Czy w tym roku będą obchodzone „Dni bez przeklinania”? Nie wiem. Jak każde tego rodzaju
„święto” zapewne niczego szczególnego w naszym życiu nie zmienia. W szkołach
przeklinają niektórzy uczniowie i nauczyciele. Ci pierwsi, bo chcieliby już
mieć wolne, a przed świętami są jeszcze klasówki, a ci drudzy, bo wrócili do
pracy w szkole pomimo bycia na emeryturze, by pomóc znajomym dyrektor(k)om w
brakach kadrowych. Wulgaryzmy są nie tylko stałą wartością komunikacyjną w
celach więziennych, w środowisku przestępczym, ale i w artystycznym, medycznym,
prawniczym, akademickim, informatycznym itd.
Każdy
język żyje, zmienia się, udoskonala. Język jest systemem znaków
konwencjonalnych, ale jeśli konwencją staje się wulgaryzm, to wpisuje się on
nie tyle w uzasadniane (co wcale nie oznacza, że usprawiedliwiane) przez
psychologów zjawisko koniecznego odreagowywania od stresów, frustracji,
rozładowywania własnych napięć czy emocji, co w stylistykę wypowiedzi
jednoznacznie obniża jej poziom.
W sensie kulturowym, a tym samym i
edukacyjnym fakt, że jakaś wypowiedź spełnia też funkcję ekspresyjną, a zatem ma
na celu przekazanie stanów emocjonalnych nadawcy, nie może uzasadniać prawa do
symbolicznej przemocy. Język jest najdoskonalszym narzędziem porozumiewania się
ludzi. Gesty, mimika, inne, pozajęzykowe znaki umowne, są tylko pomocniczymi
środkami komunikacji.
Język
naturalny jest wytworem złożonym z dwu zasadniczych składników: słownictwa i
reguł wymawiania, tworzenia, odmiany, łączenia wyrazów, czyli gramatyki. Za
pomocą tych dwóch składników można konstruować dowolne teksty, mówiące o
rzeczywistości zewnętrznej oraz o wewnętrznym życiu każdego z nas.
Język
dzieci i młodzieży, dorosłych, ale i osób starszych, w tym także osób
zajmujących wysokie stanowiska publiczne, staje się wulgarny, choć przeklinanie
jest cechą języka obiegowego, występującego przede wszystkim w kontaktach o
charakterze prywatnym. Te rodzaje „agresywnej” komunikacji jest spontaniczny,
często zamierzony, intencjonalny, a przez to mogą w nim pojawiać się próby
rozładowywania negatywnych emocji lub ich celowego użycia przeciwko innym.
Niektórzy
stosują wulgaryzmy po to, by wyrazić swój „familiarny” czy „osobisty” stosunek
do uczestników rozmowy, podtrzymać jej swobodny nastrój. Jak wyznał jakiś czas
temu antropolog Roch Sulima: Kiedyś też miałem sytuację, kiedy
musiałem użyć przekleństwa i to mnie w sensie towarzyskim wyniosło w górę.
Okazało się, że i ja ten język znam. To był incydent, który zmusił mnie do
posłużenia się językiem tamtejszej wspólnoty. [1]
Małe dzieci nasiąkają wulgaryzmami w sposób naturalny,
jeśli są one często obecną treścią i formą komunikatów w ich najbliższym i
znaczącym dla nich otoczeniu. O ile może powieść się ich uniknięcie w rodzinie,
o tyle nie ma szans na to, by nasze dzieci się z nimi nie spotkały w grupie
rówieśniczej, w przedszkolu, szkole , harcerstwie czy w grupie parafialnej.
Żadna z nich nie jest w tym przypadku czysta, wolna od wulgaryzmów, choć z
definicji i swoich funkcji założonych taką być powinna.
Prof. Hanna Zgółkowa przeprowadziła badania w grupie
636 dzieci, w tym 291 dziewczynek i 345 chłopców w wieku od 3 do 7 lat[2].
Ani jedno z tych dzieci nie zadeklarowało zupełnej nieznajomości wyrazów
wulgarnych. Prawie wszystkie dzieci wiedziały doskonale co to są „brzydkie
wyrazy”, miały z nimi kontakt i zdarzało im się, że używały tych słów. Część
spośród badanych dzieci miała świadomość niestosowności przekleństw („znam, ale
nie odważę się mówić”).
Zdaniem badanych przedszkolaków brzydkich wyrazów
używają rodzice (bardzo często dzieci wymieniały matkę), babcia, dziadek,
starsze rodzeństwo, koledzy z przedszkola i podwórka, panie w przedszkolu,
ciocia, wujek, złodzieje, pijacy, chuligani, łobuzy, „ panowie co piją piwo pod
sklepem”, padały także stwierdzenia typu „w filmach dla dorosłych mówią
brzydko”. Możliwości poznania i przyswojenia brzydkich słów przez dzieci są
niemal nieograniczone. Słowa te wpadają w dziecięce ucho nawet w sytuacji
mimowolnej.
Dzieci stosują te słowa w bardzo różnych sytuacjach, w wyniku
zwykłego zdenerwowania, jak i przez chęć imponowania innym ( zwłaszcza
swoistego pozowania na dorosłość oraz potrzebę podporządkowania się grupie
rówieśniczej), jako element szantażu, zabawy, aż po chęć dokuczenia innym. W
świadomości dziecięcej panuje swoisty rozgardiasz powodujący, że do kategorii
„brzydkich słów” zaliczane bywają obok „ciężkich” wulgaryzmów, również takie
elementy, które leksykografowie opatrywaliby kwalifikatorem kolokwialne,
potoczne, środowiskowe, a może nawet żartobliwe.
