Na początku lipca 2021 r. dotarła do mnie wiadomość o znaczącym
sukcesie polskiego uczonego w naukach społecznych - profesora Marka
Kwieka - dyrektora Institute
for Advanced Studies in Social Sciences and Humanities (IAS) na Uniwersytecie
im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Profesor został wybrany członkiem zwyczajnym Academii Europaea z
siedzibą w Londynie jako jeden z 15% najmłodszych naukowców do 55 r.ż.
Dzięki osiągnięciom
naukowym - publikacjom, udziałowi w światowych debatach na temat stanu kadr
akademickich oraz organizacji licznych konferencji międzynarodowych należy do
najbardziej rozpoznawanych i cenionych badaczy polityki szkolnictwa wyższego na
świecie.
W periodyku
"Człowiek i Społeczeństwo", tom 52 (2021) ukazał się artykuł prof. M.
Kwieka pt. Globalny system akademicki i stratyfikująca rola badań naukowych. Zwraca
w nim uwagę na to, że: Rola działalności badawczej na uczelniach
osadzonych w gospodarkach opartych na wiedzy jest silnie stratyfikująca – a
wyniki i efekty prowadzonych badań są łatwiej mierzalne i porównywalne na
arenie międzynarodowej niż wyniki pozostałych misji uczelni, zwłaszcza
kształcenia i tzw. trzeciej misji, czyli kontaktów z gospodarką (Marginson,
2014; Stephan, 2012; określeń „uczelnie” i „uniwersytety” używam tu wymiennie,
abstrahując od ściśle zdefiniowanego, polskiego kontekstu) [s.2].
Zapewne polska gospodarka i małe przedsiębiorstwa coraz chętniej sięgają po pomoc naukowców, to jednak w sferze publicznej działalności mamy do czynienia z zupełnie odwrotną sytuacją. Im więcej wiemy o procesach, mechanizmach funkcjonowania społeczeństwa, tym bardziej sprawujący władzę w państwie czynią wszystko, by nie korzystać z wiedzy naukowej oraz ograniczać do niej dostęp.
Prof. M.
Kwiek omawia w swoim tekście (...) radykalne konsekwencje
różnicującego wpływu badań akademickich na jednostki i instytucje. Przyszłość
uczelni i profesji akademickiej nie musi koniecznie potoczyć się zgodnie z
omawianymi tu trendami, ale z pewnością może [s.2].
Na podstawie badań ich
autor przewiduje coraz silniejszą stratyfikację w naszym szkolnictwie wyższym,
gdyż większość uczelni nie jest w stanie dogonić elitarnych uniwersytetów, w
które wpompowywane są ogromne pieniądze. Wiadomo, że większe szanse na
uzyskanie grantów mają pracownicy naukowi tzw. pierwszej dziesiątki uczelni
badawczych, aniżeli pozostałe "fabryki wiedzy". Być może polityka
interwencjonizmu państwowego ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka
wprowadzi pewne mechanizmy korygujące ten stan rzeczy.
Jakich scenariuszy
rozwoju możemy się zatem spodziewać?
Ultraelitarne uczelnie jako „maksymalizatorzy prestiżu” będą dalej
zasilane z budżetu państwa, by móc włączyć się do międzynarodowej rywalizacji
naukowej a zarazem podwyższyć swój status w światowych rankingach. Liczą się w
tej konkurencji tylko ci naukowcy, którzy w 118 dyscyplinach naukowych
publikują globalnie, a więc ich rozprawy są najczęściej cytowane. Takich jest
zaledwie 1% na świecie, w tym najwięcej na Uniwersytecie Harwardzkim.
Jak pisze we
wspomnianym artykule M. Kwiek:
Generowanie
indywidualnego prestiżu poprzez publikacje, granty badawcze, patenty i nagrody
to krytyczne zasoby dla uczelni intensywnie prowadzących badania. W tej
„konkurencyjnej gospodarce opartej na statusie” (Marginson, 2014, s. 107),
badania są potężnym źródłem zróżnicowania i pozycji, a prestiż jest główną siłą
napędową tego, co Slaughter i Leslie (1997) nazwali „kapitalizmem akademickim”.
Prestiż jest dobrem rywalizacyjnym, opartym na względnych, a nie absolutnych
miarach – grą o sumie zerowej, w której „to, co wygrywają zwycięzcy,
przegrywają przegrani” (Hirsch, 1976, s. 52) – w miarę jak globalne,
intensywnie wykorzystujące badania naukowe segmenty akademii stają się coraz
bardziej konkurencyjne [s.
