18 stycznia 2021

Długo oczekiwany zbiór tekstów i dokumentów Bogdana Nawroczyńskiego

 


Każdemu pedagogowi akademickiemu powinno zależeć na poznaniu dziejów polskiej pedagogiki przez pryzmat życia i działalności naukowej profesora Bogdana Nawroczyńskiego (1882-1974), które dokumentuje znakomicie przygotowany przez Lecha Witkowskiego wybór w większości nieopublikowanych dotychczas dokumentów (korespondencja, recenzje) i tekstów Uczonego, humanisty, świadka i aktora  kilku okresów historycznych Polski: ostatnich lat pod zaborami, dwudziestolecia międzywojennego, okupacji hitlerowskiej oraz Polski Ludowej z jej fazami stalinowskiego totalitaryzmu i narzucania społeczeństwu polskiemu dewastującego system gospodarczy,  narodową kulturę, tradycje, edukację, szkolnictwo wyższe i naukę doktrynalnego socjalizmu. 

Dokonany wybór dokumentów, ich opracowanie, opatrzenie komentarzami oraz istotnymi z historycznego punktu widzenia porównaniami faktów zostało znakomicie przygotowane i opracowane edytorsko oraz wydane przez Oficynę Wydawniczą "Impuls" w Krakowie. Podoba mi się metaforyczny tytuł, jaki  został nadany temu opracowaniu - "Oddech myśli. Archiwalia główne. Wybór, komentarze i redakcja naukowa Lech Witkowski". Jak pisze autor tego wyboru i opracowania: 

Pora zaczerpnąć świeżego powietrza dla życia duchowego nowej epoki w polskiej pedagogice, by oddech myśli stał się głębszy, a jednocześnie byśmy  na plecach czuli wagę odpowiedzialności za te pokolenia, które zostały przez okresowe (a wydawałoby się, że bezpowrotne) wyroki historii i nierzetelne gry środowisk akademickich dotknięte najbardziej [s.41].   

Nie jestem przekonany, że dzięki temu opracowaniu oddech młodych pokoleń III RP będzie głębszy a środowisko akademickiej pedagogiki nie zostanie dzięki temu dotknięte nierzetelnością, gdyż te zjawiska są ponadpokoleniowe, uniwersalne, naturalne. Młodzi nie będą czytać Nawroczyńskiego, tak jak nie czytał go Witkowski, kiedy miał lat 25 czy 40.  To przychodzi z wiekiem, z wchodzeniem w okres rozstawania się z nauką i światem. Wówczas historia, przeszłość, wspomnienia nagle stają się kluczowe dla własnego systemu "oddechowego".  

Jak dzisiejsi młodzi zestarzeją się, to być może przeczytają tak dzieła Nawroczyńskiego, jak i Radlińskiej czy Korczaka. Teraz czytają teksty liczące do 10 stron, bo dla rozpraw większej objętości nie mają nie tylko cierpliwości i chęci, ale także odpowiedniego przygotowania naukowego. 

Przeczytałem to opracowanie z ogromną przyjemnością. Wykonane przez Witkowskiego zadanie przekraczało możliwość pracy badawczej jednej osoby, a mimo to zostało świetnie zrealizowane. Zapewne mógłby nad nim pracować interdyscyplinarny zespół, by dotrzeć nie do jednego - jak w tym przypadku - Archiwum PAN w Warszawie, ale do wielu archiwów, w tym koniecznie do IPN, uczelni, z którymi współpracował Nawroczyński, do czasopiśmiennictwa z lat 1919-1974 i po jego śmierci. Jednak nawet bez tego mamy fantastyczny dostęp do źródeł, od poszukiwania których uwolnił historyków ich naukowy redaktor i komentator.  

Witkowskiemu należą się wyrazy uznania za merytorycznie znakomity efekt jego samotnej, tytanicznej pracy z źródłami, bowiem stworzył - zarówno historykom wychowania, jak i pedagogom innych subdyscyplin pedagogicznych - doskonałe podstawy do dalszych badań i analiz.  Całe szczęście, że w patologicznej parametryzacji osiągnięć naukowych wreszcie uwzględniono tego typu publikacje, toteż w tym także wymiarze ich redaktor będzie administracyjnie i akademicko doceniony.  

Lech Witkowski przyjął bardzo oszczędną, mniej natarczywą w komentarzach i interpretacji postawę, a więc odmienną od swoich włąsnych publikacji, by kolejne pokolenia podjęły trud pogłębionych studiów i analiz wydobytych na światło dzienne tekstów Nawroczyńskiego. Największą wartością historyczno-pedagogiczną jest wydanie "Wspomnień starego pedagoga", a więc autobiografii Nawroczyńskiego, do której w tej wersji nie sięgnęli jak dotychczas historycy wychowania i oświaty, a powinni. 

