Do krytyki pedagogiki jako nauki włączają się dzisiaj młodzi, ale jak się okazuje niekompetentni filozofowie, którzy – nie znając współczesnych dokonań pedagogów – wykazują „słabość” pedagogiki jako nauki praktycznej. Powołują się przy tym, nie wiedzieć dlaczego, na tezy Tadeusza Lewowickiego, który akurat bardzo dobrze zna dorobek tej nauki, jak i w naturalny sposób dopełnia go o studia krytyczne. (A. Salamucha, 2010, s. 134).
Oto przedstawicielka filozofii młodego pokolenia - Agnieszka Salamucha z KUL w Lublinie, w ślad za swoim opiekunem naukowym Andrzejem Bronkiem, kieruje zarzut przeciwko pedagogice jako nauce, że jest ona w zbyt małym stopniu teoretyczna, a w zbyt dużym zajmuje się aplikowaniem praktycznych umiejętności do sytuacji wychowawczych. Jej praktyczny charakter jest dla niej czymś nagannym, choć - sama sobie przecząc – stwierdza zarazem: Współcześnie odróżnienie nauk tzw. teoretycznych od praktycznych nie jest ani ostre, ani samozrozumiałe. Poza tym trudno wskazać takie nauki, gdzie nie prowadzi się badan teoretycznych.(tamże, s. 136) Odium nienaukowości pedagogiki bierze się w jej przekonaniu stąd, że na podstawie wypowiedzi pedagogów trudno jest się jej domyśleć, w jakim znaczeniu posługują się oni terminem wychowanie.
O utracie dominacji pedagogów w przestrzeni publicznej, w tym właśnie praktycznej, jaką staje się zagospodarowanie sfery wiedzy potocznej typu folk psychology przez psychologów, a nie refleksyjnych pedagogów czy teoretyków wychowania, mają świadczyć liczne poradniki na temat wychowania i programy medialne, których autorami są psychologowie, neurolodzy, tylko nie pedagodzy. Autorka tych opinii wprowadza przy tym w błąd czytelników, wzmacniając swoje – niczym zresztą nie poparte – przekonanie, że nawet telewizyjna „superniania” - Dorota Zawadzka jest psychologiem. Nie wie, że z pierwszego wykształcenia jest ona także pedagogiem.
Poziom demagogii, a nie sztuki prowadzenia rzetelnych analiz naukowych stanu rozwoju pedagogiki, odsłania A. Salamucha w dalszej części swojej krytyki nauki, której przedstawiciele ponoć nie są w stanie zgodzić się ze sobą co do tego, które z pedagogicznych doktryn można nazwać teoriami, a które nie. (tamże, s. 137). Co gorsza, mamy tu do czynienia z manipulacją tekstem z wstępu do książki, której krytykująca nie przeczytała. Podaje bowiem nie tylko niewłaściwy jej tytuł i datę wydania, ale także przypisuje autorowi to, czego on nie napisał. Stwierdza bowiem, że przywołany przez nią pedagog niemiecki (…) postuluje wręcz stworzenie kategorii (pseudo) „teorii” pedagogicznych („nie maja statusu koncepcji teoretycznej w nauce o wychowaniu”), do których zalicza m.in. pedagogikę Montessori, Freineta, pedagogikę antyautorytarną i antypedagogikę. (tamże, s. 137)
Otóż Krüger nie tylko nie postuluje, ale i nie przedstawia tego, co mogłoby – w jego mniemaniu – podważać naukowość pedagogiki jako nauki. Wydany (z mojej zresztą inicjatywy) w Polsce przekład podręcznika tego niemieckiego pedagoga jest właśnie jednym z wielu przykładów na to, jak znakomicie rozwinęła się pedagogika jako nauka teoretyczna, a nawet metateoretyczna, o której on sam pisze następująco: Niejeden czytelnik może się wystraszyć i postawić pytanie, dlaczego ma się zajmować teoriami pedagogicznymi czy jeszcze bardziej skomplikowanie brzmiącą teorią nauki. Teoria nauki jako teoria o teoriach nauk o wychowaniu zajmuje się rożnymi szkołami i stanowiskami tej dyscypliny. Krótko mówiąc, chodzi o leżące u podłoża wzorce naukowego myślenia i działania. (H.-H. Krüger, 2005, s. 10)
