07 sierpnia 2020

Co wolno profesorowi uniwersytetu?

 





Profesor Jan Hartman z Uniwersytetu Jagiellońskiego poświęcił swój felieton w tygodniku "Polityka" kwestii rzekomego zakazu dzielenia się przez profesorów ze swoimi studentami własnym poglądem na świat.  

Gdzie, jeśli nie na uniwersytecie, mamy rozmawiać o najważniejszych sprawach współczesności, o przyszłości i o przeszłości? Owszem, możemy robić to wszędzie, lecz czyż uniwersytet, gromadzący najbardziej kompetentne osoby, nie powinien być motorem publicznej debaty, dającej jej najlepsze przykłady i ustalając najlepsze dla niej wzory? No i w końcu, gdzie można liczyć na tyle mądrości i słuszności, których pragniemy i potrzebujemy jako rezultatu każdej debaty, jeśli nie na uniwersytecie? (Co wolno profesorom? (Polityka nr 32, s. 88)

Trochę mnie dziwi tak wyłożony dylemat, skoro ów profesor nie stanął w obronie tego prawa, kiedy zawieszano w akademickich czynnościach profesora Aleksandra Nalaskowskiego na UMK w Toruniu oraz gdy studenci Uniwersytetu Śląskiego zażądali dyscyplinarnego ukarania profesor socjologii Ewy Budzyńskiej za uwzględnienie w wykładzie z socjologii rodziny wyników badań prenatalnych. 

Temu pierwszemu profesorowi nie wolno publikować krytycznych wobec ruchów LGBTQ+ felietonów na łamach tygodnika "Sieci", zaś ta druga nie powinna twierdzić, że dziecko w fazie prenatalnej swojego rozwoju jest człowiekiem a rodzina składa się z męża i ojca oraz matki i żony. 

Natomiast publikowanie felietonów z perspektywy lewicowego światopoglądu i tym samym ideologii lewicowej jest dozwolone, bowiem prof. Jan Hartman jako członek akademickiej wspólnoty najstarszego, badawczego uniwersytetu w kraju ma prawo bezpośrednio i pośrednio dzielić się ze swoimi studentami własnym podejściem do świata. 

Ma rację: Jako wspólnota profesorów i studentów, zakorzeniona w świecie społecznym, uniwersytet powinien kipieć wolną myślą, sporem i debatą. Powinien być organicznie, do cna polityczny, w tym sensie polityczności, jaki nadał temu pojęciu jego twórca Arystoteles, zwany Platonem [tamże]

Nieco dziwi mnie naiwne podejście do pojęcia polityka, które miałoby dotyczyć racjonalnej troski o dobro wspólne, skoro w III Rzeczpospolitej o dobro wspólne politycy i rządzący wszystkich partii (władzy, opozycji, formacji pozaparlamentarnych) wcale nie zamierzają troszczyć się o wspólne dobro. Pojęcie to zniknęło już z przestrzeni publicznej, politycznej oraz... niestety, także akademickiej.     

Dlaczego ktoś może powoływać się na filozofię Marksa i Engelsa, cytować Włodzimierza I. Lenina czy Nadieżdę K. Krupską, otwarcie atakować Kościół katolicki, ale jak ktoś inny sięga do Starego i Nowego Testamentu czy Nauki Społecznej Kościoła katolickiego, to jest poddawany opresji ze strony studentów czy własnego środowiska naukowego? 

Kształtowanie edukacji powszechnej i akademickiej według ideologicznych wzorców w zależności od preferowanego przez partię władzy światopoglądu nie może być rozpatrywane w kategoriach prawdy lub fałszu czy tego, która ideologia jest lepsza, a która gorsza.

Jednak, jak trafnie pisał o tym A. Nalaskowski: "Wzajemne spieranie się ideologii przebiega na płaszczyźnie alternatywnej - to znaczy jedna może wyprzeć inną. Niemożliwe jest, aby współdziałały. Zjawisko tak radykalnego wykluczania się nie zachodzi ani w sferze światopoglądu, ani tym bardziej filozofii [A. Nalaskowski, Ideologiczny gen oceny, Nowe w Szkole 2000 nr 5, s.4] 

Innymi słowy bezcelowe jest spieranie się o to, która z ideologii czy który ze światopoglądów jest lepszy, bardziej lub mniej wartościowy, ważniejszy, słuszny itp., skoro  żaden nie jest stanem obiektywnym, ale subiektywnym, mocno wzmacnianym lub wykluczanym społecznie przez sprawujących władzę, by można było ją utrzymać jak najdłużej lub odzyskać, jeśli się ją utraciło. 

Trzeba jedynie odwoływać się do emocji obywateli, wyborców w taki sposób, by opowiadali się za jedną ideologią, a inną wykluczali, obawiając się jej upełnomocnienia przez opozycję. Ocenianie pracowników naukowych przez studentów czy współpracowników, członków tej samej społeczności naukowej w ramach reprezentowanej dyscypliny naukowej z powyższej perspektywy jest z jednej strony czymś naturalnym, ale z drugiej staje się ukrytą lub jawną manifestacją władzy, kiedy wpisuje się w egzekucję prawa do identyfikowania się tylko z jedną z nich. 

Tak, jak nauczyciel akademicki nie powinien w żadnej mierze kwestionować prawa studentów czy innych pracowników do ich osobistego światopoglądu i manifestowania go, tak samo powinno to dotyczyć studentów czy administracji uczelnianej. Jak obserwujemy scenę polityczną w Polsce od trzydziestu lat, to coraz bardziej przekonujemy się, że język ideologii nie jest językiem wspólnym Polaków, środkiem do komunikacji mającej sprzyjać budowaniu wspólnoty, a tym, bardziej wspólnego dobra. Ludzie jako przekonani do wybranej ideologii walczą o to, by to ona właśnie zwyciężyła a nie inna.

W świecie otwartym, pluralistycznym obywatele mają dostęp do uczelni, które mają jednoznacznie określony aksjologiczny i światopoglądowy standard, jak np. Katolicki Uniwersytet Lubelski Jana Pawła II w Lublinie czy Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, ale jest też uczelnia kształcąca w duchu ekumenizmu religijnego - Chrześcijańska Akademia Teologiczna w Warszawie. Są też uniwersytety, politechniki czy akademie kształcące pragmatycznie studentów i akademików bez warunkowania ich postaw według określonego światopoglądu. Można jednak w ich jednostkach rozpoznać osoby jednoznacznie wyznające światopogląd świecki czy religijny, będące ideologicznie konserwatywne, nacjonalistyczne, liberalne, libertariańskie, lewoskrętne, a nawet anarchistyczne. 

