Dzięki internetowi i dobrodziejstwu TVP-2 odtworzyłem moduł programu publicystycznego "Tomasz Lis na żywo", który dotyczył szkolnictwa wyższego. A wzięli w nim udział: Prezes PZU - jeden z największych pracodawców w Polsce - Andrzej Klesyk, psycholog SWPS prof. Rafał Ohme (powrócił z USA, co miało być szczególnym atutem Gościa programu), minister naszego resortu prof. Barbara Kudrycka i dziennikarz, dyrektor niepublicznego LO na Bednarskiej w Warszawie - Jan Wróbel.
Cztery odrębne światy, które nie miały szansy spotkać się i wzajemnie zrozumieć, bo w takim programie (27 min.) muszą być uproszczenia, skróty, banały i przypadkowe poglądy. Prawie każdy z rozmówców zaprzeczał samemu sobie, bo nie pamiętał , co powiedział kilka minut wcześniej. Tomasz Lis miał zaś dwie tezy, które rzucił dyskutantom na pożarcie:
1) Studia w Polsce są mało przydatne, gdyż i tak rynek pracy nie jest zainteresowany źle wykształconymi absolwentami. Po co nam te setki tysięcy osób z wyższym wykształceniem, które de facto jest mało warte?
2) Lepiej jest w Polsce utrzymać jeden - dwa najlepsze uniwersytety, niż utrzymywać ponad setkę publicznych, a niepubliczne wyższe szkoły najlepiej jest wykluczyć z tego rynku. Tylko wówczas Polacy będą w stanie konkurować o najwyższe płace, laury, nagrody na świecie. A zatem lepiej nastawić się na elitaryzm, niż na egalitaryzm w kształceniu akademickim.
No i zaczęło się. Oczywiście najpierw pracodawca, czyli Prezes PZU stwierdził, że studia w Polsce nie przygotowują do pracy i do jej aktywnego poszukiwania, całkowicie rozmijając się z oczekiwaniami pracodawców. Mamy zbyt dużo indywidualistów, a zbyt mało absolwentów przygotowanych do pracy w zespole i do kierowania zespołami. Innymi słowy pracodawcy potrzebują konformistów, gotowych oddać swoje życie dla korporacji, lojalnie i nieustannie być dyspozycyjnymi, a zarazem innowacyjnymi i zaangażowanymi dla kierownictwa firmy. Szef korporacji nie przyjmie nikogo do pracy, kto nie ma w sobie pasji... oddania się firmie . To musi być ktoś, kto budzi się rano i chce iść do pracy, by tam realizować się przez cały dzień, a może i dłużej. Polska szkoła natomiast kształci konformistów, osoby o niskim zapale, z brakiem pomysłu na życie, czyli pracę. Prezes wie, że w polskich szkołach wyższych nie da się przygotować młodych do tak rozumianych oczekiwań rynku pracy, gdyż zbyt mało jest tu zagranicznych profesorów. Polskimi siłami, we własnym sosie, nie zmieni się kształcenia w szkolnictwie wyższym.
Psycholog nie miał zbyt wiele możliwości, by wypowiedzieć się na jakikolwiek temat, bo co rzucił jakąś myśl, to mu przerywano. Chyba miał być tu "ozdobnikiem", dumą, że są w polskich uczelniach profesorowie wykształceni w USA. Nic dziwnego, że zdążył jedynie powiedzieć, iż w Ameryce wskaźnikiem dobrego wykształcenia nie jest dyplom, tylko to, jaka jest średnia zarobków absolwentów danej uczelni. Wskazał na trzy poziomy koniecznych umiejętności, z których polscy studenci realizują tylko dwa, a mianowicie: umiejętność opisywania, wyjaśniania i .. przewidywania. Nasze społeczeństwo ma tę zaletę w porównaniu z amerykańskim, że my chcemy zmienić status quo, a oni chcą je za wszelką cenę utrzymać. w USA jest jednak wysoki odsetek młodych ludzi z pasją, a u nas jest bardzo mały, bo jesteśmy kształceni ku temu, by nie wierzyć we własne możliwości.
