Jean Baudrillard w swoim ostatnim eseju, jaki został przez niego napisany przed śmiercią, a wydany w dwa lata później w Polsce, odnosi się do tego, co w epoce globalizacji i w społeczeństwach postindustrialnych świadczy o ich wyjątkowej dominancie, jaką jest sztucznie wytwarzana rzeczywistość za sprawą niepowstrzymanego rozwoju technologii i przekraczania przez człowieka norm przyzwoitości. (J. Baudrillard, Dlaczego wszystko jeszcze nie zniknęło? Esej ostatni, tłum. Sławomir Królak, Wydawnictwo Sic! Warszawa 2009)
Francuski socjolog i filozof pisze o sztuce znikania pojmowanego (…) jako wyjątkowe wydarzenie, jako obiekt szczególnego pragnienia – pragnienia nieistnienia, bynajmniej nie negatywnego, wręcz przeciwnie: pragnienia ujrzenia świata istniejącego pod naszą nieobecność (jak w przypadku fotografii), sięgnięcia wzrokiem poza kres, poza podmiot, poza wszelkie znaczenie, poza horyzont samego znikania, by przekonać się, czy wydarzenie świata, niezaprogramowane jawienie się rzeczy, jest jeszcze możliwe. (s. 25)
Niektórzy pedagodzy nie zdają sobie nawet sprawy, że w kreowanym przez nich świecie coś już zanikło, czego jeszcze sobie nie uświadamiają, co – jak im się wydaje - może jeszcze ulec jakiejś samonaprawie, a co swoim nieistnieniem wymusza nieustanne wskrzeszanie. Baudrillard wskazuje na potrzebę opanowania sztuki znikania: Cała sztuka polega wszak na umiejętności zniknięcia przed własną śmiercią, znikania zamiast umierania. W każdym razie nic nie znika ot tak po prostu, wszystko zaś, co przepada, pozostawia po sobie pewien ślad. (s. 27)
Pedagog nie jest w stanie wskrzeszać coś, co nigdy nie istniało, jeśli było to jedynie czystym pozorem, skrywaną za wartościami dodanymi do rzeczywistości ułudą ludzkich pragnień, oczekiwań, niespełnionych obietnic w świecie fałszu, zakłamania i manipulacji. Może uczestniczyć w procesie budowania nadziei, wprowadzania zmian czy reprodukowania ponadczasowych wartości pod warunkiem, że nie działa w przestrzeni fikcji, ignorancji i arogancji. Niektórym się wydaje, że jak mają funkcję, stanowisko czy znaczącą w instytucji rolę, to mogą bez pokory wobec wiedzy o świecie, bez kompetencji i doświadczeń zarządzać innymi tak, jak kieruje się procesami logistycznymi w materialnym świecie. Nic bardziej złudnego. Znacznie szybciej przyczyniają się do rozpadu wartości, rzeczywistości, idei czy stanowionych w danej instytucji celów.
Niektórzy potrzebują trochę więcej czasu, by zdać sobie z tego sprawę, że są jedynie wartością dodaną do czyichś interesów. Może dlatego w edukacji elementarnej w jednej z niepublicznych szkół podstawowych nauczyciele przychodzą i odchodzą szybciej, niż przewiduje to obowiązujący w niej cykl kształcenia, gdyż zatrudniający ich pracodawca bezczelnie bazuje na ich poczuciu pedagogicznej odpowiedzialności za i wobec dzieci. A to, że stosuje wobec pedagogów niedopuszczalne w relacjach edukacyjnych praktyki bezmyślnego nacisku, podejmowania działań wbrew logice i prawidłowościom rozwojowym dzieci i ich środowiska socjalizacyjnego, to już nie ma znaczenia, bo kto i jak to udowodni? Wiele spraw toczy się w zaciszu gabinetów, dwustronnych rozmów, bez świadków, a zatem trudnych do uzasadnienia przejawów czyjejś głupoty i arogancji.
Pedagog dopasowujący się do takiego świata, do technologicznych i socjotechnicznych manipulacji, dostosowujący się do poziomu niekompetentnych przełożonych, staje się w swoich oddziaływaniach – często wbrew własnym intencjom - bezużyteczny, zatracając własną tożsamość, zaprzeczając profesjonalizmowi i tracąc przy okazji twarz. Świat międzyludzkich relacji staje się coraz bardziej cyfrowy, aniżeli analogowy, zatracając zarazem swoją aksjoczułość. Zanika zaufanie do pedagogicznego mistrzostwa i talentu, gdyż one nie mieszczą się w ustanawianych dla większości standardów. Coraz częściej ludzie godzą się w nim na bycie okłamywanymi, na poddawanie ich technicznej kontroli, na wymuszanie na nich podporządkowywania się większej biurokracji i wydajności, na przestawianie ich jak meble w interesownej dla władzy przestrzeni. Jak się okazuje, by przetrwać, udają, że wszystko jest w porządku. Jedni i drudzy.
Jeszcze tak niedawno nauczycielka jednej ze szkół, z iście humanistyczną wrażliwością wypowiadała się na temat wartości macierzyństwa, ale kiedy została dyrektorką tej placówki, obraziła się na swoją podwładną, że ośmieliła się zajść w ciążę, bo teraz ona – dyrekcja ma problem z obsadą zajęć. Można by to skomentować za Baudrillardem: Człowiekiem nienormalnym dzisiaj jest ktoś, kto żyje wyłącznie w jednostronnej i pozytywnej zgodzie z tym, czym jest i co czyni. Uległość, całkowita kontrola (istnienie w pełni znormalizowane). Nieprzebrana rzesza ludzi pojednała się z rzeczywistością, zwłaszcza własną, wyzbywając się wszelkich nierozstrzygalnych wątpliwości. (…) Stawia to przed nami pytanie o inteligencję Zła. (s. 56-57)