Czy z tego powodu należy odmawiać prawa do własnego światopoglądu, ideowych przekonań? Tak pisał o tym dylemacie dwadzieścia lat temu prof. A. Nalaskowski: Próba określenia wspólnego wizerunku dla kilku milionów uczniów, ponad pół miliona nauczycieli, kilkudziesięciu tysięcy szkół - jest utopią dającą utrzymanie całej rzeszy badaczy i urzędników. W takiej sytuacji rozwiązaniem może być tylko ustalenie tak generalnej i ogólnikowej treści standardu edukacji, że aż bezużytecznej [Ideologiczny gen oceny, Nowe w Szkole 2000 nr 6, s.6-7].  

Zdaje się, że dochodzimy w kraju do momentu, w którym sprawujący władzę będą chcieli podporządkować edukację, a być może i  badania naukowe oraz programy kształcenia akademickiego jednej ideologii. Tak postępowali też ich poprzednicy, tyle tylko że nie manifestowali tego. Wówczas czeka uczniów i studentów to, o czym pisał toruński pedagog, iż (...) w tej sytuacji oświata może tylko dygać z usłużnym westchnieniem: Tak, proszę pana. Jest bowiem pariasem, którego z łaski się nie urynkawia, jest kopalnią węgla utrzymywaną z dotacji, jest mniej ważna od służby zdrowia (głupi może przeżyć, a chory nie). Stojąc przed szansą zmiany świata godzi się z walkowerem. Wbrew potoczności edukacja jest miejscem walki [tamże, s. 7]. 

Wyimaginowany dla niniejszej refleksji ideowy konflikt między profesorami  Janem Hartmanem a Aleksandrem Nalaskowskim jest nierozwiązywalny, bowiem każdy z nich chce innej podstawy aksjonormatywnej dla edukacji, nauki i kształcenia akademickiego, także dla bycia profesorem uniwersytetu. Dla pierwszego podstawą jest ideologia lewicy, świeckości państwa (ideologia socjaldemokracji), dla drugiego ideologia konserwatywna odwołująca się do dekalogu, do wartości chrześcijańskich, które zawarte są w Konstytucji III RP z 1997 r.  

Zdaniem J. Hartmana: (...) prawda i słuszność jest na świecie, i to nie tylko w fizyce i chemii.! Co więcej, mitygowanie się i ukrywanie swoich przekonań pod pretekstem bezstronności jest hipokryzją i tchórzostwem, wywierając jak najgorszy wpływ na studentów, którzy powinni uczyć się od swoich profesorów autentyczności i zaangażowania (Polityka, dz.cyt).          

Tyle tylko, że ani prof. Budzyńska, ani prof. Nalaskowski nie mogą być autentyczni i zaangażowani. Czyż nie?  



           

         



            

 

06 sierpnia 2020

Kiczowaty ranking szkół wyższych i kierunków kształcenia PERSPEKTYW




Od kilkudziesięciu lat jestem niezmiennie przeciwnikiem wszelkich rankingów, gdyż ich wiarygodność jest niska, wbrew podawaniu przez redakcję czasopism metodologii ich konstruowania. Ten KICZ PUBLICYSTYCZNY nadaje się do śmieci, toteż całe szczęście, że nie trzeba kupować miesięcznika, by zapoznać się z jego treścią i utwierdzić w powyższej ocenie.

Przyjęte kryteria oceny uczelni, a także tego, jaki jest rzekomo poziom kształcenia w nich studentów na poszczególnych kierunkach mają w dużej mierze intersubiektywną wartość. Tzw. dane obiektywne są częściowo niezależne od uczelni, które prowadzą kształcenie, bo np. jaki wpływ mają na dobór kandydatów. Oceny są oparte na domysłach, opiniach, konflikcie interesów tych, którzy wypełniają stosowne formularze. Zupełnie niezrozumiałe jest przypisanie 10% punktów na pedagogice za ... wyniki egzaminu lekarskiego lub aplikacje prawnicze: 

 

Jak jakaś uczelnia nie wypełni przesłanych jej formularzy rankingowych, to wypełni je za nią redakcja. Czy tak rośnie lipa?  

Przykład?  Bardzo proszę, z mojej dyscypliny i kierunku kształcenia, jakim jest PEDAGOGIKA. Piszę o tym bez jakichkolwiek rozczarowań, żalu czy pretensji. Po prostu widzę po danych, jak wciska się czytelnikom przysłowiowy kit. 

Oto mamy tzw. ranking kształcenia na kierunku PEDAGOGIKA SPECJALNA. Sprawdzam: 

Miejsce 2020

Nazwa uczelni

WSK

1

Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu

100

2

Uniwersytet Warszawski

90.7

3

Akademia Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie

76.5

3

Uniwersytet Pedagogiczny im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie

76.5

5

Uniwersytet Śląski w Katowicach

66.4

6

Uniwersytet Gdański

65.2

7

Uniwersytet Medyczny w Białymstoku

64.3

8

Uniwersytet Łódzki

59.2

8

Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie

59.2

10

Warszawski Uniwersytet Medyczny

58.5

11

Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu

54.5

12

Katolicki Uniwersytet Lubelski Jana Pawła II

53.3

13

Akademia Wychowania Fizycznego im. Bronisława Czecha w Krakowie

50.0

14

Uniwersytet Szczeciński

48.0

15

Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie

44.6

16

Uniwersytet Przyrodniczo-Humanistyczny w Siedlcach

33.4



Co widzę? W tabeli umieszczono UNIWERSYTET ŁÓDZKI, w którym od lat nie kształci się na kierunku pedagogika specjalna. Co to zatem za kit??? Nie sprawdzam, czy podobnie jest w innych uczelniach. Informuję jedynie o POSTPRAWDZIE, o FAŁSZU, jakim posługuje się redakcja PERSPEKTYW. 


Jest też ranking kształcenia na kierunku PEDAGOGIKA. Nie dyskutuję z jego wynikami, bo akurat w UŁ jest ono prowadzone. Trudno jest dyskutować z wynikiem własnej uczelni, ale skoro na II miejscu jest Akademia WSB w Dąbrowie Górniczej, co bardzo mnie cieszy, bo rzeczywiście uzyskała w ub. roku uprawnienia do nadawania stopnia naukowego doktora, to jednak dziwi mnie dużo niższa pozycja liczącej sobie prawie 100 lat Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie, która ma uprawnienia do nadawania stopnia naukowego doktora habilitowanego i nieporównywalnie z WSB  nie tylko lepszą i liczniejszą kadrę kadrę naukowo-dydaktyczną. 