Dotychczas ukazały się z grona najbliższych Nawroczyńskiemu uczniów autobiograficzne wspomnienia Wincentego Okonia (Samo życie osiemdziesięciolatka z autobiografią naukową autora, 2005) i  Czesława Kupisiewicza (Okruchy wspomnień 2004; Lata wojny i robót przymusowych 2008; Okruchy wspomnień z lat 1940 – 1969 - 2008). 

Jak każdy tego typu pamiętnik powstający pod koniec życia (pisał go w latach 1969-1972) ma swoje zalety, ale i wady, które nie  dotyczą jedynie stosowanej przez autora cenzury, powierzchowności relacji, pomijania koniecznych wyjaśnień, uzasadnień zaistnienia określonych zdarzeń, ocen lub opinii osób w nie zaangażowanych, ale także faktów historycznych i ich kontekstu społecznego, politycznego, kulturowego itp. Wiele danych wymagałoby skonfrontowania z innymi źródłami, także osobowymi, ale - niestety - nie żyją już ich świadkowie i (współ-)sprawcy. Nadal zatem będziemy skazani na hipotezy, domniemania, a może i kwestie wykorzystywane do pozanaukowych celów.  Jak słusznie pisze L. Witkowski w swoim "Postsricptum do "Wspomnień starego pedagoga":

Tekst wspomnień Bogdana Nawroczyńskiego, tu po raz pierwszy udostępniony, czyta  się, jak sądzę, nie tylko jako relację i świadectwo frapującej indywidualnej biografii, uwikłanej w rodzinne niuanse i prywatne okoliczności, ale także jako opis losu całego "pokolenia historycznego", jak je rozumiała Helena Radlińska, oraz jako przyczynek do ważnych akcentów w historii polskiej szkoły i losów pedagogiki [s.397]. 

Możemy dziś porównywać autonarrację Nawroczyńskiego z wspomnieniami innych wybitnych uczonych tamtego pokolenia, jak chociażby Wincentego Okonia, Józefa Pietera czy Czesława Kupisiewicza. Niestety, tajemnice i szczegóły wspólnych spotkań, rozmów i wydarzeń zabrali ze sobą do grobu. Nie da się zatem zweryfikować zasadności pewnych opinii, odczuć czy interpretacji, gdyż zawsze jest ich tyle, ile uczestniczyło w nich osób. Większość w ogóle nie została zarejestrowana i opublikowana. 

To po części wyjaśnia nieobecność na kartach pamiętnika wątków wnikliwiej obnażających krzywd i blokady, jakie dotknęły zasłużonego pedagoga w okresie PRL-u do tego czasu; a przecież i później, aż do śmierci, nie wszystkie rachunki zostały wyrównane [s.400].  

Wykształcony i wypromowany naukowo przez Nawroczyńskiego dydaktyk i komparatysta prof. Czesław Kupisiewicz przywołując syntetycznie błędy swojego pokolenia stwierdził:

Kryteria podziału opisywanych tutaj błędów w działalności niektórych polskich pedagogów współczesnych mają subiektywny charakter. Autor tego opracowania nie rości sobie przy tym prawa, by uchodzić za osobę upoważnioną z jakiegokolwiek tytułu do  wytykania innym ich słabości, ponieważ sam też nie był od nich wolny. Nie uważa ponadto prezentowanego tutaj zestawu owych błędów ani za pełny, ani za bezdyskusyjny. Załóżmy przy tym, że błędy popełniane przez niektórych polskich pedagogów utrudniają rozwój polskich nauk o wychowaniu, a niekiedy wręcz go uniemożliwiają. Gdyby je ułożyć w porządku alfabetycznym – co jest wskazane, ponieważ nie przesądza à priori o dominacji jednych nad drugimi – wówczas powinny nimi być: autopromocja; autoreklama oraz błędy terminologiczne.   [Kupisiewicz, Moje pedagogiczne credo

Wydane przez Witkowskiego archiwalia zawierają także rozprawę Nawroczyńskiego z 1938 r. zatytułowaną "Polska myśl pedagogiczna", którą zdążyła już wydać w 2018 r. Agnieszka Skulimowska. Nie ma to jednak znaczenia, gdyż jest to nie trzecie, a - ze względu na powyższe - już czwarte wydanie wzbogacone o noty autorstwa Witkowskiego, w których uściśla pewne kwestie. O trzecim wydaniu i komentarzu do niego pisałem już w blogu. Redaktor tego wydania nie podjął się analiz czy interpretacji tej rozprawy. 



