23 czerwca 2022

Nie tyko uczniowie czekają na koniec roku szkolnego

 


Jak wynika z nauczycielskiej aktywności w sieci internetowej (zob. powyższy i poniższy mem z Facebooka) tęsknią za końcem roku szkolnego nie tylko uczniowie, ale i ich nauczyciele. Jedni i drudzy nie mogą doczekać się tzw. ostatniego dzwonka, liczą dni, godziny do apelu wieńczącego rok szkolny tak, jak dawniej odbywający obowiązkową służbę wojskową rekruci odcinali od centymetra kolejne odcinki, by podtrzymać na duchu własną odporność na zgromadzone przez ten czas negatywne emocje, odczucia. Inna rzecz, że od wielu dni w szkołach publicznych nie odzywał się dzwonek, bo nauczyciele sami zachęcali swoich podopiecznych, by nie przychodzili do szkoły i nie zawracali im głowy, gdyż muszą wypełniać dokumentację i wypisywać świadectwa szkolne. 

Bywało, że do klasy w szkole przyszedł na lekcje tylko jeden uczeń, bo albo nie wiedział, albo kazali mu iść do niej jego rodzice. Biedak musiał siedzieć w klasie przez kilka godzin, zgodnie z planem lekcji i ze zmieniającymi się przy biurku nauczycielami. Żaden nie prowadził lekcji. To oczywiste. Musiał zatem zadowolić się dostępem do internetu, by przeglądać strony w swoim smartfonie lub grać z kimś w sieci w Simsy. 


Niektórzy nauczyciele mówili wprost swoim uczniom, by nie przychodzili w tym tygodniu do szkoły, bo po co mieliby to robić, skoro i tak zostały im wystawione oceny. Pedagogów zaś czekała sterta różnych dokumentów do wypełnienia. Trzeba rozliczyć się z wszystkiego, co tylko wiąże się z ich pracą, by mogli spokojnie wyjechać na wakacje.            

Od lat formułowane są oczekiwania wobec resortu edukacji, by zmienić organizację roku szkolnego i przestać udawać, że cokolwiek sensownego ma w szkołach miejsce, skoro trzeba na wiele dni przed zakończeniem roku szkolnego wpisać oceny, by zatwierdziła je rada pedagogiczna. Czas nauki w szkole jest w systemie klasowo-lekcyjnym stracony dla wszystkich uczniów z wyjątkiem nauczycieli, bo oni otrzymują za pracę (pobyt) w szkole comiesięczną pensję. 

Uczniowie zaś uczęszczają do szkoły nie po to, by "zarobić" potrzebne im walory (wiedzę - umiejętności - postawy), ale by być niemalże codziennie przyłapywanymi na tym, że czegoś nie umieją, nie potrafią, nie rozumieją, nie wykonali itp. Tak oto jedni są wzmacniani pozytywnie, drudzy zaś przede wszystkim - negatywnie. Od dziesiątek lat toczy się koło nonsensownej edukacji szkolnej, w wyniku której nie tylko uczniowie, ale i niektórzy nauczyciele nabywają chorób, nerwicy, fobii, doświadczają frustracji, itp.                 

Najlepiej mają uczniowie klas początkowych, bo mimo niskich płac trafiają do pracy z nimi wykształceni pedagodzy wczesnej edukacji, dla których ta profesja była przedmiotem pierwszego wyboru, chęci, wysokiej motywacji. Kształcą w tych klasach niemalże w 100 proc. tylko kobiety, więc dla nich koniec roku szkolnego jest mimo wszystko przykrym rozstaniem z dziećmi. Te bowiem są niezwykle wdzięczne, kochane, jeśli obdarzano je serdecznością, wspierano w pokonywaniu trudów uczenia się. Maluchy nie są zachwycone końcem roku szkolnego, gdyż dobrze wspominają czas wspólnie rozwiązywanych zadań, które były realizowane metodą gier i zabaw, w formie różnego rodzaju konkursów, prób, ćwiczeń, itp.      

Szkoła jest instytucją wćwiczania dzieci do pozornej aktywności. Jak poniża się nauczycieli ekonomicznie, społecznie, światopoglądowo, to i w ich środowisku obowiązuje przeświadczenie, że czy się stoi, czy się leży, jakaś płaca się należy.  Jak mówiła przed wielu, wielu laty b. poseł PO Elżbieta Bieńkowska - za 6 tys. to albo złodziej, albo idiota. To jest niemożliwe, żeby ktoś za tyle pracował. 

Nauczyciele nie są idiotami w odróżnieniu od niektórych posłów i polityków, toteż pracują nawet za niską pensję. Pasjonatom wystarczy nawet dzienna miska ryżu, jak postulował były doradca D. Tuska a dzisiaj premier rządu, gdyż fascynuje ich praca z dziećmi czy młodzieżą, a o dochody dba ktoś inny w ich środowisku rodzinnym. 

Niektórzy, jak zostaną posłami zwycięskiej partii, to poprawią swój los, bo nie będą już chodzić do szkoły, tylko obejmą różne funkcje w ministerstwach, w zarządach spółek Skarbu Państwa, a w najgorszej sytuacji obejmą stanowiska w kuratoriach oświaty. Zawsze będą mieli więcej, niż gdyby mieli pracować w szkole. Posłom jest obojętny koniec roku szkolnego.