Jeszcze niżej jest SGGW i ATH w Bielsku - Białej, co mnie akurat nie dziwi, bo te szkoły nie posiadają żadnych uprawnień akademickich w kwalifikowaniu naukowych kadr pedagogicznych. Są jednak wyżej niż UŁ, którego wydział Nauk o Wychowaniu ma zdecydowanie i obiektywnie lepszy kapitał kadrowy i dydaktyczny. Tak można rzecz jasna porównywać ze sobą każdą z 31 szkół wyższych, które umieszczono w tym rankingu. 

Nie będę tego czynił, bo zaraz obrażą się niektórzy, że podważam tak ważny ranking, gdyż UŁ zajmuje w nim 13 miejsce. A niechby było i na 31, co za różnica?  W końcu jest to tylko lipna zabawka w rękach publicystów, którzy narzekają w polskiej polityce na populizm i kryzys moralny. Sami przyczyniają się do niego.


     

05 sierpnia 2020

Zmarł światowej sławy psycholog Jan Strelau



Wczoraj zmarł jeden z najwybitniejszych polskich uczonych przełomu XX i XXI wieku, profesor psychologii Jan Strelau. Każdy student psychologii, ale także pedagogiki musiał zetknąć się z jego regulacyjną teorią temperamentu. 

Cztery lata temu  Profesor został laureatem pierwszej edycji Nagrody im. Pierwszego Rektora Uniwersytetu Łódzkiego Prof. Tadeusza Kotarbińskiego .

Kapituła pod przewodnictwem ówczesnego rektora UŁ prof. Włodzimierza Nykiela oraz wybitnych profesorów nauk humanistycznych przyznała to wyróżnienie wyjątkowemu psychologowi, którego dzieła cenione są nie tylko w kraju, ale na świecie. Zmarły członek rzeczywisty PAN, doktor honoris causa multi jest autorem znakomitych rozpraw naukowych. 

Jedną z jego ostatnich monografii była obejmująca okres ponad pięćdziesięcioletnich badań książka p. t. "Różnice indywidualne. Historia – determinanty – zastosowania"(Warszawa 2014, s. 788). W czasie Jubileuszu 70-lecia UŁ mówił ze skromnością, ale i uzasadnionym poczuciem osobistej radości o tym, jak istotną rolę odgrywają badania z psychologii różnic indywidualnych we współczesnych naukach humanistycznych. Przypomnę wypowiedź Laureata tej Nagrody:


(...) Proszę Państwa, żyję długo, ale takich emocji jeszcze nie doznawałem, jak odbierałem nagrody. Przypomina to Oskary, w trakcie których każdy czeka, czeka, aż się ktoś doczeka.... (brawa). Magnificencjo, Panie Rektorze, Dostojna Kapituło, Szanowni, Drodzy Państwo! Ta Nagroda będzie promieniowała w skali kraju, nie dlatego, że ja ją dostałem, ale ze względu na postać, która jest przez nas tak gorąco lubiana, szanowana i naprawdę niezwykła. Także dlatego, że ustanowienie tej Nagrody, to także jest promocja szeroko rozumianej humanistyki. Nie byłoby naszej tożsamości, gdybyśmy nie sięgali do tego, co było, do tego, co jest i do tego, co będzie. To pozwala nam jakoś znaleźć się w tym świecie. Ale przewodnikami do tego, żeby wiedzieć, jak znaleźć się w tym świecie, to są badacze, którzy zajmują się szeroko rozumianą humanistyką. Niestety, nie docenianą w naszym kraju, i to z wielu powodów.

Wydaje się, że humanistyka w zakresie szeroko rozumianych nauk, tak, jak je rozumiemy w naszym kraju, jest ciągle kategorią drugą. To się między innymi przejawia w tym, że w szeregu nagród, których się udziela, przechodzą one do rąk przedstawicieli nauk ścisłych, nauk biologicznych. MA to miejsce m.in. także dlatego, że ta punktacja, którą się przyznaje za publikacje jest punktacją nie mającą się nijak do punktacji za dorobek humanistów, gdzie się podręczników, monografii po prostu nie docenia.

Proszę Państwa, ja myślę sobie, że każdy z nas nominowany do tej Nagrody gratuluje innym. Chyba to przez przypadek tak się stało, że to ja ją dostałem... może ze względu na wiek (oklaski), ale myślę sobie, że chyba każdy z nas zadał sobie pytanie, właściwie - kto to jest profesor Tadeusz Kotarbiński? Proszę Państwa, ja miałem okazję jako student II albo III roku zaznajomić się z pracą "Traktat o dobrej robocie" , ten traktat, który sam profesor Kotarbiński uznał, że jest to jego najważniejsze dzieło. Ten "Traktat..." zapewnił temu Wielkiemu Uczonemu, Wielkiemu Badaczowi i autorytetowi stałą pozycję w świecie jako twórcy prakseologii, czyli teorii skutecznego działania.

Kiedy czytałem ten "Traktat" nie w całości, ale wybrane rozdziały, wybrane paragrafy, to jedna rzecz uderzyła mnie jako badacza różnic indywidualnych. Otóż profesor Kotarbiński wyraźnie stwierdza w tym swoim dziele, które - nawiasem mówiąc - liczy ponad 600 stron, a jest cytowane ok.1000 razy. Przedstawiciel nauk ścisłych, biologicznych powiedziałby - "Co to jest 1000 razy?", bo u nich to cytowanie przebiega w sposób zupełnie inny. W naukach humanistycznych książka, która jest cytowana 1000 razy, to znaczy, że naprawdę jest cenna, czytana i popularna.

Otóż, kiedy studiowałem ten tekst, to zwróciłem uwagę na jedną rzecz, a mianowicie, że prof. Kotarbiński zwraca uwagę na fakt, że po to, aby być mistrzem w dobrej robocie, w dobrym działaniu, to trzeba mieć zapasy naturalne, swoistego rodzaju naturalne uzbrojenie. Innymi słowy, nie każdy zostaje mistrzem. Mistrzem zostaje ten, kto ma albo wybitną inteligencję, albo wybitne zdolności specjalne, wybitną kreatywność. To są te problemy, które mnie fascynują i ja się nimi zajmuję.

Jeszcze drobny, prywatny wątek. Ja jestem wnukiem profesora Kazimierza Twardowskiego, wnukiem naukowym. Moim promotorem był profesor Mieczysław Kreutz, wybitny psycholog, specjalista światowej sławy od introspekcji, natomiast ja u niego zrobiłem doktorat. To Kreutz założył pierwszą Katedrę Psychologii we Lwowie, zaś profesor Kotarbiński robił doktorat u profesora Twardowskiego będąc jednym z jego najzdolniejszych uczniów.
Czas szybko mija. Nie powinienem już dłużej mówić. Chcę jedynie podkreślić, że należę do rodziny, której członkiem jest prof. Tadeusz Kotarbiński. Dziękuję bardzo!". 


