali się, że poziom kompetencji, kwalifikacji nauczycieli wczesnejedukacji jak i pedagogiki specjalnej jest niezadowalający. Wywalczyli zatem kilka lat temu, by ministerstwo zatwierdziło wreszcie powinność studiowania na tych dwóch kierunkach studiów nieprzerwanie przez pięć lat.
Siegamy do sąsiadów, którzy przekonują: Psychologia pomaga wyłączyć
automatycznego pilota i zacząć żyć uważnie, by maksymalnie rozwinąć posiadany
potencjał", to dlaczego nie pedagogika wczesnoszkolna i pedagogika
specjalna?
Odpowiedzialność
za "grzebanie" w ludzkich (dziecięcych) duszach jest tu mniejsza, a i
poziom manipulacji sterowany przez partyjny nadzór pedagogiczny, więc po co
męczyć się przez pięć lat, skoro można tak, jak czynią to psycholodzy, dostosować program kształcenia do indywidualnych
zainteresowań i planów zawodowych studenta. W końcu tyle piszemy o
podmiotowości, różnicowej dydaktyce, a tu nagle wszyscy mają być kształceni pod
linijkę? Włączmy automatycznego pilota... .
Bądźmy ponowocześni jak psycholodzy, którzy
zapewniają: Studia I stopnia są skierowane do osób, które
nie wiedzą jeszcze, czy w przyszłości będą chciały pracować
w zawodzie psychologa. Na studiach zdobędą umiejętności przydatne
w wielu innych obszarach zawodowych. Po uzyskaniu tytułu licencjata będą
mogły zdecydować, czy chcą kontynuować studia psychologiczne, czy wolą zgłębić
wiedzę z innej dziedziny i zdobyć w ten sposób wielokierunkowe
i interdyscyplinarne wykształcenie.
Pedagodzy mają być gorsi, bardziej
zniewoleni od psychologów? Dlaczego nie
mieliby studiować tylko przez siedem semestrów po innych studiach licencjackich, jak to proponują psycholodzy „swoim”
klientom?
Studenci nie muszą zaliczać
przedmiotów ogólnoakademickich oraz lektoratów (udokumentowanych certyfikatem
na poziomie B2), które zrealizowali podczas wcześniejszych studiów.
Uznanie wybranych kursów oraz intensywny plan zajęć umożliwiają im zdobycie
pełnego wykształcenia psychologicznego w 3,5 roku.
Zobaczcie, jaka to "oszczędność" i elastyczność. Ktoś studiował trzyletnia filozofię. Rejestruje się na pedagogikę wczesnoszkolną na studia "dydaktycznego turbodoładowania" i zdobywa kwalifikacje konieczne do pracy w przedszkolu czy klasach I-III. Wszystkie inne przedmioty, jak filozofia, psychologia, socjologia, historia, metdody badań itd., itp. miałby zaliczone na podstawie studiów licencjackich. Mógłby wówczas specjalizować się np. w filozofii dla dzieci. Po filologii nagielskiej mógłby być nauczycielem przedszkolnym czy wczesnoszkolnym.
Podobnie z pedagogiką specjalną. Ktoś studiował 3-letnie prawo albo biologię kryminalistyczną, to jako licencjat mógłby w 7 semestrów dopełnić swoje kwalifikacje w ramach pedagogiki resocjalizacyjnej, itp., itd. Nie trzeba o to prosić ministra nauki i edukacji, bo skoro prywatnemu uniwersytetowi wolno nieprzestrzegać obowiązujacych ponoć norm kształcenia akademickiego, to tym bardziej powinno być wolno państwowym uniwersytetom.
A tyle było hałasu i pretensji, że jakaś prywatna szkółka kształci tysiące psychologów w krótkich cyklach? No i po co psycholodzy tak się burzyli, skoro sami też skracają cykl edukacji? Pedagodzy uniwersyteccy, akademii pedagogicznych - pójdźcie zatem "na rękę" klientom i skróćcie im czas studiowania do dwóch stopni 3+3,5. Inna rzecz, czy 6,5 roku studiowania to jest krócej niż uczyć się przez 5 lat?