5].
W powyższej sytuacji nie ma szans na to, by wzrosło
zainteresowanie pracą naukową w dziedzinie nauk humanistycznych i społecznych,
skoro ta jest coraz mniej atrakcyjna, gdyż osiągnięcia badawcze i publikacje
odzwierciedlają narodowy charakter kraju pochodzenia uczonych. Następuje
zatem reorientacja funkcji szkolnictwa wyższego z naukowo-badawczej na
dydaktyczną, kształcącą, co wytrąci ich szanse na "produkcję
naukową". Liderami w naukowej rywalizacji są
najwyżej opłacani w swoich krajach uczeni, którym zapewnia się najlepsze
warunki do pracy badawczej.
Zdaniem M.
Kwieka:
Można
się spodziewać, że zaawansowane badania naukowe będą coraz bardziej kosztowne,
a publikowanie wyników o dużym wpływie (na naukowców, gospodarkę i
społeczeństwo) będzie coraz intensywniej koncentrować się w kilku tysiącach
najlepszych, anglojęzycznych, recenzowanych czasopismach akademickich, a nie w
dziesiątkach tysięcy łatwych do wydania, ogólnodostępnych, nieindeksowanych
czasopism, w których wyniki badań będą szeroko rozpowszechniane, ale
prawdopodobnie nie będą ani szeroko czytane, ani cytowane [s.8].
Nie mamy szans na
sukces, skoro na badania naukowe wydatkowano w 2019 r. w:
USA - 613 mld USD,
Chinach - 515 mld
USD,
Japonii - 173 mld
USD,
Niemczech - 132 mld
USD,
Francji - 64 mld
USD,
Wielkiej Brytanii - 52
mld USD
(za: OECD, 2021).
Ile wydaje się na badania naukowe, w tym na finansowanie uczonych w Polsce? Profesor M. Kwiek przez grzeczność już nie podał, by nas nie pogrążać. W świetle najnowszych danych Ministerstwa Finansów przewiduje się na rok 2022 zaledwie 1, 44 mld zł na działalność (a więc także biurokrację) Narodowego Centrum Nauki i 1,2 mld zł na działalność (a zatem także na biurokrację) Narodowego Centrum Badań i Rozwoju (DGP, 3-5.09.2021, s. A17). Dane wskazują zatem na wyraźny, bo od 5 do 20 proc. spadek nakładów na badania naukowe w stosunku do ubiegłego roku.
Skoro tak, to pozostaje nam drugi scenariusz, a mianowicie kształcenia studentów z niewielką, marginalną liczbą naukowców prowadzących badania i publikujących ich wyniki. Jak pisze autor tego artykułu:
Zorientowany na
kształcenie subsektor szkolnictwa wyższego może z czasem charakteryzować się
stosunkowo niskimi wynagrodzeniami (w porównaniu z innymi przedstawicielami
klasy profesjonalistów) i wysokim odsetkiem pracowników zatrudnionych w
niepełnym wymiarze godzin i/lub na podstawie krótkich kontraktów. W tym
scenariuszu można się więc spodziewać rosnącej kontraktualizacji i feminizacji
kadry akademickiej w globalnym podsektorze skoncentrowanym na kształceniu [s.10].
Jednak Polska należy do tych państw, w
których z roku na rok maleje zainteresowanie studiami wyższymi. Zwiększy się
zatem także w Polsce dostęp do szkolnictwa wyższego, w którym rzekomy prestiż i
wysoka jakość będą wynikać jedynie z nazwy szkoły (np. zamiast PWSZ -
Akademia). W tym nowym świecie stale rosnącej liczby instytucji
edukacyjnych o zróżnicowanym poziomie, które będą zajmowały się nieustannie
rosnącą liczbą studentów, namawianych do studiowania przez swoje rodziny
poszukujące najlepszych sposobów na zagwarantowanie dostępu do mitycznych zalet
stylu życia globalnej klasy średniej – będzie musiała odnaleźć się profesja
akademicka [s.14]. Tyle tylko, że klasa sprawująca władzę nie jest
zainteresowana tymi procesami. W końcu rząd sam się wyżywi, toteż i załatwi
"swoim" finanse na badania, byle tylko były one poprawne
politycznie.