Do najważniejszych dzieł prof. J. Strelaua, z których nadal będą korzystać kolejne pokolenia badaczy, zaliczyć należy: 

·         Temperament i typ układu nerwowego. Warszawa: PWN, 1969 (wyd. 2., 1974).

·         Temperament, personality, activity. Londyn: Academic Press, 1983; przekład na język polski Temperament, osobowość, działanie (Warszawa: PWN, 1985) i chiński (Pekin: Liaoning People Press, 1987).

·         Inteligencja człowieka. Warszawa: Żak, 1997.

·         Formalna Charakterystyka Zachowania – Kwestionariusz Temperamentu (FCZ-KT): Podręcznik. Warszawa: Pracownia Testów Psychologicznych PTP, 1997, współautor: B. Zawadzki.



·         Kwestionariusz Temperamentu PTS: Podręcznik. Warszawa: Pracowania Testów Psychologicznych PTP, 1998; współautor: B. Zawadzki.

·         Temperament: A psychological perspective. Nowy Jork: Plenum Press, 1998; wyd. polskie Psychologia temperamentu (Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN, 1998, ​wyd. 2., 2001, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN).

·         The Pavlovian Temperament Survey (PTS): An international handbook. Getynga: Hogrefe & Huber Publishers,1999; współautorzy: A. Angleitner, B.H. Newberry.


·         Psychologia różnic indywidualnych. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe Scholar, 2002 (wyd. 2 rozszerzone, 2006).

·         Temperament jako regulator zachowania: z perspektywy półwiecza badań. Gdańsk: Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, 2006; przekład na język angielski Temperament as a regulator of behavior: After fifty years of research (Clinton Corners, Nowy Jork: Eliot Werner Publications, 2008).

·         Różnice indywidualne. Historia, determinanty, zastosowania. Warszawa: Scholar, 2014.


Godne podkreślenia jest wydanie pod redakcją J. Strelaua trzech tomów podręcznika 

akademickiego "Psychologia": 

 

Profesor jest współtwórcą pierwszego prywatnego Uniwersytetu SWPS z siedzibą w
Warszawie. Był też wiceprezesem Polskiej Akademii Nauk. 

Polska nauka, a szczególnie psychologia doznała niepowetowanej straty. Uczonych tej klasy i 
światowej rangi jest w kraju niewielu. Gorąco polecam naukoznawcom pięknie poruszającą 
autobiografię Uczonego. 
     



04 sierpnia 2020

Całość i struktura jako kategorie systemowego oglądu edukacji





Seria autorskich monografii, akademickich wykładów i podręczników do różnych subdyscyplin pedagogiki została wzbogacona o najnowszą książkę z pedagogiki ogólnej znakomitego autora, em.profesora pedagogiki UMK w Toruniu ROMANA SCHULZA  

Zgodnie z założeniami tego cyklu rozpraw naukowych mamy wzbogacenie polskiej literatury przedmiotu o nowe IMPULSY i spojrzenie na przed­miot jej naukowych badań, ale też o klasyczne lub/i nieznane jeszcze sposoby podejścia do rozwiązywania problemów badawczych. 

W ponowoczesnej dobie naukowa wiedza rozwi­ja się z nieprawdopodobną dynamiką, intensywnością i częstotliwością, toteż coraz trudniej jest adeptom tej profesji odnaleźć się w jej labiryncie. Autorzy tej serii wydawniczej potwier­dzają aktualność przekazywanej nam wiedzy, jak i wychodzą w przyszłość z tym, co warte jest zatrzymania, reflek­sji czy dalszych badań. 

Właśnie dlatego nadałem tej serii tytuł: PEDAGOGIKA NAUCE I PRAKTYCE, bo każdy z auto­rów, pracując nad zakresem tematycz­nym własnej subdyscypliny naukowej, łączy w akademickim i podręczniko­wym zarazem przekazie teraźniejszość z przyszłością, która na naszych oczach i tak staje się już przeszłością.



Zachęcam do sięgnięcia po najnowszą rozprawę z pedagogiki ogólnej znakomitego autora, em.profesora pedagogiki UMK w Toruniu ROMANA SCHULZA.

Niewiele jest w kraju rozpraw z pedagogiki ogólnej, w których autorzy  przedstawiają własne podejście systemowe do myśli i edukacji. Profesor Roman Schulz należy do klasyków polskiej pedagogiki ogólnej zaskakując czytelników kolejnymi studiami   metateoretycznymi, dzięki którym  można spojrzeć na edukację  w sposób holistyczny. Jego najnowsza książka jest eksplikacyjnym poszerzeniem i pogłębieniem o optykę antropologiczną i animalną wcześniejszej pracy poświęconej procesom międzypokoleniowego wychowania młodych pokoleń w edusferze. 

W tym też wymiarze nabiera ona szczególnego znaczenia, biorąc pod uwagę kryzys zaufania i dysfunkcje w relacjach międzyludzkich tak w środowiskach rodzinnych, jak i placówkach opiekuńczo-wychowawczych.  Osadzenie edukacji w kulturze powinno sprzyjać powrotowi do myślenia o integralnym rozwoju człowieka oraz o zrównoważonym jego rozwoju z pomocą wychowawców, jak i dzięki samowychowaniu.

Autor uzasadnia mankamenty inkulturacji, by zarysować możliwe drogi wyjścia ku edukacji jako 

wartości dodanej w rozwoju jednostkowym osób. Dla nadania klarowności swojej narracji wprowadza 

przykłady zdarzeń czy pedagogicznych oddziaływań, usług prospołecznych pozwalających na 

dostrzeżenie potrzeby i możliwości nadawania porządku (ładu) światu pedagogicznej pracy i wartości. 

Propozycja zakorzenienia w pedagogice nowej kategorii pojęciowej, jaką ma być EDUSFERA jako byt 

kulturowy pozwalający na całościowe uchwycenie inkulturacji, jest dobrze uzasadnione, chociaż bliższe  angloamerykańskiej typologii, aniżeli kontynentalnej tradycji nauk o wychowaniu. 


Mamy w tej książce ciekawe podejście do porządkowania edukacyjnych sfer, a polegające najpierw na 

zrekonstruowaniu ich anatomii, by w swoistej rekonfiguracji i resekcji różnych ich elementów  dojść do 

edukacyjnych integronów. Wprowadza tym  samym nową kategorię pojęciową – integrony edukacyjne, 

które ma scalać wiedzę o czynnikach integrujących różne zmienne kulturowe. 