Wczytując się w filozoficzną pseudokrytykę pedagogiki jako nauki w wydaniu A. Salamuchy, należy jeszcze odnieść się do powtarzanych przez nią za A. Bronkiem zarzutów, jakoby ta dyscyplina wiedzy była (…) pokrewna medycynie, która w niewielkim stopniu zajmuje się człowiekiem zdrowym. Lekarz zainteresowany jest raczej anomaliami i odchyleniami od normy w funkcjonowaniu ludzkiego organizmu. Podobnie pedagog-naukowiec byłby bardziej zainteresowany tym, co w procesie wychowania jest odchyleniami od normy, niż tym, co w nim prawidłowe. „Teoretyczna” wiedza pedagogiczna byłaby wartościowa wtedy, kiedy przyczyniałaby się do wyeliminowania nieskutecznych sposobów wychowania.(A. Salamucha, 2010, s. 138)
Krytykując owa filozofka nie wie, że w naukach pedagogicznych odchyleniami od normy zajmuje się pedagogika specjalna, zaś pedagogika skupia się na tym, co jest i powinno być normalne, zdrowe, właściwe w procesie rozwoju osób poddawanych wpływom pedagogicznym. Stawia wreszcie nonsensowne pytanie: Czy w imię obrony swojej naukowości pedagogika powinna zrezygnować z normatywności? I odpowiada na te kwestię, bez odniesienia do jakiejkolwiek rozprawy pedagogicznej, która miałaby być egzemplifikacją słuszności formułowanych przeciwko pedagogice zarzutom, w następujące sposób: (…) Zarzut – jak sądzę – wymierzony jest nie przeciw samym ocenom i normom, ale przeciw bezkrytycznemu podporządkowywaniu się pedagogiki różnego typu ideologiom, na podstawie których wyznacza się cele wychowania, konstruuje ideał wychowania, wyznacza kryteria wartościowania metod i środków wychowania, ale również określa przedmiot i cele samej pedagogiki jako nauki oraz uzasadnia się tezy (w tym interpretuje dane empiryczne).(tamże, s. 143) Powyższy zarzut o tyle jest bezzasadny, że dotyczy monoideologicznej pedagogiki okresu PRL, a ta, o czym jako naukowiec-filozof powinna wiedzieć, dawno już nie istnieje.
Filozofowie - Zur Sache! czyli wracajcie do bibliotek i czytajcie zanim zaczniecie cokolwiek krytykować!
Literatura:
Krűger H.-H., Wprowadzenie w teorie i metody badawcze nauk o wychowaniu, przekł. Dorota Sztobryn. Wstęp i opracowanie Bogusław Śliwerski, Gdańsk: GWP 2005.
Salamucha A., O niektórych słabościach metodologicznych pedagogiki, [w:] Metodologia: Tradycja i perspektywy, red. Monika Walczak, Lublin: Wydawnictwo KUL 2010.
Oto przedstawicielka filozofii młodego pokolenia - Agnieszka Salamucha z KUL w Lublinie, w ślad za swoim opiekunem naukowym Andrzejem Bronkiem, kieruje zarzut przeciwko pedagogice jako nauce, że jest ona w zbyt małym stopniu teoretyczna, a w zbyt dużym zajmuje się aplikowaniem praktycznych umiejętności do sytuacji wychowawczych. Jej praktyczny charakter jest dla niej czymś nagannym, choć - sama sobie przecząc – stwierdza zarazem: Współcześnie odróżnienie nauk tzw. teoretycznych od praktycznych nie jest ani ostre, ani samozrozumiałe. Poza tym trudno wskazać takie nauki, gdzie nie prowadzi się badan teoretycznych.(tamże, s. 136) Odium nienaukowości pedagogiki bierze się w jej przekonaniu stąd, że na podstawie wypowiedzi pedagogów trudno jest się jej domyśleć, w jakim znaczeniu posługują się oni terminem wychowanie.
O utracie dominacji pedagogów w przestrzeni publicznej, w tym właśnie praktycznej, jaką staje się zagospodarowanie sfery wiedzy potocznej typu folk psychology przez psychologów, a nie refleksyjnych pedagogów czy teoretyków wychowania, mają świadczyć liczne poradniki na temat wychowania i programy medialne, których autorami są psychologowie, neurolodzy, tylko nie pedagodzy. Autorka tych opinii wprowadza przy tym w błąd czytelników, wzmacniając swoje – niczym zresztą nie poparte – przekonanie, że nawet telewizyjna „superniania” - Dorota Zawadzka jest psychologiem. Nie wie, że z pierwszego wykształcenia jest ona także pedagogiem.
