03 lutego 2022

RODZICE - CZYJE SĄ WASZE DZIECI?

 



Ze zdumieniem i niedowierzaniem odbieram przez ostatnie trzy dekady lat rezygnację rodziców z ich naturalnego prawa do stanowienia o wychowaniu własnych dzieci. Nie dotyczy to przestrzeni prywatnej, środowiska rodzinnego, bo to zawsze było, jest i będzie ostoją wartości, które są przekazywane z pokolenia na pokolenie. Żaden rząd nie pozbawi tego prawa rodziców. 

Jak to jest zatem możliwe, że od ponad trzydziestu lat rodzice kierujący do szkół publicznych swoje największe Skarby, jakimi są ich Dzieci, oddają je bez zainteresowania się ich losami pod kierownictwo szkół, w których pracują znakomici, wspaniali i oddani wspomaganiu rozwoju ich pociech nauczyciele, ale także nominaci partyjni, frustraci, wypaleni zawodowo, ludzie z dyplomami, ale bez serc, bez ducha, bez jakiejkolwiek gotowości poszanowania dzieci, spuszczając na to zasłonę milczenia. 

Czy uczęszczający do szkoły mają prawo czegoś nie umieć, nie rozumieć, nie radzić sobie z zadaniami edukacyjnymi! Po co nasze dzieci uczęszczają do szkoły?! Czy po to, żeby nieudacznicy, zakompleksieni a wsparci przez sprawujących władzę administracyjno-polityczną nad szkołami niszczyli ich potencjał rozwojowy? Czy po to płacimy jako rodzice podatki, żeby z naszych pieniędzy utrzymywać politycznych i pedagogicznych ignorantów w resorcie edukacji, kuratoriach i delegaturach tychże? Jak długo obywatele III RP będą godzić się na to, by polskie szkolnictwo NIE BYŁO DOBREM PONADPARTYJNYM, DOBREM WSPÓLNYM? 

Dlaczego godzimy się na utrzymywanie osób w administracji oświatowej, które nie sprzyjają rozwojowi i poszanowaniu godności naszych dzieci, nie wspomagają nauczycieli i nie płacą za ich pracę na godnym poziomie?! Może kiedyś dojdzie do świadomości obywateli, że zgodnie z Konstytucją III RP szkole publicznej nie wolno naruszać prawa dziecka do poszanowania jego godności i udzielenia mu wszelkiej pomocy w rozwoju indywidualnym oraz jego uspołecznieniu. Nauczyciel jest zobowiązany do podania im przysłowiowej ręki, by uczęszczający do szkoły mogli w niej zdobywać wiedzę, rozwijać swoje kompetencje, umiejętności, wzmacniać własny system wartości. 

Szkoła nie jest własnością żadnej partii politycznej, gdyż uczęszczają do niej nasze dzieci, na których rozwój przekazujemy do budżetu państwa środki finansowe w postaci podatków. Najwyższy czas, by to zrozumiano, że nie minister, nie dyrektorzy departamentów MEiN i nie kuratorzy oświaty mają prawo decydować o tym, jak ma przebiegać proces wychowania naszych dzieci. Cele kierunkowe w tym zakresie muszą być przedmiotem uzgodnień społeczności szkolnych, bo to w mikrośrodowiskach szkolnych przebiega proces socjalizacji, wychowania i kształcenia.  

W żadnym państwie nie kwestionuje się konieczności ustalenia standardów kształcenia, tego zakresu wiedzy, która jest konieczna do uzyskania odpowiedniego poziomu wykształcenia. To jest oczywiste. Natomiast curriculum nie może być środkiem indoktrynacji ze strony władzy oświatowej lekceważącej pluralizm światopoglądowy obywateli. Nie wyklucza to uwzględnienia potrzeb reprodukcji kulturowej społeczeństwa, państwa, jego tradycji i historii, ale zarazem nie może być jednostronnie narzucane wszystkim uczniom z pominięciem różnic społeczno-kulturowych ich rodzin.       

To my RODZICE delegujemy nie tylko środki finansowe na utrzymanie szkół, ale także nasze naturalne prawo do ich wychowywania w duchu wartości, których żadna władza państwowa nie ma prawa deprecjonować i lekceważyć. To minister, kurator, dyrektor szkoły i jej nauczyciel ma być sługą narodu, a w tym przypadku rodziców kierujących swoje dzieci do szkoły publicznej. Nie ma zatem prawa ograniczać ich suwerenności tylko dlatego, że zamierza wzorem państw i społeczeństw zamkniętych decydować o losach młodych pokoleń. 

W III RP powinna powstać Komisja Edukacji Narodowej, by edukacja była dobrem ogólnonarodowym. Polityka oświatowa musi być odebrana rządom w takim zakresie, w jakim chcą ją wykorzystywać do realizacji interesów politycznych a nie edukacyjnych. Rozwój naszych dzieci i młodzieży nie może być przedmiotem indoktrynacji żadnej formacji politycznej. 

Nasze dzieci nie są własnością Parlamentu, Premiera, partii władzy, ani prezydenta RP. To są nasze dzieci i jeśli delegujemy jako obywatele tego państwa swoje oczekiwania i nadzieje na instytucje finansowane z naszych podatków, by je odpowiednio edukowały, to mamy prawo żądać szacunku i poszanowania. 