Dobór większości naukowych źródeł, które legły u podstaw opracowania własnego podejścia 

systemowego do pedagogiki i kluczowych w niej fenomenów, jest z drugiej połowy XX wieku, a mimo 

to nie straciły one na aktualności. Przywołane z nich myśli czy idee zostały trafnie włączone do 

własnego projektu przez R. Schulza, który uwzględnia już teleologiczne zróżnicowanie współczesnego 

wychowania.  

Ma rację prof. Aleksander Nalaskowski upominając się o powrót do literatury źródłowej, której treści były przez lata pomijane, a dzisiaj okazują się koniecznym powrotem do kultury, rozumienia świata wartości i symboli.  Rozprawa Romana Schulza podejmuje problem miejsca i roli edukacji w kulturze oraz roli kultury wq edukacji. Idealnie trafia w moment politycznych prognoz połączenia Ministerstwa Edukacji Narodowej z Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Może wreszcie polska edukacja zostanie właściwqie osadzona w szeroko pojmowanej kulturze. 

     


03 sierpnia 2020

Nie, ponieważ .... , czyli typowa reakcja na krytykę naukową


Coraz częściej odnajduję w publikacjach oraz projektach zespołów badawczych  kardynalne błędy metodologiczne w konstrukcji najbardziej banalnym, a przy tym małowartościowym narzędziu, jakim jest kwestionariusz ankiety. 

Jeśli takie błędy popełnia mój student, to mam możliwość natychmiastowego zareagowania. Gorzej, kiedy najprostsze błędy popełnia osoba ze stopniem naukowym doktora. Niestety, dotyczy to nie tylko części pedagogów, ale także psychologów, socjologów, politologów, itd.    

Właściwe nie chce mi się już o tym pisać, bo ile i jak często można zwracać uwagę na to, że ankieta nie powinna zawierać pytań rozstrzygnięcia, a więc rozpoczynających się od partykuły pytajnej "Czy....?", bo są one sugerującymi respondentom, co tak naprawdę pseudonaukowiec chce udowodnić.  

W ostatnich latach nastała swoistego rodzaju moda na wprowadzanie do ankiet skalowania postaw osób badanych wobec przedłożonych im przez badaczy sądów. Autorzy nie wiedzą, że nie wolno stosować podwójnych zaprzeczeń oraz więcej niż jedna zmienna (cecha) w sądzie, do którego ma ustosunkować się badany?   

Proszę zajrzeć do opublikowanych przeze mnie przykładów z różnych prac badawczych: 

1. Pseudonauka mimo wszystko   














Proszę zatem nie bronić pseudonaukowych narzędzi i projektów badawczych argumentacją typu: 

Ankieta którą przygotował nasz zespół badawczy znalazła zainteresowanie różnych ugrupowań; 

Nasze przedsięwzięcie badawcze realizowane jest w nurcie psychologii...  szeroko rozpowszechnionej na świecie oraz coraz częściej cieszącej się zainteresowaniem w kręgach polskich badaczy.

Przyjęty paradygmat badawczy jest zatem powszechnie przyjętą i metodycznie dojrzałą koncepcją badawczą. 

- ... zdecydowana większość pytań diagnostycznych, zawartych w kwestionariuszu, pochodzi z wystandaryzowanych narzędzi, powszechnie używane w badaniach psychologicznych miedzy innymi do pomiaru...;  

Wszystkie pytania, które nie stanowią części wystandaryzowanych narzędzi, a jest ich tylko kilka, mają szerokie zastosowanie w badaniach socjologicznych... ; 

- ... dobór pytań jest odpowiedni i właściwości psychometryczne co najmniej akceptowalne...; 

- recenzentem wydawniczym pracy, w której  znajduje się narzędzie badawcze, jest profesor X - autor metodologii badań w pedagogice społecznej.  Nie można zatem tego krytykować. 

itd., itp.  


 
 



02 sierpnia 2020

Czyżby akademicka wendetta pod pozorem troski o unikanie konfliktu interesów w postępowaniach awansowych?




Po powrocie z części urlopu przeczytałem na portalu  NGO.PL publicystyczny tekst Joanny Gruby p.t. "Dobre praktyki czy dobrzy koledzy? Konflikt interesów w ocenie dorobku profesorskiego" Już we wstępie zawiera on sensacyjną tezę:

"W artykule przedstawiono przykład zależności osobistej i zawodowej pomiędzy recenzentami w ocenie dorobku profesorskiego a kandydatem do tytułu profesora, na przykładzie postępowania dr. hab. Jacka Błeszyńskiego".

Już ta zapowiedź powinna dać wydawcy sygnał, że być może wcale nie chodzi jego autorce o to, by dowieść jakiejś patologii w akademickim postępowaniu awansowym, tylko kryje się za tym coś więcej, co nie dotyczy tego profesora. Wystarczy sprawdzić, że nie mamy tu do czynienia z analizą krytyczną postępowania jakiegoś kandydata do tytułu naukowego profesora, a więc doktora habilitowanego, ale rzecz dotyczy prawdopodobnie osobistych "porachunków" niedoszłej doktor habilitowanej z jednym z recenzentów jej postępowania habilitacyjnego, które miało miejsce wiele lat temu w miejscu pracy wspomnianego profesora. 

 Pani J. Gruba nie raczy o tym napisać, bo przecież ona tylko posługuje się w swojej publicystyce "przykładem", przy czym nie rozumie, czy może czyni to celowo, że aby pisać o czymś jako typowym przykładzie pojmowanym jako dowód w sprawie, trzeba mieć obiektywnie dające się zweryfikować dane. Tymczasem tekst jest nie tylko interesowną insynuacją mającego miejsce rzekomego konfliktu interesów z jej habilitacją w tle. Przywoływanie prawa ma tu być jedynie osłoną.

 Kiedy oceniamy prace dyplomowe studentów, musimy odpowiedzieć na pierwsze pytanie: Czy treść rozprawy jest zgodna z jej tytułem? Otóż w tym przypadku mam poważne wątpliwości, ale na szczęście nie jest to praca dyplomowa.  No to przyjrzyjmy się treści artykułu: 

 Druga teza wyjściowa brzmi:

 "Rzetelna, uczciwa i bezstronna recenzja osiągnięć naukowych osób ubiegających się o zaszczytny tytuł naukowy profesora powinna być bezsprzeczna, gdyż tylko taka ocena dorobku może podnosić poziom polskiej nauki."

