19 maja 2011

Wina rektora



W programie pewnej niepublicznej stacji telewizyjnej Wojciech Młynarski zaprezentował swój najnowszy wiersz. Teleszklarze natychmiast to podchwycili i zaczęli zasypywać prowadzących audycję własną twórczością. Polacy nie gęsi, i swój język mają, więc jak chcą odpolitycznić debatę w kraju, by skupić się na bliskich im sprawach, potrafią napisać kontr-wiersz. Oto tekst, który powstał na temat (nie-)jednej z łódzkich czy może nawet mazowieckich niepublicznych szkół wyższych, w których usiłuje się „wykształcić” studentów, ale jakoś to kadrze nie wychodzi. No, może poza pijarem (nie mylić z członkiem Zakonu Szkół Pobożnych).




Jeśli w uczelni kadra jest chora – wina rektora.

Jak nie ma zajęć, choć jest ich pora – wina rektora.

Gdy pani Basia szuka sponsora – wina rektora.

Kiedy kanclerza nachodzi zmora – wina rektora.

Gdy w szatni nie ma jej dyrektora – wina rektora.

Jeśli w bufecie masz zupę z Knorra – wina rektora.

Właściciel szkoły wezwał doktora na swój dywanik.

Za dużo dwójek wstawił studentom, więc jest ich zanik.

Trzeba poprawić wskaźnik płatności, krzyczy już z dwora

Nie może jednak tak samo zrugać już profesora.

Gdy publikacje idą do wora – wina rektora.

Student nie zastał dziś prorektora – wina rektora.

Szkoła przejmuje prawa autora – wina rektora.

Gdy w sali osób liczba zbyt spora – wina rektora.

Gdy atakuje krytyków sfora – wina rektora.

Słoma wychodzi komuś z buciora – wina rektora.

Choć pani doktor twierdzi, że ora – nie dla rektora.

Od plot i intryg pęcznieją fora – wina rektora.

Szczują cię, straszą, jak labradora – wina rektora.

Grzyb jest na ścianie lub jakaś kora – wina rektora.

ZUS się o składki twe upomina – rektora wina.

Studentka władzy seks wypomina – rektora wina.

Gdy w stół uderzyć, nie zadrży nora - wina rektora.

Hasło dla wszystkich, od prorektora - Ora et labora!