23 kwietnia 2021

Wypaleni nauczyciele nie wspomagają w rozwoju swoich uczniów




 


Ktoś zadał takie pytanie, a ja bym je poszerzył: 

CZY PAŃSTWOWA/QUASIPUBLICZNA SZKOŁA KIEDYKOLWIEK BYŁA DLA UCZNIA? 

Coraz częściej zamieszczane są w mediach artykuły i potoczne komentarze wskazujące na to, że polscy nauczyciele są już wypaleni przedłużającą się edukacją w formie zdalnej. Jak ktoś jest wypalony, to nie powinien pracować, tylko zatroszczyć się o własne zdrowie, bo jest w stanie permanentnego wyczerpania, co zagraża nie tylko jemu, ale i jego najbliższym. 

Podlegającym jego wpływom osobom zagraża w sposób szczególny, gdyż nie tylko nie ma motywacji, chęci, woli do poświęcenia im uwagi i wsparcia ich w znacznie trudniejszej sytuacji życiowej, tylko ich tym bardziej włącza w stan własnej apatii, depresji, poczucia beznadziei. Za to też otrzymuje, liche, bo liche, ale jakieś wynagrodzenie. 

Neurotyczna ucieczka od odpowiedzialności, od zaangażowania na rzecz kształcenia i wychowania młodych pokoleń w sytuacji trudnej, ale nie beznadziejnej, znajduje dzięki mediom swoje wsparcie oraz usprawiedliwienie lokowane w okolicznościach zewnętrznego świata (pandemii i szkolnego lockdownu). Nareszcie ci, którzy byli wypaleni przed pandemią, mogą dalej pozorować swoją pracę, odnajdując sojusznika w CoV-Sars-2. 

Nauczyciele tak samo chorują, cierpią, zmagają się ze skomplikowaną codziennością i umierają jak inni profesjonaliści, Czy jednak stan naruszanej równowagi psychicznej, duchowej części z nauczycieli (a nikt nie wie, jakiego odsetka to dotyczy) uzasadnia kreowanie przez dziennikarzy głodnych sensacji, bo tylko takie teksty dobrze się sprzedają i są lajkowane, fałszywego obrazu stanu polskiego nauczycielstwa? 

W środę posłuchałem znakomitej rozmowy prof. Romana Lepperta w jego akademickim zaciszu na Facebooku z dyrektorem szkoły STO w Warszawie Jarosławem Pytlakiem, który prowadzi ją od 28 lat i jakoś nie było mowy o tym, że jest wypalony, zmęczony, zniechęcony, zdegustowany, itp. itd. Wprost odwrotnie, mogliśmy spotkać nauczyciela z krwi i kości, kogoś odpowiedzialnego za siebie i uczniów kierowanej przez siebie szkoły (ponad 400 uczniów), komu nawet przez myśl by nie przeszło, że należy w sytuacji społecznego i państwowego kryzysu narzekać na samego siebie i współpracowników, tak innych nauczycieli, jak i personelu administracyjno-technicznego placówki. 

Wyniki wielu badań syndromu burn out w środowisku nauczycielskim, jakie uzyskiwali psycholodzy i pedagodzy w okresie przed pandemią były bardzo zbliżone do siebie, mimo iż dotyczyły różnych środowisk oświatowych, odmienne były metody doboru prób badawczych, techniki diagnoz i związane z tym adekwatne do nich analizy ilościowo-jakościowe. W Polsce, podobnie jak w wielu innych krajach Europy, syndrom wypalenia zawodowego jest stałym zjawiskiem, choć determinowanym częściowo odmiennymi czynnikami. 

Nic dziwnego, że w prowadzonych dzisiaj badaniach diagnostycznych (na zasadzie już swoistej mody, okazji do rzekomej aktualności, by uchwycić stan zjawiska w danym okresie) otrzymujemy potwierdzenie o stanie wypalenia zawodowego nauczycieli na poziomie ok. 25 proc. Tak było przed pandemią i tak jest w trakcie jej trwania. Kto był wypalony dalej nim będzie, tylko szczęśliwy jest, że może przenieść odpowiedzialność za nicnierobienie, a stawianie uczniom wymagań, na zewnętrzne okoliczności, na chaos rządzenia w RP, na brak czy spóźnioną akcję szczepień, na to i tamto ... , bo przecież każdy czytelnik takich doniesień to zrozumie.

Centralistycznie zarządzający szkolnictwem urzędnicy upartyjnionego resortu edukacji (od lat tak się dzieje) będą tylko wykorzystywać do walki politycznej w kraju doniesienia zatroskanych dziennikarzy o wypaleniu nauczycieli, generalizując je na całą społeczność pedagogiczną, dzięki czemu zyskują usprawiedliwienie dla dalszego poniżania tej grupy zawodowej, marginalizowania jej uzasadnionych potrzeb i nieszanowania godności zaangażowanych w edukację profesjonalistów pod pozorem rzekomej troski o uczniów. To sprawujący władzę będą szczuć społeczeństwo przeciwko nauczycielom, skoro są wypaleni, nie mogą uczciwie pracować, bo nie chce im się, a potrafią jedynie narzekać i zgłaszać kolejne roszczenia. 

Otóż rodzice uczniów, którzy są zadowoleni, a nawet zachwyceni nauczycielami bez względu na okres wykonywania przez nich zawodu, mogą stać się dla tych najbardziej zaangażowanych, oddanych, z pasją poszukujących i stosujących nowe formy, metody, środki kształcenia dzieci i młodzieży także w formie zdalnej, powinni komunikować im swoje pozytywne odczucia, gdyż syndrom wypalenia dotyka nie tylko pozorantów, nieudaczników, kiepskich rzemieślników nauczycieli nieradzących sobie z nadmierną kontrolą i roszczeniowością nadzoru pedagogicznego bez okazywania im wsparcia, nauczycieli źle opłacanych, ale także tych najbardziej zaangażowanych w swoją pracę. 

Syndrom wypalenia dotyka też nauczycieli z pasją, maksymalizujących swoje zaangażowanie w pracę z uczniami, gdyż stawiają samym sobie bardzo wysokie wymagania zapominając o psychofizycznych ograniczeniach własnej wytrzymałości z tytułu nowych obciążeń. Tacy nauczyciele spychają na plan dalszy własne potrzeby i oczekiwania ich środowiska rodzinnego.  

Pasjonaci nauczycielskiej profesji, a nawet sztuki kształcenia, jeśli mają w swej więks povzucie akceptacji, to uruchamiają u innych nauczycieli siły społecznego i psychicznego wsparcia, organizując m.in. spotkania, konferencje, webinaria, dzielą się publikacjami  i pomysłami, uruchamiają akcje społecznego zrozumienia i dostrzegania wartości ich pracy ("O co chodzi w szkole?"). Należą im się wyrazy najwyższego szacunku.