 To jest oczywiste, że recenzja dorobku naukowego każdego akademika musi być rzetelna, uczciwa i bezstronna. Czyżby autorka tej tezy jako doktor nauk była w stanie ocenić merytorycznie poziom naukowy publikacji kandydata do tytułu naukowego profesora, skoro jej kompetencje naukowe zostały jednoznacznie podważone przez siedmiu profesorów (w tym także profesorów uniwersyteckich) pedagogiki, kiedy ubiegała się o stopień doktora habilitowanego w 2016 r. właśnie w UMK w Toruniu? Jeśli tak uważa, to dlaczego tego nie czyni? Dlaczego przez tyle lat od ukazywania się rozpraw tego pedagoga nie opublikowała na łamach czasopism z pedagogiki specjalnej ani jednej krytycznej recenzji jego publikacji?

 O co zatem chodzi? O to, czy profesor Jacek Błeszyński niesłusznie jest profesorem nauk społecznych, bo tak uważa pani doktor, czy może o coś zupełnie innego? Rozumiem, że gdyby wykazała w jego rozprawach plagiat, to mogłaby napisać do Prezydenta RP o wszczęcie przewidzianej ustawą procedury. W jej artykule mowy o tym nie ma.

 Czytam dalej: 

 Wydawałoby się, że dyskusje na temat tego, kto jest uprawniony do pisania recenzji w środowisku naukowym nie mają sensu. Oczywiste jest, że prace awansowe powinny być oceniane przez niezależnych ekspertów, niezwiązanych z osobami ocenianymi. Wiadomo, że recenzent inaczej oceni dorobek awansowy kolegi z pokoju lub swojego ucznia czy wychowanka, z którym łączą go serdeczne i przyjacielskie relacje, nie tylko zawodowe, ale i osobiste, natomiast inaczej natomiast oceni osiągnięcia w postępowaniu awansowym osoby obcej, z którą nie jest powiązany emocjonalnie. 

 Teraz następuje zwrot akcji. Autorka zapowiada nowy kierunek krytyki:

 W pierwszym przypadku istnieje ogromne prawdopodobieństwo pozytywnej oceny nawet słabych osiągnięć naukowych. W drugim przypadku z kolei jest duże prawdopodobieństwo rzetelnej i obiektywnej oceny osiągnięć naukowych przedstawionych w postępowaniu awansowym. Dlatego recenzenci oceniający osiągnięcia naukowe w postępowaniach awansowych powinni podlegać szczególnej selekcji, aby unikać tak zwanego „konfliktu interesów”. Jeżeli natomiast istnieje zależność pomiędzy recenzentem a osobą ocenianą, recenzent powinien zrezygnować z przypisanej mu funkcji.

 Czyżby zdaniem J. Gruby ówczesny kandydat do tytułu prawdopodobnie miał słabe osiągnięcia naukowe, ale w wyniku konfliktu interesów uzyskał pozytywną recenzję? Czy  mamy wyciągać wniosek, że ta pani miała gorzej, bo jej dorobek był słaby, tylko nie miała szczęścia do recenzenta, który nie tylko był jej zdaniem niekompetentny, ale i jego sukcesy są oparte na czyjejś interesowności? Czy może ma dowody na to, że być może mający miejsce konflikt interesów, który trzeba jednak udowodnić wprost a nie pośrednio, zadecydował o awansie naukowym prof. J. Błeszyńskiego jako jej recenzenta? 

Skoro podejmuje się problem postępowania na tytuł naukowy profesora, to powinno się wiedzieć, że procedura jest niezwykle długa i weryfikowana na kilku poziomach, tak przez organ rozpatrujący wniosek, jakim do tej pory były rady wydziałów czy instytutów naukowych z takim uprawnieniem, potem przez Centralną Komisję Do Spraw Stopni i Tytułów, a na końcu przez Kancelarię Prezydenta RP. Wniosek tego kandydata był znakomity, toteż nie ze względu na jednego recenzenta w tym postępowaniu uzyskał on nominację profesorską.

 Czy rzeczywiście autorce artykułu chodzi tu o konflikt interesów? Ktoś, kto ma stopień naukowy doktora nigdy nie uczestniczył w procedurach awansowych jako członek zespołów czy komisji oceniających czyjeś osiągnięcia naukowe. Nie ma zatem ani praktyki, ani kompetencji do formułowania zarzutów i ocen, gdyż jedynym środkiem jego analiz są domysły i mający miejsce w tle konflikt interesów między dr J. Gruby a prof. J. Błeszyńskim. Ten, kto został negatywnie oceniony w swoim postępowaniu awansowym, pisząc tego typu artykuł prawdopodobnie nie jest w pełni rzetelny, obiektywny i bezstronny.              

 Muszę zatem poinformować panią J. Gruby a zarazem czytelników portalu NGO.PL o mającej miejsce pseudoakademickiej publicystyce. Zaznaczam zarazem, że między mną a prof. J. Błeszyńskim nie zachodzą związki familijne, kumoterskie, zawodowe, bo nie jestem pedagogiem specjalnym i nie pracuję w UMK. Nie uczestniczyłem też w jego i jej postępowaniach awansowych. Natomiast moja polemika jest równie bezinteresowna, jak autorki recenzowanego artykułu. 

Konieczne jest zatem odniesienie się do kolejnej, a częściowo ukrytej tezy autorki powyższego tekstu, by nie utrwaliły się błędne informacje. Pani J. Gruba nie bierze pod uwagę tego, że w postępowaniu o tytuł naukowy profesora w procedurze z lat 2011 - 2019 uczestniczyło czterech profesorów tytularnych, a zanim do niej doszło musiał być najpierw powołany zespół profesorów tytularnych w jednostce mającej prowadzić postępowanie. Ten bowiem miał obowiązek weryfikowania nie tylko tego, czy kandydat do tytułu spełnia formalne wymagania (nie było wolno na tym etapie dokonywać ocen merytorycznych), ale i musiał rekomendować Radzie Wydziału Nauk Pedagogicznych UMK w Toruniu czterech kandydatów do roli recenzenta. Rada ta jednak nie rekomendowała prof. T. Gałkowskiego. 

To na członkach tej Rady ciążyła powinność zweryfikowania, czy nie zachodzi jakiekolwiek podejrzenie m.in. co do rzekomego konfliktu interesu między proponowanym przez nią recenzentom a kandydatem do tytułu. Z tego zadania wywiązała się prawidłowo. Na jakiej zatem podstawie pani J. Gruba podważa stanowisko tej Rady? Władze tego Wydziału wiedziały, że prof. T. Gałkowski był promotorem pracy doktorskiej kandydata do tytułu naukowego profesora, a zatem nie rekomendowały jego do roli recenzenta. 

Pojawienie się jego w tym składzie wynikało z faktu, że jeden z profesorów zrezygnował z przygotowywania recenzji, toteż CK nie miała wyjścia i musiała wskazać prof. T. Gałkowskiego jako wybitnego, kompetentnego eksperta w zakresie  badań nad autyzmem.  Nie było wówczas w kraju zbyt wielu profesorów tytularnych, a tylko oni mogą być powoływani do tej roli. Jak mówią politycy „ławka kadr jest zbyt krótka”.

