Otrzymałem list, którego autorem jest profesor z dużym
dorobkiem naukowym w skali krajowej i międzynarodowej. Przywołuję jego treść
dokonując - rzecz jasna - zmian, by nie koncentrować się na osobach i
instytucji, ale problemie, który stał się już poważnym zagrożeniem dla rozwoju
dyscyplin naukowych i kształcenia młodych kadr w pedagogice.
Kiedy wydałem monografię poświęconą turystyce habilitacyjnej Polaków na Słowacji podkreślałem, że ci, którzy uczciwie i rzetelnie przeprowadzili u naszych sąsiadów postępowanie habilitacyjne, będą obecni twórczą aktywnością w krajowej nauce. Spotkamy ich na konferencjach naukowych, przeczytamy ich nowe rozprawy, artykuły czy dowiemy się o ich kolejnych projektach badawczych. To cieszy.
Niestety, z prawie trzystu osób duża część pojechała po "zakup" dyplomu, na co pozwalały słowackie uniwersytety i "skorumpowana" część ich kadr akademickich oraz polskich recenzentów. Efekt? Proszę bardzo - cytuję:
Jestem profesorem
tytularnym związanym z uczelnią X. W kręgu moich zainteresowań i działań
naukowych znajduje się jedna z hybrydalnych subdyscyplin naukowych pedagogiki. Wiele lat temu zdecydowałem
się związać zawodowo z tą uczelnią, w której zacząłem tworzyć nowy zespół badawczy,
nieco inaczej, niż pozostałe polskie uczelnie, na co miała wpływ chęć bliższego
powiązania mojej dyscypliny z możliwościami, jakie oferowała nam obecność na
nowej uczelni.
Strukturalnie
znaleźliśmy wraz z moim zespołem współpracowników w jednostce, którą zarządza
osoba po słowackiej habilitacji. Fakt włączenia mnie do tej jednostki
początkowo bardzo mnie ucieszył, gdyż w moich przemyśleniach rodziła się
koncepcja stworzenia ścieżki studiów kształcących określonych specjalistów.
Tego typu kształcenia nie realizuje się nigdzie w Polsce. Możliwość współpracy
w nowej dla mnie uczelni wydawała się zatem cennym darem, który nigdzie w Polsce
nie jest możliwy w ramach jednej, wspólnej uczelnianej jednostki akademickiej.
Niestety, wraz z coraz
głębszą akulturacją w nowej jednostce zacząłem odkrywać totalnie mi obcą
rzeczywistość akademicką, o której Pan Profesor pisał w swoich licznych
opracowaniach naukowych i publikacjach prasowych. Moja jednostka organizacyjna
jest niestety skonstruowana w dominującym zakresie z akademików, którzy swoją
samodzielność naukową uzyskali na podstawie wątpliwych merytorycznie postępowań
awansowych przeprowadzonych na Słowacji.
„Spuścizny” słowackiej
nie odnajdujemy tylko w dyplomach owych osób i kadry kierowniczej, ale przede
wszystkich w sposobie pojmowania akademickości, działaniach związanych z
naukowym zarządzaniem całą jednostką oraz w kreowaniu planów rozwoju
poszczególnych pracowników. Nasz kierunek jest w ostatnim czasie niszczony, do
czego przysłowiową rękę przykłada otoczenie słowackiego kierownictwa, które
funkcjonuje w podobny sposób, uznając, że mój trzykrotnie większy zespół
przeszkadza (sic!).
Odkrywane przez zespół
samodzielnych pracowników naukowych z osiągnięciami w myśl polskich standardów
akademickich, o bogatych doświadczeniach europejskich posłużył do wygenerowania
konfliktu, który zagraża naszemu dalszemu funkcjonowaniu. Nasze działania
przegrywają z „tandetnym” sprytem kierownictwa i obecną reformą nauki.
Powoli zabiera nam się naszą autonomię, uważając, że kierownik może wszystko,
także w działaniach naukowych.
Dla mojej generacji
cała sytuacja jest totalnie niezrozumiała i odbierana osobiście jako
niesprawiedliwa. Chęć dalszego rozwoju moich współpracowników doprowadziła do
szeregu decyzji personalnych kierownictwa, które skutkują nieprzedłużaniem
zatrudnienia najlepszym młodym pracownikom, promując w zamian i nagradzając
emerytowanych pedagogów i doktorantki tego kierownictwa.
Jako naukowcy po
awansach naukowych w Polsce i w systemach akademickich Europy Zachodniej
traktowani jesteśmy w tym środowisku jako osoby drugiej kategorii. Nasze projekty
badawcze, monografie, podręczniki akademickie w wydawnictwie PWN, doktoraty,
postępowania habilitacyjne oraz nawiązane kontakty międzynarodowe (w tym
redagowanie autorskiej serii wydawniczej w prestiżowym wydawnictwie niemieckim)
przegrywają z pisaniem nieznaczących monografii wieloautorskich, współpracą z
podrzędnymi uczelniami czeskimi i słowackimi.
Pisząc o tym wszystkim
liczę na życzliwe zainteresowanie się Pana Profesora naszą sytuacją. Jak już
zauważyłem, opisywane i prognozowane przez Pana sprawy są naszym codziennym,
mało przyjemnym doświadczeniem.
Ten problem nie dotyczy tylko pedagogiki, ale także nauk technicznych, nauk teologicznych i innych nauk społecznych, jak nauki o polityce czy socjologia (nauki socjologiczne). Z tych nauk wwożone były do kraju dyplomy słowackich docentów, ale ich właściciele nie mają kompetencji do kształcenia młodych kadr naukowych, bo czego mają je nauczyć? Tego, jak omijać wymagania i standardy metodologii nauk? Jak "załatwiać" doktoraty i habilitacje? Jak pozorować pracę w uczelni państwowej?