Część trzecia niniejszego tomu została zatytułowana "Ojciec chrzestny pedagogiki polskiej", co brzmi mafijnie, ale może i ma to jakiś ukryty czy podświadomie wyzwolony sens. Okres PRL był niewątpliwie czasem "mafijnego" promowania w nauce "swoich" i wykluczania "obcych", odmawiających podporządkowania się marksistowsko-leninowskiej ortodoksji, której mentalne pozostałości i mechanizmy rozdawnictwa różnych członkostw tkwią jeszcze w Polskiej Akademii Nauk i w wielu uniwersytetach. 

Całość oprtacowania Witkowski zamyka brakiem zakończenia, usprawiedliwiając się niespożytkowaniem załączonego w tomie dorobku do własnych interpretacji. One w istocie mają w nim rozproszone miejsce. Myśl Nawroczyńskiego była też przedmiotem wcześniejszych studiów i własnych rozpraw Witkowskiego (chociażby w "Przełom dwoistości w pedagogice polskiej" 2013) a także zapowiadał przygotowanie niniejszego tomu w czasie konferencji naukowej zorganizowanej w Humanitas w Sosnowcu z okazji setnej rocznicy urodzin klasyka polskiej pedagogiki. Lada moment ukaże się tom z tej debaty zawierający także referat L. Witkowskiego. 

 


Każdy badacz myśli pedagogicznej i jej twórców może stosować własną typologię, klasyfikację uczonych od tych naj, naj, naj do tych nieco lub o wiele słabszych, mniejszej rangi, znaczenia itp. Powinien jednak uzasadnić kryterium takich porównań. Lech Witkowski tego nie czyni. Stwierdza zaś we wprowadzeniu, że Nawroczyński nie był wybitnym teoretykiem

Kim zatem był Nawroczyński, jak nie wybitnym teoretykiem? Jego zdaniem (...) był z pewnością postacią wybijającą się w swoim pokoleniu wielowymiarową interakcją, która jeszcze przed II wojną zaowocowała jego istotną rolą w kształtowaniu trzonu tworzących się środowisk pedagogicznych (Wilna, Lwowa, Warszawy, Poznani), oraz gestami uznania, w tym powołania w 1939 roku do Polskiej Akademii Umiejętności. Zapewne chyba nikt z czołowych pedagogów nie był tyle razy targany sprzecznymi wichrami historii, przekładanymi na dramatyczne decyzje  niszczące nadzieje i wizje, zabierające motywację, ale i późniejsze powroty w aurze szacunku i gestów honorujących [s. 13-14].

Musimy zatem poczekać na dalsze, względnie rzetelne badania historyczne, biograficzne i naukową interpretację dzieł oraz dokonań Nawroczyńskiego w pedagogice oraz dla pedagogiki. Jest to o tyle istotne, że otrzymaliśmy sygnały o niegodnych naukowca postawach Bogdana Suchodolskiego, Heliodora Muszyńskiego, Ignacego Szaniawskiego, Aleksandra Lewina czy Zygmunta Mysłakowskiego w okresie rozwijającego się stalinizmu i nasilającej się w latach 70. XX w. sowietyzacji pedagogiki polskiej.  

Witkowski pomija jednak przejęcie katedry Nawroczyńskiego przez Wincentego Okonia, natomiast niesłusznie wymienia nazwisko Stefana Baleya (s. 598) jako tego, który rzekomo składał stalinowskiej władzy wiernopoddańcze hołdy. Tymczasem podręcznik Baleya został ordynarnie zdewastowany po jego śmierci w 1952 r. (wbrew jego odmowom owej władzy za życia) odwołaniami do bolszewickich psychologów przez psycholog Marię Żebrowską. To ona dopisała po jego śmierci akapity i przypisy z radzieckiej pedagogiki, które miały nadać podręcznikowi Baleya prosowiecką aktualność, a być może owej redaktorce chwałę w bolszewickiej wersji uprawiania tzw. nauki. Warto zatem być ostrożniejszym w formułowaniu takich osądów.  

Warto posiąść tę książkę i zapoznać się z jej treścią, żeby także przekonać się o tym, jak pisane były w tamtym ustroju wydawnicze recenzje rozpraw naukowych, osiągnięć kandydatów do habilitacji lub opinie na stanowisko profesora oraz jak odbierane były przez środowisko naukowe niektóre prace Bogdana Nawroczyńskiego, Lech Witkowski stworzył znakomity fundament do dalszych badań historyczno-pedagogicznych oraz analiz genezy i ewolucji polskiej myśli pedagogicznej w XX wieku. Zaszczepieni tą treścią naukowcy mają szansę na "rehabilitację".