Tak jest nie tylko w pedagogice specjalnej. Podobny problem mieliśmy wówczas ze znalezieniem profesorów tytularnych specjalizujących się w badaniach naukowych z dydaktyki ogólnej, teorii wychowania i pedagogiki wczesnoszkolnej. Tę samą sytuację mają inne dyscypliny naukowe, jak psychologia, archeologia, historia sztuki itd.  To dopiero od 2-3 lat mamy znaczący wzrost  liczby profesorów tytularnych także w pedagogice.     

Czy gdyby Rada Wydziału Nauk Pedagogicznych UMK nadała jej stopień dr. hab. to wówczas nie byłoby owej insynuacji? W przywołanym przypadku J. Błeszyński nie miał już od momentu złożenia wniosku żadnego związku tak z wydziałowym zespołem oceniającym jego wniosek formalnie, jak i powołaną przez Centralną Komisję Do Spraw Stopni i Tytułów komisją recenzencką. Ta bowiem także weryfikowała wniosek Rady Wydziału NP UMK, mającej prowadzić niniejsze postępowanie awansowe. Nikt nie jest Duchem Świętym i nie przeniknie w typy i zakres relacji międzyludzkich. 

Zwracam na to uwagę, bo kandydaci do tytułu profesora nie mogą mieć żadnego związku z procedurą postępowania  w ich sprawie. Zadaniem każdego kandydata do tytułu jest przedłożenie dokumentacji wnioskowej z wszystkimi publikacjami, które powinny być przedmiotem rzetelnej, uczciwej, obiektywnej oceny czterech profesorów.  Na  tym kończy się udział kandydata do tytułu. Nie ma już na nic wpływu. 

Insynuacja zatem, jakoby profesor Jacek Błeszyński miał jakikolwiek wpływ czy związek z tą procedurą jest nie tylko nieuczciwa, nierzetelna i nieobiektywna, ale powinna znaleźć swój finał w wojewódzkim sądzie administracyjnym. Niestety, pani dr J. Gruba nie jest pracownikiem naukowym. Nie można zatem złożyć pozwu do Komisji Etyki PAN. 

 Czyżby zatem aktywność autorki tekstu w ngo.pl miała charakter wendetty wobec osób, które ośmieliły się napisać negatywne recenzje dotyczące jej publikacji i osiągnięć, jako niespełniających ustawowych, a więc naukowych wymagań? Niech każdy sobie sam na to odpowie. O co chodzi z konfliktem interesów w tej konkretnej sprawie, skoro została uczyniona w artykule jako rzekomo typowy w środowisku akademickim przykład? 

 Autorka przywołuje dwa główne w środowisku akademickim dokumenty dotyczące etyki i dobrych praktyk w recenzowaniu. Czyżby celowo nie dostrzegła, że najważniejszymi regulacjami prawnymi jest ustawa o stopniach naukowych i związane z nią akty wykonawcze? Nie. To dla niej nie ma znaczenia.  

J. Gruba ma pretensje do Bogu Ducha Winnego ówczesnego kandydata, do ówczesnego dziekana Wydziału Nauk Pedagogicznych UMK - dr. hab. Piotra Petrykowskiego prof. UMK i wszystkich członków Rady Wydziału, którzy zaproponowali CK czterech profesorów - wybitnych specjalistów z pedagogiki specjalnej i ośmielili się pozytywnie zaopiniować wniosek o nadanie mu tytułu naukowego.

 Ma rację autorka tekstu,  kiedy pisze:  (...) że recenzent pracy awansowej nie może być znajomym osoby, której osiągnięcia będzie oceniał. Jak wspomniano na początku artykułu, znajomości, koleżeństwo czy kumoterstwo może w znaczącym stopniu obniżać wartość recenzji na korzyść oceny pozytywnej nawet mało wartościowej merytorycznie pracy. Zatem dziekani czy dyrektorzy instytutów, zatrudniający recenzentów, powinni przed podpisaniem umowy to sprawdzić i wybrać z bazy dostępnych osób ze stopniem doktora habilitowanego lub tytułem profesora ekspertów niezależnych. W praktyce nie zawsze można wyeliminować osoby powiązane ze sobą, choćby ze względu na uczestnictwo w konferencjach, ale należy zminimalizować udział w recenzowaniu osób blisko powiązanych z osobą ocenianą.    

 Ani ustawa, ani wspomniane kodeksy nie określają precyzyjnie tak, jak ona to czyni, że mamy do czynienia z konfliktem interesu w sytuacji bycia „znajomym czy kolegą” potencjalnego recenzenta, gdyż między J. Błeszyńskim  a jego recenzentami nie miało miejsca kumoterstwo w rozumieniu pokrewieństwa miejsca pracy czy rodzinnego. Pani Gruba sama przyznaje niespójnie ze swoimi uprzednimi insynuacjami, że przecież nie da się wyeliminować znajomości między recenzentami a doktorami habilitowanymi, którzy ubiegają się o tytuł profesora. 

Każdy doktor habilitowany, chce czy nie chce, uczestniczy w konferencjach, posiedzeniach zespołów - w tym przypadku zespołu pedagogiki specjalnej - przy Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN, recenzuje w różnych uczelniach prace doktorskie, czyjeś książki, artykuły itd.  Nie jest zatem osobą anonimową. Dlaczego J. Gruba odmawia prawa do odnotowania w autoreferacie mistrzów, swoich minionych nauczycieli akademickich, skoro przygotowując ów dokument kandydat nie wie, kto będzie jego recenzentem? 

W kontekście toczącej się bez udziału kandydata procedury awansowej, insynuacja pani J. Gruby nie jest zgodna z porządkiem prawnym i etycznym. Autorka zarzutu przytacza, że w komisji recenzującej osiągnięcia J. Błeszyńskiego w 2013 r. byli profesorowie: Augustyn Bańka, Tadeusz Gałkowski,  Aniela Korzon i Czesław Kosakowski.

 Środowisko pedagogów specjalnych zatrudnionych w polskich uniwersytetach i akademiach oraz Zespół Pedagogiki Specjalnej przy KNP PAN powinno zająć jednoznaczne stanowisko wobec form tak pseudonaukowej krytyki i obrzucania błotem wszystkich, którzy kiedykolwiek stanęli na drodze do awansu nie tylko autorce tego tekstu.  

