04 marca 2010

Seksualizacja "akademickości"

Przywracam w tym miejscu kwestie, które zostały wpisane przez komentatorów przy okazji zdarzenia nie mającego z nimi nic wspólnego. Proponuję zatem odłączenie faktu powołania na stanowisko dyrektora Wydziału Edukacji UMŁ od spraw, które pojawiły się ostatnio w mediach, a z powyższym nie mają żadnego związku. Tak w czasopismach publicystycznych, jak i audycjach telewizyjnych podejmowany jest problem prostytucji w środowisku akademickim lub też z nim związanym.

JAPOLAN zachęcał nas następująco do jego podjęcia:
Szanowny Panie Profesorze!

Na stronach "Dlaczego"
http://www.dlaczego.com.pl/news/show/1996/newsy/wykladowca_wyrywa_studentke_video
i "Dziennika Wschodniego
http://www.dziennikwschodni.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100303/KRAJSWIAT/63019864
podano pewną informację.
Proszę o zapoznanie się z w/w wiadomościami i - jeśli jest co komentować - o komentarz.

Z poważaniem,
3 marca 2010 20:28

Wówczas odpowiedziałem, że podejmowałem w swoim blogu ten problem, ale został on całkowicie pominięty przez moich czytelników. Panuje w tej sprawie swoistego rodzaju zmowa milczenia. To znaczy, nikt nie pisze wprost - w jakiej uczelni tego typu sytuacje mają miejsce, kto jest ich głównym "bohaterem", bo w naszym kraju istnieje ciche przyzwolenie na prostytucję także w rodowisku akademickim. Chyba, że któryś z wykładowców uzależnia zaliczenie przedmiotu od usług seksualnych swoich studentek, czy gdy profesor obiecuje "załatwienie" doktoratu lub habilitacji w ramach seksualnego sponsoringu. Kto jednak będzie świadczył w takich sprawach? Jedynie CBA może wykorzystać swoje techniki prowokacji, by walczyć z tym rodzajem prostytucji jako formą korupcji.



A dzisiaj JAPOLAN pisze:

Szanowny Panie Profesorze!

Zapewne pominąłem. Przede wszystkim zaś zwróciłem uwagę na nową informację.

Kiedyś doszła do mnie informacja o pewnym zdarzeniu, w którym miała uczestniczyć studentka prawa (pomijam tu nazwę uczelni, ale można się domyśleć).
Student tego samego kierunku, chyba nawet z tego samego roku, zauważył swą koleżankę w jakiejś restauracji (albo kafejce). Podszedł, zagadnął, przysiadł się i zaczął po koleżeńsku rozmawiać. Po niewielu minutach podszedł do nich jakiś mężczyzna i chciał od studenta pobrać "opłatę za rozmowę". Student usłyszał: "Jak nie płacisz - to spadaj". Sprawa stała się jasna.
I pomyśleć, że taka osoba może zostać sędzią.

Jak walczyć z prostytucją w środowisku studenckim, jeśli obłudnie udaje się, że "mieszkanie ze sobą" (jak mąż i żona) osób w wieku studenckim jest czymś innym niż konkubinat?
Niektórzy rodzice nawet się cieszą. Może - w przypadku rodziców chłopaka - chodzić (o przewrotną) intencję, że może się "w spokoju wyszumieć", a żonę i tak sobie później znajdzie. Przynajmniej na prostytutkach zaoszczędzi. Jakie intencje przyświecają rodzicom (a niekiedy też dziadkom) studentek, nie wiem. Może jest w tym jakaś doza podtrzymywania tradycji rodzinnych - zgodnie z zasadą: "jaka matka, taka córka"?

Jeśli wiele osób żyje jawnie w bezwstydzie, to czy aż takim problemem jest interesowność niemoralnych zachowań. Wielu ludzi pracuje, większość stara się za pomocą pracy zarabiać. Jeśli upowszechnił się nierząd, to dlaczego miałaby dominować jego darmowa (dokładnie: bez użycia pieniędzy) wersja?