Poziom demagogii, a nie sztuki prowadzenia rzetelnych analiz naukowych stanu rozwoju pedagogiki, odsłania A. Salamucha w dalszej części swojej krytyki nauki, której przedstawiciele ponoć nie są w stanie zgodzić się ze sobą co do tego, które z pedagogicznych doktryn można nazwać teoriami, a które nie. (tamże, s. 137). Co gorsza, mamy tu do czynienia z manipulacją tekstem z wstępu do książki, której krytykująca nie przeczytała. Podaje bowiem nie tylko niewłaściwy jej tytuł i datę wydania, ale także przypisuje autorowi to, czego on nie napisał. Stwierdza bowiem, że przywołany przez nią pedagog niemiecki (…) postuluje wręcz stworzenie kategorii (pseudo) „teorii” pedagogicznych („nie maja statusu koncepcji teoretycznej w nauce o wychowaniu”), do których zalicza m.in. pedagogikę Montessori, Freineta, pedagogikę antyautorytarną i antypedagogikę. (tamże, s. 137)
Otóż Krüger nie tylko nie postuluje, ale i nie przedstawia tego, co mogłoby – w jego mniemaniu – podważać naukowość pedagogiki jako nauki. Wydany (z mojej zresztą inicjatywy) w Polsce przekład podręcznika tego niemieckiego pedagoga jest właśnie jednym z wielu przykładów na to, jak znakomicie rozwinęła się pedagogika jako nauka teoretyczna, a nawet metateoretyczna, o której on sam pisze następująco: Niejeden czytelnik może się wystraszyć i postawić pytanie, dlaczego ma się zajmować teoriami pedagogicznymi czy jeszcze bardziej skomplikowanie brzmiącą teorią nauki. Teoria nauki jako teoria o teoriach nauk o wychowaniu zajmuje się rożnymi szkołami i stanowiskami tej dyscypliny. Krótko mówiąc, chodzi o leżące u podłoża wzorce naukowego myślenia i działania. (H.-H. Krüger, 2005, s. 10)
Wczytując się w filozoficzną pseudokrytykę pedagogiki jako nauki w wydaniu A. Salamuchy, należy jeszcze odnieść się do powtarzanych przez nią za A. Bronkiem zarzutów, jakoby ta dyscyplina wiedzy była (…) pokrewna medycynie, która w niewielkim stopniu zajmuje się człowiekiem zdrowym. Lekarz zainteresowany jest raczej anomaliami i odchyleniami od normy w funkcjonowaniu ludzkiego organizmu. Podobnie pedagog-naukowiec byłby bardziej zainteresowany tym, co w procesie wychowania jest odchyleniami od normy, niż tym, co w nim prawidłowe. „Teoretyczna” wiedza pedagogiczna byłaby wartościowa wtedy, kiedy przyczyniałaby się do wyeliminowania nieskutecznych sposobów wychowania.(A. Salamucha, 2010, s. 138)
Krytykując owa filozofka nie wie, że w naukach pedagogicznych odchyleniami od normy zajmuje się pedagogika specjalna, zaś pedagogika skupia się na tym, co jest i powinno być normalne, zdrowe, właściwe w procesie rozwoju osób poddawanych wpływom pedagogicznym. Stawia wreszcie nonsensowne pytanie: Czy w imię obrony swojej naukowości pedagogika powinna zrezygnować z normatywności? I odpowiada na te kwestię, bez odniesienia do jakiejkolwiek rozprawy pedagogicznej, która miałaby być egzemplifikacją słuszności formułowanych przeciwko pedagogice zarzutom, w następujące sposób: (…) Zarzut – jak sądzę – wymierzony jest nie przeciw samym ocenom i normom, ale przeciw bezkrytycznemu podporządkowywaniu się pedagogiki różnego typu ideologiom, na podstawie których wyznacza się cele wychowania, konstruuje ideał wychowania, wyznacza kryteria wartościowania metod i środków wychowania, ale również określa przedmiot i cele samej pedagogiki jako nauki oraz uzasadnia się tezy (w tym interpretuje dane empiryczne).(tamże, s. 143) Powyższy zarzut o tyle jest bezzasadny, że dotyczy monoideologicznej pedagogiki okresu PRL, a ta, o czym jako naukowiec-filozof powinna wiedzieć, dawno już nie istnieje.
Filozofowie - Zur Sache! czyli wracajcie do bibliotek i czytajcie zanim zaczniecie cokolwiek krytykować!
Literatura:
Krűger H.-H., Wprowadzenie w teorie i metody badawcze nauk o wychowaniu, przekł. Dorota Sztobryn. Wstęp i opracowanie Bogusław Śliwerski, Gdańsk: GWP 2005.
Salamucha A., O niektórych słabościach metodologicznych pedagogiki, [w:] Metodologia: Tradycja i perspektywy, red. Monika Walczak, Lublin: Wydawnictwo KUL 2010.