NASZE DZIECI SĄ NASZYMI DZIEĆMI. Jak komuś nie podoba się służba edukacyjna, nie potrafi, nie umie, nie ma zamiaru doskonalić się profesjonalnie, to niech odejdzie z tego zawodu. Niech nie dręczą naszych dzieci ci, którzy uciekając do nadzoru pedagogicznego, związków zawodowych, władz administracji państwowej i samorządowej  chcą uniknąć wysiłku i odpowiedzialności za trud i piękno kształcenia oraz wychowywania młodych pokoleń. Łatwo jest wydawać zarządzenia, konstruować prawa. Czas wrócić do odpowiedzialnej pracy przed dziećmi i przed społeczeństwem. 

Nauczyciele! Rodzice! Uczniowie! nie oddawajcie szkolnej przestrzeni politykom, partiokratom czy związkokratom! Powołajcie do życia w swoich szkołach RADĘ SZKOŁY  i współdecydujcie z odpowiedzialnymi, twórczymi i zaangażowanymi nauczycielami i uczniami oraz rodzicami o tym, jak ma wyglądać proces wychowania, jakie mają obowiązywać w placówce normy, na co się godzicie, a czemu się przeciwstawiacie, które rozwiązania dydaktyczne służą wspomaganiu rozwoju uczniów a nie upełnomocnianiu partyjnego nadzoru! Niech szkoły staną się samorządnymi, autonomicznymi wspólnotami edukacyjnymi, a nie przedłużonym ramieniem partii władzy.                       

Prawo Oświatowe od ponad trzydziestu lat gwarantuje rodzicom, nauczycielom i uczniom prawo do powoływania organów społecznych. Rządzący od 1993 roku czynili i nadal czynią wszystko, by obywatele-rodzice nie wiedzieli, że mają możliwości współstanowienia o tym, jakie procesy zachodzą w szkołach publicznych. To nie rady rodziców, nie rady pedagogiczne i samorząd szkolny mają jakiekolwiek prerogatywy do wyegzekwowania od władz zwierzchnich uwzględnienia koniecznych potrzeb i oczekiwań uczniów, rodziców i nauczycieli. 

TYLKO RADA SZKOŁY ma pełne uprawnienia do rozpatrywania spraw, które są kluczowe dla bezpieczeństwa dzieci w szkole, dla właściwego przebiegu procesu kształcenia i obowiązujących w niej norm społeczno-moralnych. Szkoła publiczna nie jest szkołą ministra edukacji. Nie jest też własnością Kościoła, związku zawodowego czy jakiejkolwiek organizacji społecznej. 



SZKOŁA PUBLICZNA jest NASZĄ SZKOŁĄ, SZKOŁĄ OBYWATELI powierzających swoje środki finansowe na jej utrzymanie i na realizowanie przez nią założonych funkcji. W porozumieniu i za zgodą Rady Szkoły wszystkie podmioty mogą partycypować w tym, by uczniowie otrzymywali wykształcenie na jak najlepszym poziomie, z pełnym poszanowanie ich praw, ale i praw rodziców oraz nauczycieli! 

Jeśli ktokolwiek uważa, że szkoła publiczna to szkoła partii władzy, to oznacza, że oddaje los rozwoju własnego dziecka w ręce tych, którzy będą za jej pośrednictwem realizować cele ideologiczne tej partii

Byli już tacy ministrowie, którzy albo grozili obywatelom marszałkowską laską, straszyli zastąpienie niepokornych nauczycieli wojskiem, albo stwierdzali, że dla nich są ważniejsze cele do realizacji w polityce oświatowej, niż kształcenie i wychowywanie naszych dzieci! Niektórzy byli bezczelni komunikując społeczeństwu, że jak komuś się nie podoba ich polityka, to niech wyśle własne dziecko do szkoły prywatnej! 

Tych ministrów już nie ma. Są jednak liczne ofiary ich polityki, a wśród nich nie tylko uczniowie, ale także zniszczeni psychicznie nauczyciele, którzy z wielką nadzieją wchodzili do tego zawodu szybko tracąc poczucie osobistego autorytetu, prestiż społeczny, poczucie sensu własnego zaangażowania. Nie ma w tej profesji nic gorszego od utraty zaufania uczniów i rodziców. Bez niego osiągną niewiele, tylko, czy warto? 

Pozwólcie politykom tracić twarz, bo czynią to na własny rachunek. Nie pozwólcie jednak, by w szkole publicznej czyniono z waszych dzieci ofiary ich ideologicznych gier czy kulturowych wojenek. Szkoła publiczna musi być środowiskiem uczenia się każdego dziecka, czy to się któremuś ministrowi podoba, czy nie, czy akceptuje światopogląd i system wartości rodziców i ich dzieci, czy też nie. 

Ministrowie nie mają tu zbyt wiele do powiedzenia dopóty, dopóki w Konstytucji III RP polska szkoła ma być szkoła publiczną, a więc poddaną oddolnej, społecznej, obywatelskiej, rodzicielsko-uczniowsko-nauczycielskiej kontroli i projektowaniu koniecznych w niej zmian.  Ufam, że zrozumie to Prezydent III RP, a jeśli nie, to rodzice sami odbiorą władzy państwowej to, co należy do nich, czyli do społeczeństwa obywatelskiego. 

       Ratujmy szkołę publiczną!