20 czerwca 2019
Zainteresowanie uczonych i Ogólnopolskiego Międzyszkolnego Komitetu Strajkowego nie tylko minioną akcją protestacyjną
Mnożą się różnego rodzaju badania sondażowe w środowisku nauczycielskim, które prowadzą różne podmioty akademickie - a to socjolodzy, psycholodzy, pedagodzy, a to studenci w ramach swoich prac dyplomowych z tych dyscyplin. Oczywiście, to dobrze świadczy o naszym środowisku, że chce uchwycić post factum zjawiska, pamięć o wydarzeniach, własnym w nich udziale wśród najboleśniej doświadczających wszystkich faz najdłuższego w III RP nauczycielskiego strajku.
Jedno mnie fascynuje w tym wszystkim, a mianowicie zupełny brak zainteresowania badaczy Ministerstwem Edukacji Narodowej i Kancelarią Prezesa Rady Ministrów, które to podmioty wytoczyły największe działa przeciwko nauczycielom i polskiej szkole. Nikt nie prowadzi badań wśród członków ekip negocjujących w Centrum Dialogu Społecznego ze stroną rządową, gdyż ta ostatnia nie uchyli rąbka tajemnicy w sytuacji zawieszenia a nie zakończenia przez ZNP i FZZ akcji strajkowej.
Kulisy zastosowanej przez władze inżynierii społecznej poznamy zapewne za kilka lub kilkadziesiąt lat, o ile nie zostaną zniszczone dowody tych działań. Wówczas kolejne pokolenie będzie mogło "rozliczać" moralnie swoich polityków, a być może i rodziców, znajomych, członków rodzin uwikłanych w tę akcję jako przedstawicieli władz i służącego im aparatu administracji państwowej.
Tymczasem cóż nam pozostaje? Sondowanie opinii uczestników (nauczycieli, dyrektorów przedszkoli i szkół, wizytatorów kuratoryjnych, pracowników placówek doskonalenia nauczycieli, uczniów i ich rodziców) jako w różnych zakresach, wymiarach, natężeniu sprawców i/albo ofiar akcji strajkowej. Być może powstaną jakieś raporty, doniesienia z tych badań, ale wiele z nich - jak już obserwuję to w sieci - nie spełnia naukowych wymogów.
Jednym z takich badań jest realizowane na zlecenie Ogólnopolskiego Międzyszkolnego Komitetu Strajkowego przez grupę badaczy i badaczek z Uniwersytetów Jagiellońskiego, Uniwersytetu Gdańskiego i Uniwersytetu Warszawskiego, które bazuje na zamieszczonej w sieci ankiecie skierowanej do nauczycieli i nauczycielek. Dotyczy - jak piszą autorzy: "(...) sondowania opinii na temat strajku nauczycielskiego - zarówno wiosennego, jak i jesiennego. Jej wypełnienie może zająć ok. 15 minut. Każda odpowiedź jest dla nas bardzo ważna. Ankieta jest w pełni anonimowa i służy wyłącznie celom badawczym".
Otóż ta ankieta służy przede wszystkim celom poznawczym i społecznym, ale nie w naukowym sensie. Zapewne organizatorzy OMKS chcą mieć orientację co do tego, jakie nastroje panują wśród nauczycieli i czy warto we wrześniu kontynuować akcję strajkową. Tego typu sondaż powinien być mimo wszystko p[oddany naukowym regułom, żeby można było wyciągać prawidłowe wnioski.
Ekspert Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN od badań empirycznych - dr Sławomir Pasikowski z UŁ wyjaśnia:
Ktoś zrobi pewnie badanie, może nawet zastosuje zaawansowane metody analizy, ale jeśli nie dostarczy dowodów na reprezentatywność próby z której pochodzić będą te dane, to do wiarygodność wniosków należy mieć dystans. Aby móc generalizować wnioski z badania próby na populację potrzebna jest definicja tejże populacji, tzn. o jaką dokładnie kategorię jednostek chodzi (np. kategorią ludzi), oraz dobór próby, który gwarantuje, że jednostki stanowiące tę próbę razem będą charakteryzowały się zbliżonymi własnościami jak populacja z której pochodzą. Mowa jednak o własnościach, które są w planie pomiaru i te, które na ten pomiar mogą oddziaływać.
W innych przypadkach można zasłaniać się dużą wielkością próby, bo dawno ustalono, że rozkłady cech zbliżają się wówczas do rozkładu normalnego, a to jest podstawą stosowania wielu metod wnioskowania statystycznego (mam na myśli tzw. odporność tych metod), w szczególności parametrycznych testów weryfikacji hipotez statystycznych, które cieszą się sporą popularnością wśród badaczy społecznych:)
Wiadomo jednak, że o ile liczna próba zabezpieczać może "techniczne" warunki wykorzystywania instrumentów analizy, jak te testy właśnie, to jednak nadal pozostawia wątpliwość, co do samej reprezentatywności, a ta jest podstawowym warunkiem przenoszenia wniosków dotyczących próby na populację i korzystania z metodologii wnioskowania statystycznego.
Wprawdzie, im bardziej wielkość próby zbliża się do wielkości populacji, tym rozkład mierzonej cechy coraz bardziej podobny się staje do rozkładu tejże cechy w populacji. Jednak nadal poleganie na wielotysięcznych nawet próbach, nie gwarantuje reprezentatywności tych prób, szczególnie gdy pochodzą one ze znacznie większych, wielesettysięcznych lub milionowych populacji.
To dlatego właśnie sondażownie w badaniach opinii Polaków najpierw wyliczają niezbędną wielkość próby, i ta z reguły jest trzycyfrowa, a następnie losują jednostki do badań. Minimalizują w ten sposób koszty uzyskiwania reprezentatywnych prób. Nigdy jednak z tego zabiegu nie rezygnują.
Uważam więc, że każde badanie aspirujące do generalizacji wniosków na populację, które nie jest poprzedzone jasną definicją populacji i zastosowaniem procedur zabezpieczających reprezentatywność próby, można łatwo dewaluować. Oczywiście nigdy nie ma 100% pewności, że próba jest statystycznie reprezentatywna w zakresie mierzonej cechy. Ale w zasadzie jedynie przemyślana definicja populacji, poprawnie zbudowany operat losowania, a potem poprawnie prowadzone losowanie pozwala kontrolować choć w części tę reprezentatywność.
Czasem badacze nie losujący prób odwołują się jeszcze do postulatu replikatywności, tzn. założenia, że łączenie wyników obserwacji pochodzących z wielu prób, niekoniecznie losowych, pozwala w sposób uprawniony generalizować wnioski na populację. Tak jest, zgodnie z prawem wielkich liczb, ale żeby móc to robić potrzeba dowieść zbliżonych warunków realizacji każdego z tych osobnych badań, a następnie zastosowania odpowiedniego schematu badawczego, np. o nazwie metaanaliza, który takie uogólnianie umożliwia.
Tę ekspertyzę dedykuję pseudonaukowym sondażom, które realizowała także w środowisku akademickim pani dr Joanna Gruba, skoro jej się wydaje, że wrzucenie do sieci ankietki - już pomijam jej kardynalne błędy, które ośmieszają autorkę - samo z siebie generuje prawo do formułowania rzekomo naukowych wniosków.
Drodzy badacze i pseudouczeni, studiujcie najpierw metodologię badań ilościowych, żeby nie ośmieszać siebie i nauki.