08 września 2021

Akademickie mniej niż zero

 


Otrzymałem list, którego autorem jest profesor z dużym dorobkiem naukowym w skali krajowej i międzynarodowej. Przywołuję jego treść dokonując - rzecz jasna - zmian, by nie koncentrować się na osobach i instytucji, ale problemie, który stał się już poważnym zagrożeniem dla rozwoju dyscyplin naukowych i kształcenia młodych kadr w pedagogice.  

Kiedy wydałem monografię poświęconą turystyce habilitacyjnej Polaków na Słowacji podkreślałem, że ci, którzy uczciwie i rzetelnie przeprowadzili u naszych sąsiadów postępowanie habilitacyjne, będą obecni twórczą aktywnością w krajowej nauce. Spotkamy ich na konferencjach naukowych, przeczytamy ich nowe rozprawy, artykuły czy dowiemy się o ich kolejnych projektach badawczych. To cieszy.

Niestety, z prawie trzystu osób duża część pojechała po "zakup" dyplomu, na co pozwalały słowackie uniwersytety i "skorumpowana" część ich kadr akademickich oraz polskich recenzentów. Efekt? Proszę bardzo - cytuję:   

Jestem profesorem tytularnym związanym z uczelnią X. W kręgu moich zainteresowań i działań naukowych znajduje się jedna z hybrydalnych subdyscyplin naukowych pedagogiki. Wiele lat temu zdecydowałem się związać zawodowo z tą uczelnią, w której zacząłem tworzyć nowy zespół badawczy, nieco inaczej, niż pozostałe polskie uczelnie, na co miała wpływ chęć bliższego powiązania mojej dyscypliny z możliwościami, jakie oferowała nam obecność na nowej uczelni.

Strukturalnie znaleźliśmy wraz z moim zespołem współpracowników w jednostce, którą zarządza osoba po słowackiej habilitacji. Fakt włączenia mnie do tej jednostki początkowo bardzo mnie ucieszył, gdyż w moich przemyśleniach rodziła się koncepcja stworzenia ścieżki studiów kształcących określonych specjalistów. Tego typu kształcenia nie realizuje się nigdzie w Polsce. Możliwość współpracy w nowej dla mnie uczelni wydawała się zatem cennym darem, który nigdzie w Polsce nie jest możliwy w ramach jednej, wspólnej uczelnianej jednostki akademickiej.

Niestety, wraz z coraz głębszą akulturacją w nowej jednostce zacząłem odkrywać totalnie mi obcą rzeczywistość akademicką, o której Pan Profesor pisał w swoich licznych opracowaniach naukowych i publikacjach prasowych. Moja jednostka organizacyjna jest niestety skonstruowana w dominującym zakresie z akademików, którzy swoją samodzielność naukową uzyskali na podstawie wątpliwych merytorycznie postępowań awansowych przeprowadzonych na Słowacji.




„Spuścizny” słowackiej nie odnajdujemy tylko w dyplomach owych osób i kadry kierowniczej, ale przede wszystkich w sposobie pojmowania akademickości, działaniach związanych z naukowym zarządzaniem całą jednostką oraz w kreowaniu planów rozwoju poszczególnych pracowników. Nasz kierunek jest w ostatnim czasie niszczony, do czego przysłowiową rękę przykłada otoczenie słowackiego kierownictwa, które funkcjonuje w podobny sposób, uznając, że mój trzykrotnie większy zespół przeszkadza (sic!). 

Odkrywane przez zespół samodzielnych pracowników naukowych z osiągnięciami w myśl polskich standardów akademickich, o bogatych doświadczeniach europejskich posłużył do wygenerowania konfliktu, który zagraża naszemu dalszemu funkcjonowaniu. Nasze działania przegrywają z „tandetnym” sprytem kierownictwa i obecną reformą nauki.  Powoli zabiera nam się naszą autonomię, uważając, że kierownik może wszystko, także w działaniach naukowych. 

Dla mojej generacji cała sytuacja jest totalnie niezrozumiała i odbierana osobiście jako niesprawiedliwa. Chęć dalszego rozwoju moich współpracowników doprowadziła do szeregu decyzji personalnych kierownictwa, które skutkują nieprzedłużaniem zatrudnienia najlepszym młodym pracownikom, promując w zamian i nagradzając emerytowanych pedagogów i doktorantki tego kierownictwa. 

 Jako naukowcy po awansach naukowych w Polsce i w systemach akademickich Europy Zachodniej traktowani jesteśmy w tym środowisku jako osoby drugiej kategorii. Nasze projekty badawcze, monografie, podręczniki akademickie w wydawnictwie PWN, doktoraty, postępowania habilitacyjne oraz nawiązane kontakty międzynarodowe (w tym redagowanie autorskiej serii wydawniczej w prestiżowym wydawnictwie niemieckim) przegrywają z pisaniem nieznaczących monografii wieloautorskich, współpracą z podrzędnymi uczelniami czeskimi i słowackimi.

Pisząc o tym wszystkim liczę na życzliwe zainteresowanie się Pana Profesora naszą sytuacją. Jak już zauważyłem, opisywane i prognozowane przez Pana sprawy są naszym codziennym, mało przyjemnym doświadczeniem. 

 

Ten problem nie dotyczy tylko pedagogiki, ale także nauk technicznych, nauk teologicznych i innych nauk społecznych, jak nauki o polityce czy socjologia (nauki socjologiczne). Z tych nauk wwożone były do kraju dyplomy słowackich docentów, ale ich właściciele nie mają kompetencji do kształcenia młodych kadr naukowych, bo czego mają je nauczyć? Tego, jak omijać wymagania  i standardy metodologii nauk? Jak "załatwiać" doktoraty i habilitacje? Jak pozorować pracę w uczelni państwowej?