02 września 2021

Dlaczego opozycji nie udało się w lipcu odwołać ministra edukacji?

 



W dn. 21 lipca 2021 r. odbyła się w Sejmie - w związku z wnioskiem części opozycji w sprawie odwołania ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka - krótka prezentacja stanowisk politycznych, zdecydowanie o proweniencji światopoglądowej, ideologicznej. Nie była to poważna debata na temat polskiej edukacji. Trzeba przyznać, że tak poprzednia formacja rządząca (PO/PSL), jak i obecna nie podejmują poważnych, pogłębionych analiz i dyskusji sejmowych na temat polityki oświatowej III RP, bo od 1993 r. reprodukowana jest strategia partyjnego, światopoglądowego zarządzania szkolnictwem.    

Od ponad 30 lat prowadzę w zakresie makropolityki oświatowej badania naukowe, porównawcze studia ideologii partii władzy. Mam za sobą liczne badania - lokalne (w woj. łódzkim) i ogólnokrajowe (we wszystkich województwach) dotyczące stanu demokratyzacji (uspołecznienia) szkolnictwa publicznego w Polsce po 1989 roku. Im dłużej się tym zajmuję i im więcej piszę na ten temat, tym bardziej przekonuję się, że kolejno rządzące partie polityczne czynią wszystko, by absolutnie nie dokończyć rewolucji "Solidarności" z lat 1980-1989 oraz Porozumień "Okrągłego Stołu". Te bowiem dotyczyły rozwoju demokracji partycypacyjnej, autonomii szkolnictwa, w tym podmiotowości rodziców, nauczycieli (samorząd nauczycielski) i uczniów oraz subsydiarnej roli państwa w polityce oświatowej. 

Przypominam: 7 listopada 1980 r. 

Roman Lewtak reprezentujący Międzyzakładowy Komitet Strajkowy w Stoczni Gdańskiej, Komitet Założycielski NSZZ "Solidarność" w Gdańsku  podpisał wraz z ówczesnym ministrem Oświaty i Wychowania, profesorem pedagogiki Uniwersytetu Warszawskiego - Krzysztofem Kruszewskim "Protokół ustaleń w sprawie postulatów nauczycieli i placówek oświatowo-wychowawczych”.    Jeden ze 143 postulatów, którego nie zrealizowała NSZZ "Solidarność" w latach 1993-2021, brzmiał:

Uważamy za niezbędne dać większą autonomię szkole, pozwolić Radom Pedagogicznym decydować o realizacji podstawowych celów dydaktyczno-wychowawczych, obchodów rocznicowych, uroczystości i imprez, co sprzyjać powinno uniknięciu szablonowości i formalizmu w pracy wychowawczej szkoły. 

Zwróćmy uwagę na język totalitarnej epoki, której miało już nie być po 1989 r.: "dać większą autonomię" , "pozwolić"... 

 Szkolnictwo publiczne jest de facto szkolnictwem państwowym, które tylko częściowo spełnia cechę publicznego w sferze jego finansowania. Sposób dzielenia środków budżetowych na oświatę, sprawowania nad nią nadzoru politycznego (ideologicznego, światopoglądowego) zgodnie z interesem partii rządzącej wciąż nie staje się powszechnie uświadomionym stanem wiedzy na ten temat. Duża część obywateli nie zna, nie rozumie i/lub nie akceptuje słusznych roszczeń mojego pokolenia uwolnienia edukacji państwowej od partyjnych gier, sporów i konfliktów tak w obozie koalicyjnej władzy, jaki i partii opozycyjnych. 

Każda strona politycznego sporu w swoim dążeniu do władzy nie ma już najmniejszego nawet zamiaru traktować edukację jako dobro wspólne, jako dziedzinę życia publicznego kluczową dla całego społeczeństwa, w tym przede wszystkim dla młodego pokolenia, które za kilka-kilkanaście lat będzie przejmować stery rządzenia państwem, jego administracją, gospodarką i oświatą. Oczywiście, są już wyjątki w tym zakresie, bo mamy wiceministrów w młodym wieku, jednak nie w MEN/MEiN.   

Czego doświadczają uczniowie i ich nauczyciele w polskiej szkole? Tego, że to, co jeden minister wdraża, zaleca, afirmuje, przychodzący po nim kolejny szef resortu usuwa, zmienia, dezawuuje. To, co jeden wydłużał, następny skraca. Polityka oświatowa już od prawie trzydziestu lat nie rządzi się naukowymi podstawami, regułami, normami, racjonalnością i profesjonalizmem, gdyż jest jedną z wielu synekur dla dochodzących do władzy partyjnych funkcjonariuszy. 

Czy są w niej dla nich jakieś synekury? Zapewne tak, skoro doszło już do tego, że pełniący rolę nadzoru partyjnego kuratorzy oświaty otrzymywali dodatkowe zatrudnienie w radach nadzorczych w spółkach Skarbu Państwa lub instytucjach zarządzanych  przez partię władzy. Nie bez powodu prezes PiS zdenerwował się ujawnieniem wielu nazwisk działaczy jego partii, którzy - jak  określił ich mianem "tłustych kotów" - obsadzali siebie i członków swoich rodzin w dobrze płatnych instytucjach oraz urzędach.

Rządzący nie pozwolili na odwołanie ze stanowiska ministra edukacji ani Jerzego Wiatra (kto pamięta tego sekretarza KC PZPR na tym stanowisku?),  ani nie udało się przeprowadzić takiego wniosku w Sejmie, kiedy ministrami edukacji byli: Krystyna Szumilas, Joanna Kluzik-Rostkowska, Anna Zalewska, Dariusz Piontkowski. Niby dlaczego miano by pozbawić stanowiska Sekretarza Stanu Przemysława Przemysława Czarnka?  

ZNP chce strajkować? Nie przeszkadzał temu Związkowi minister edukacji - towarzysz PZPR Jerzy Wiatr, który grzmiał w mediach, że nie będą mu rodzice włóczyć się po szkołach i wtrącać do procesu edukacji? Jakoś wtedy związkowcy nie chcieli jego odwołania, a byli posłami liderzy nauczycielskiego związku - tak Sławomir Broniarz, jak i Krzysztof Baszczyński!

Wciąż stoimy przed pytaniem, kiedy politycy skończą z hipokryzją, rzekomą troską o dzieci i zaczną stosować konstytucyjne oraz oświatowe prawo, w świetle którego szkoła ma być publiczną, a nie partyjną przybudówką i prowadzoną profesjonalnie przez odpowiednio wykształconych nauczycieli? Kiedy edukacja stanie się DOBREM WSPÓLNYM a nie kartą do partyjnych przetargów i karmienia swoich "kotów"?