Minister nauki i szkolnictwa wyższego miała chyba najwięcej czasu antenowego, chociaż red. T. Lis nie zrozumiał, o co chodzi, kiedy usiłowała wytłumaczyć zasady Krajowych Ram Kwalifikacyjnych jako rewolucyjnego narzędzia do zmiany jakości kształcenia. Tu widać było podejście na rzecz standaryzacji, bo wprawdzie nie ma już standardów kształcenia, ale zastąpiono je warunkami ramowymi, w których pracownicy uczelni mają wykazać się swoją oryginalnością, autonomią i orientacją na praktyczne kształcenie. Pani minister użyła nawet metafory "3-pokojowego mieszkania", w którym są pokoje: wiedzy, umiejętności praktycznych i kompetencji społecznych. Zabrakło tylko w tym mieszkaniu balkonu i toalety. Wydaje się, że jest to mało ambitny plan, skoro młodzi absolwenci woleliby być może budować własne domy, posadzić w ogrodzie drzewo i spłodzić dzieci. Była to jednak najbardziej optymistyczna wypowiedź, bez narzekania na nasze środowisko, któremu resort oferuje w ramach programów unijnych ogromne środki wsparcia finansowego na stworzenie i wyposażenie nowoczesnych laboratoriów, na wspieranie młodych talentów w ramach "diamentowego grantu" (200 tys. zł dla najbardziej ambitnych i twórczych studentów na realizację ich własnej pasji badawczej). Z jednej strony pani minister jest przeciwna kreowaniu uczelni flagowych, bo w najlepszych są też najsłabsze kierunki studiów, a w najsłabszych zdarzają się najlepsze, z drugiej strony liczy na to, że młodzież, tegoroczni maturzyści zaczną wybierać te uczelnie, w których spotkają najlepszych naukowców, profesorów z pasją. Tak więc najwybitniejsi absolwenci szkół ponadgimnazjalnych powinni wybierać uczelnie z najwybitniejszą kadrą. Przyszłość polskiej młodzieży zależy od tego, jaką wybiorą uczelnię i czy jej pracownicy są wybitni, mają pasję i potrafią tworzyć nowe programy kształcenia i kierunki studiów.
Dyrektor liceum ponarzekał, uzupełniając dyskusję o poziom krytyki - w pierwszej kolejności adresując ją do naszej młodzieży, która nawet po maturze nie jest dojrzała, wystarczająco dorosła, bo jednak woli w całej swojej naiwności wybierać studia, by nie podejmować odpowiedzialnych decyzji za własne życie (Aleksander Kamiński nazywał to zjawisko juwenalizacją). Młodzi nie potrafią dokonywać wyborów. Dlaczego? Winna jest temu szkoła - oczywiście publiczna, której narzucono standaryzację, a zatem niszczono innowacyjność, pasję uczniów i nauczycieli. Ponadto w szkołach lekceważy się uczniów dobrych z nadzieją na to, że mogą być jeszcze lepsi, demotywuje ich do realizacji własnych zainteresowań (szkoła ich nie chce rozwijać, bo kształci pod testy). Ciekawą propozycją był apel do MEN, by odpuścił już tę standaryzację oraz by młodzież mogła wreszcie uczyć się z pasją tego, co ja najbardziej interesuje. Dostało się też nauczycielom akademickim, którzy w swojej masie, bo rzecz jasna są wyjątki, nie posiadają "słuchu wewnętrznego" i nie potrafią reagować na potrzeby i zainteresowania samych studentów. Z tego tez powodu ich źle edukują.
The End.
(http://www.tvp.pl/publicystyka/polityka/tomasz-lis-na-zywo/wideo/07052012-2150/7076062)