Takich form "zemsty" jest wiele. Toczą się one najpierw na posiedzeniach sekcji Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów, a potem są przenoszone do sądów i akademickich środowisk. Pragnę zarazem jednoznacznie potwierdzić, że są wśród różnych odwołań i skarg takie, które są bardzo dobrze udokumentowane wskazując na autentyczny konflikt interesów. 

Wielokrotnie pisałem o takich przypadkach także w blogu, jak i w swoich książkach. Nie przeciwstawiam się zatem krytyce i ujawnianiu akademickiej patologii. Musi ona jednak spełniać te same rygory i kryteria, które ktoś stosuje wobec innych i być zgodna z prawdą, a nie domysłami 

 Pani J. Gruba pisze  jednak bez rzetelnych dowodów w sprawie, że wszystkie (...) recenzje zostały przyjęte przez przewodniczącego Rady Wydziału Nauk Pedagogicznych UMK P. PetrykowskiegoRada Wydziału udzieliła poparcia dla wniosku o nadanie tytułu J. Błeszyńskiemu, a postępowanie zostało pozytywnie zaopiniowane przez prof. Iwonę Chrzanowską, wyznaczoną do oceny wniosku w spawie nadania tytułu z ramienia sekcji Nauk Humanistyczno-Społecznych Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów. Członkowie Sekcji Humanistyczno-Społecznej poparli wniosek o przedstawienie Prezydentowi RP dr. hab. Jacka Błeszyńskiego do tytułu profesora nauk społecznych, a Prezydent nadał tytuł.  

 Dlaczego pani J. Gruba nie raczy przyznać się w swoim artykule do tego, że po odmowie nadania jej stopnia doktora habilitowanego, a uczestniczyli w tym postępowaniu także profesorowie pedagogiki specjalnej, skierowała wniosek do JM Rektora UMK na dyscyplinarne ukaranie prof. J. Błeszyńskiego za negatywną recenzję jej osiągnięć? Sprawa została umorzona przez Rzecznika Dyscyplinarnego UMK dr. hab. Andrzeja Adamskiego prof. UMK w toku postępowania wyjaśniającego jej pseudozarzuty.

 W swojej sentencji z dn. 21 września 2016 r., odnoszącej się także do powyższej insynuacji, prawnik napisał a JM Rektor UMK na tej podstawie umorzył postępowanie (otrzymała dokumenty w tej sprawie zainteresowana J. Gruba) co następuje: Należy podkreślić, że „kampania medialna” prowadzona przez dr J. Gruba z wykorzystaniem bloga „Kulisy pewnej habilitacji”  ma w dużym stopniu charakter oszczerczy. Skarżąca chętnie powołuje się na Kodeks Etyki Pracownika Nauki i na jego normach opiera swoje zarzuty skierowane przeciwko recenzentom, w tym prof. J. Błeszyńskiemu. Sama jednak nie przestrzega zasad przewidzianych w tym Kodeksie. […] upowszechnia na swoim blogu nieprawdziwe i krzywdzące Recenzenta wiadomości („Prof. J. Błeszyński stanie przed komisją dyscyplinarną […]”). Takie postępowanie Skarżącej narusza zasady etyki akademickiej. Wskazują na to „Wytyczne dotyczące zasad postępowania w sprawach o naruszenie rzetelności w nauce” stanowiące załącznik do Kodeksu Etyki Pracownika Nauki.

[…]  Na podstawie przeprowadzonego postępowania wyjaśniającego i analizy całokształtu okoliczności faktycznych w niniejszej sprawie, nasuwa się spostrzeżenie, że dobra wiara nie towarzyszy zarzutom stawianym Panu prof. Jackowi Błeszyńskiemu przez Panią dr Joannę Gruba”.

Czyżby zatem autorka swojej kolejnej już, a nierzetelnej publicystyki postanowiła odgrzać przegraną na drodze prawnej sprawę w UMK sprzed czterech lat i prowadzi dalej swoją wendettę? No to niech szykują się recenzenci z jej postępowania i z jej byłego miejsca pracy, jakim był Wydział Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu Śląskiego oraz z tych uczelni, z których pochodzą, bowiem przy okazji jakiegoś kolejnego artykułu J. Gruba może powrócić do przegranych z nimi spraw sądowych i dyscyplinarnych. Jak się okazuje nie tylko prof. J. Błeszyńskiemu stawiała nonsensowne zarzuty. 

Pani J. Gruba usunęła ze swojego blogu nieco innego kalibru insynuacje wobec b.dziekana swojej macierzystej jednostki sprzed lat - b. Wydziału Pedagogiki i  Psychologii Uniwersytetu Śląskiego prof. Stanisława Juszczyka o rzekomym plagiacie jego książki napisanej z jej mężem. W sieci nic nie ginie, bo takie teksty są zarejestrowane. Może zatem prof. S. Juszczyk wypowie się na temat rzetelności, obiektywizmu i uczciwości pani dr J. Gruby, żebyśmy mogli czytać jej teksty z poczuciem wiarygodności treści, a nie wątpliwego etycznie i merytorycznie załatwiania osobistych interesów? 


Sądy administracyjne odrzuciły jej dotychczasowe pozwy jako bezzasadne. Podobnie jak rzecznicy dyscyplinarni Uniwersytetu Śląskiego, Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, Uniwersytetu Warszawskiego czy Uniwersytetu Łódzkiego i Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie. Jak długo środowisko naukowe będzie milczeć w takich przypadkach? 

******

Muszę poinformować czytelników bloga i Wikipedii, że dr Joanna Gruba zarejestrowała w moim biogramie na Wikipedii fałszywa informację. Cytuję: 

W 2019 r. Fundacja Nauka Polska skierowała przeciwko niemu udokumentowane oskarżenie o popełnienie licznych autoplagiatów w swoich pracach. Na tej podstawie rektor Uniwersytetu Łódzkiego skierował sprawę do rzecznika dyscyplinarnego uczelni. 

Poniżej zamieszczam skan POSTANOWIENIA JM Rektora Uniwersytetu Łódzkiego o odmowie wszczęcia postępowania wyjaśniającego. Tym samym pani dr J. Gruba nie raczyła wyjaśnić, że na jej oskarżenie, a nie na wniosek Rektora, sprawa została podjęta przez Rzecznika Dyscyplinarnego Uniwersytetu Łódzkiego. W wyniku wyjaśnienia nie tylko została ta sprawa umorzona (poniżej dowód). Złożyłem zarazem wniosek do Prokuratury Rejonowej Łódź-Śródmieście w sprawie przekroczenia uprawnień przez funkcjonariusza publicznego w osobie pierwszego Rzecznika Dyscyplinarnego UŁ, który działał na szkodę mojego interesu prywatnego. Niestety, na skutek wniesienia skargi po terminie ustawowym Prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa przeciwko Rzecznikowi UŁ.