Proszę mi wybaczyć śmiałość, ale słowa o możliwości użycia CBA uznaję za marzenia nie do zrealizowania. Przecież w prawie bardzo prostego rozwiązania, które pozwoliłoby wymusić porządny poziom egzaminów maturalnych. Wystarczyłoby na pracowników uczelni nałożyć prawny obowiązek informowania - wprost, bez żadnego pośrednictwa pracodawcy - o podejrzeniu poświadczenia nieprawdy w świadectwie maturalnym, gdyby w jakiejś pracy pisemnej studenta występowało nadzwyczaj wiele błędów. Sam widziałem prace studentów, których uczciwie należałoby uznać za prawie analfabetów.

Jeśli swoiście sprostytuowana została matura, to czyż może dziwić prostytuowanie się tych, którzy oficjalnie się uczą?

Z poważaniem,


Dodatkowym komentarzem jest - jak się okazuje - kolejny list, tym razem Michała Januszewskiego, który porusza tę kwestię w następujący sposób:

Problem jest bardzo widoczny na uczelniach, uważam, że na studiach doktoranckich powinno się wprowadzać przedmiot który w ramach dydaktyki pokazywałby modele relacji nauczyciel - student. Nie chodzi tylko o zwalczanie sponsoringu, takiego czy innego. Bardzo często relacja o charakterze seksualnym nawiązywana jest we wzajemnym splątaniu się emocjonalnym czy innych okolicznościach wytwarzanych przez niezaspokojone potrzeby. Asymetria pozycji bardzo często "nakręca" mechanizmy zbliżające do siebie ludzi, studentka cieszy się, że zauważa ją nauczyciel, a ten, że udało mu się uwieść młodą kobietę. W ten sposób nauczyciele, a i pewnie nauczycielki korzystają ze swojej pozycji wyznaczanej im przez ustrój uczelni. Paradoksalnie wszyscy są zadowoleni, przynajmniej przez jakiś czas, a zbliżającego się dramatu wynikającego z dekonstrukcji wspomnianej asymetrii, nie da się uniknąć.

Uważam, że byłoby wskazane aby nauczyciele, także Ci, którzy będą uczyć w szkołach gimnazjalnych, zawodowych czy licealnych, zdobyli wiedzę z zakresu etyki relacji międzyludzkich. Tę wiedzę potrafili zaaplikować do swojej pracy i pozostawali uwrażliwieni na sytuacje, które przynoszą kłopoty.


Warto zatem po raz kolejny podjąć problem seksualizacji środowiska akademickiego, w którym zdarza się, że albo kobieta (studentka, nauczycielaka akademicka), albo mężczyzna (student, nauczyciel akademicki) stają się w hierarchicznych stosunkach obiektami konsumpcji - jak można byłoby to określić za prof. Zbyszko Melosikiem (por. Z. Melosik, Tożsamość, ciało i władza w kulturze konsumpcji, Impuls, 2009). Jak się okazuje, patriarchalne stosunki między płciami są tutaj - niezależnie od roli i statusu społecznego - potwierdzone i wzmocnione.

Prostytucja, także w tym środowisku, ma charakter tak żeński, jak i męski, obejmując nie tylko studentów czy nauczycieli akademickich, ale także kadry administracyjne, i to niezależnie od tego, czy mówimy o szkolnictwie publicznym czy niepublicznym. Właśnie ukazała się w Impulsie książka Katarzyny Charkowskiej pt. Zjawisko prostytucji w doświadczeniach prostytuujących się kobiet (Kraków 2010), której autorka przeczy stereotypowemu poglądowi jakoby prostytutki były osobami odartymi z uczuć wyższych, chłodnymi i obojętnymi na emocje czy też że były wychowywane w środowiskach patologicznych. Jak stwierdza: Przeprowadzone badania (…) potwierdzają natomiast, że wpływ środowiska rodzinnego może mieć, a nawet ma wpływ na kształtowanie się poglądów dziecka, ale nie na jego decyzję o rozpoczęciu świadczenia płatnych usług seksualnych. Połowa badanych kobiet nie wychowywała się w środowisku patologicznym ani nie doświadczyła przemocy fizycznej, psychicznej czy seksualnej ze strony któregokolwiek z rodziców.

Nie mówmy o sponsoringu, tylko wprost - o prostytucji. Po co nadawać temu zjawisku określenie, które z charytatywnością i pomocniczością ze strony tzw. sponsora nie ma nic wspólnego?