Dla dzieci w wieku szkolnym i dla młodzieży wulgaryzmy
stają się często narzędziem codziennej komunikacji: towarzyszą ujawnianiu się
ekstrawagancji, są wyrazem kontestacji, współistnieją z postawą agresji, mają
podkreślać więź z określoną wspólnotą środowiskową czy subkulturą. Dzieci
używają wulgaryzmów, żeby zaimponować rówieśnikom, sprawdzić reakcję dorosłych,
wyładować agresję. Dzisiaj młodzi ludzie rywalizują między sobą, jak można by
najlepiej, jak najszybciej przekazać innym wulgarny komunikat. Stąd w sms-ach
pojawiają się nowe słówka typu: Q…. itp.
Na szczęście większość z nich doskonale zdaje sobie
sprawę z tego, że tego typu porozumiewanie się z innymi czy w ich otoczeniu
jest negatywnie postrzeganie w społeczeństwie. Wulgarność nie jest
atrybutem wyłącznie mówienia, lecz również wielu innych czynności dotyczących
obiektów pozajęzykowych, kiedy ktoś np. ubiera się czy tańczy w sposób
wulgarny, wyuzdany. Takiego pojęcia wulgarności, które jest implikowane przez
wyrażenia języków naturalnych, nie da się jednak wyjaśnić w sposób niezależny
od mówienia, a ściślej od znaczenia wyrażenia „mówi”.
Poprzez użycie wyrażenia wulgarnego mówiący łamie
obowiązującą w danej zbiorowości konwencję kulturową, a skoro narzędziem, za
pomocą którego zostaje ona naruszona jest wyrażenie, to tym samym łamie on
pośrednio konwencję językową. Ludzie wiedzą, że użycie pewnych wyrażeń
językowych ujawniających negatywne emocje, zwłaszcza wyrażeń nazywających
niektóre części ciała i czynności fizjologiczne ( w tym akty seksualne ), uważa
się powszechnie za niewłaściwe i, że zbiorowości ludzkie nie aprobują zachowań
językowych polegających na używaniu takich wyrażeń.
Można więc przypuszczać, że
użytkownicy języka mają zakorzenioną w swojej świadomości pewną autocenzurę
słownikową: wiedzą, że za pomocą takich sekwencji dźwięków (ciągów liter) łamią
powszechnie przyjętą w danej zbiorowości normę obyczajową. Do systemu
leksykalnego języka należą zatem takie jednostki, które są objęte zakazem
użycia, czyli tzw. tabu językowym. [3]
Rodzina jest podstawowym środowiskiem
wychowawczym człowieka. To w niej dziecko dorasta i kształtuje swój kręgosłup
moralny. Od rodziców zależy bardzo wiele, gdyż to oni są najważniejszymi
osobami w życiu młodego człowieka. Tylko rodzice, którzy sami nie posługują się
wulgaryzmami, mogą wymagać tego od swoich dzieci. Część spośród badanych
uświadamiała dzieciom, że w momencie bardzo dużego napięcia emocjonalnego,
użycie takiego słowa, zarówno przez osobę dorosłą jak i dziecko, może pełnić
funkcję oczyszczającą.
Między społeczeństwem a językiem zachodzą zależności
dwustronne: członkowie zbiorowości poprzez swoje wypowiedzi kształtują język
wraz ze wszystkimi jego odmianami, a wypowiedzi językowe odzwierciedlają
zróżnicowanie społeczeństwa przede wszystkim z punktu widzenia środowiskowego,
zawodowego, regionalnego i pokoleniowego.
Samoświadomość językowa człowieka
zależy przede wszystkim od jego wykształcenia i kultury, i jest w mniejszym lub
większym stopniu zdeterminowana temporalnie. Wysoki stopień autoświadomości
pozwala mówiącym na całkowite dostosowanie się do sytuacji, w jakiej zachodzi
dany akt mowy: użytkownicy języka odróżniają wypowiedzi oficjalne od
prywatnych, urzędowe od publicystycznych i potocznych, naukowe od kreujących
wartości estetyczne i potrafią dostosować się do konwencji charakterystycznych
dla poszczególnych gatunków mowy.
M. Grochowski uważa, że przede wszystkim część społeczeństwa wieku
średniego i starszych pokoleń, która odznacza się względnie wysokim stopniem
świadomości językowej, dostrzega rozpowszechnianie się wulgaryzmów, w
wypowiedziach zwłaszcza młodego pokolenia i ocenia to zjawisko negatywnie.
Natomiast ta część społeczeństwa, która odznacza się niskim stopniem
świadomości językowej – bez względu na przynależność pokoleniową – nie zdaje
sobie sprawy z istnienia granicy między wypowiedziami wulgarnymi i niewulgarnymi.
W związku z tym frekwencja wulgaryzmów w wypowiedziach tej części społeczeństwa
jest wysoka.
Z kolei ta część młodego pokolenia, która odznacza się względnie wysokim
stopniem świadomości językowej, traktuje rozpowszechnianie się wulgaryzmów, w
porównaniu ze starszymi pokoleniami o równie wysokiej świadomości, jako
zjawisko mające mniejszą siłę natężenia. Jednym ze sposobów przeciwdziałania
rozpowszechnianiu się wulgaryzmów jest podnoszenie poziomu wykształcenia i
kultury społeczeństwa. Warto i trzeba reagować na to, co niszczy estetykę bycia
ze sobą, obok siebie, a nawet przeciwko sobie. Mimo, iż dla części studentów
wulgarność jest chlebem powszednim, wcale nie musimy go z nimi spożywać.
M. Grochowski,
Słownik polskich przekleństw i wulgaryzmów, Warszawa 1995
(źródło fotografii - plakat w Pałacu w Kalsku woj. lubuskie)