W Dniu Kobiet załączam życzenia
z bukietem kwiatów wiosennych,
Niech twórczość badaczek świat zmienia
mimo problemów codziennych.
W Dniu Kobiet załączam życzenia
z bukietem kwiatów wiosennych,
Niech twórczość badaczek świat zmienia
mimo problemów codziennych.
Nie jest to pierwsza afera w Narodowym Centrum
Badań i Rozwoju, która, w kontekście rozpoczętej przez rząd Prawa i
Sprawiedliwości kampanii przedwyborczej a straszącej w mediach rzekomym
"przymusem jedzenia robaków, noszenia łachmanów jak w Korei Północnej itp.
jak wygra wybory opozycja", prawdopodobnie przyczyniła się do usunięcia z
portalu tej Agencji publikacji: „Europejski Zielony Alert”. Nie ma
też przewodnika dla polskich podmiotów publicznych pt. „Plany Równości
Płci (GEP) w Horyzoncie Europa.
Pozostał
tylko ślad ich bycia, ale bez dostępu do treści:
Dział Krajowego Punktu Kontaktowego ds. Horyzontu Europa przygotował istotną i oczekiwaną publikację Europejski Zielony Alert. Zrozumieć zieloną politykę UE, aby skuteczniej uczestniczyć w konkursach Horyzontu Europa. Oddajemy w Państwa ręce kompendium wiedzy na temat strategii Unii Europejskiej w zakresie zrównoważonego rozwoju, energii, transportu, Gospodarki o Obiegu Zamkniętym, Nowego Europejskiego Bauhausu, ochrony środowiska, bezpieczeństwa żywnościowego i bioróżnorodności.
Zmiana klimatu i degradacja środowiska stanowią
zagrożenie dla Europy i reszty świata. Aby sprostać tym wyzwaniom powstał plan
działania Europejski Zielony Ład. Ma on pomóc przekształcić Unię Europejską w
nowoczesną, zasobooszczędną i konkurencyjną gospodarkę, która w 2050 r. osiągnie
zerowy poziom emisji gazów cieplarnianych netto. Zdrowie ludzi, społeczeństw i
planety to jedna i wspólna sprawa. Dlatego też zrównoważone systemy
żywnościowe, obok różnorodności biologicznej, stanowią serce Europejskiego
Zielonego Ładu.
Polacy już nie dowiedzą się, a zatem i nie zrozumieją, o co chodzi w strategii UE w zakresie ochrony życia ludzkości na Ziemi. Za raport na ten temat ktoś otrzymał pieniądze publiczne. Podobnie jak i za ten drugi raport. Do NCBiR wkroczyła NIK. Oby rzetelnie zbadała zasadność wydatków i ustaliła odpowiedzialność osób za ich marnotrawstwo.
Cztery lata temu miałem przyjemność przeczytania książki monograficznej Stefana Łaszyna o Liceum Pedagogicznym Nr 2 w Bartoszycach. Moje ostatnie dwa wpisy poświęcone ocenianiu w szkołach zachęciły do zabrania głosu na ten temat, toteż publikuję Jego wypowiedź:
Uczęszczałem do dwóch liceów pedagogicznych. W pierwszym byłem jednym z najgorszych uczniów w klasie, w drugim - wyraźnym klasowym prymusem. W pierwszej szkole wśród wystawianych uczniom ocen znaczne miejsce zajmowaly „niedostateczne”. Ocenianie było grożnym narzędziem w rękach nauczycieli i postrachem dla uczniów. Przodowała w tym jedna z polonistek. O jej osobowości nie będę pisał, bo nie wypada. O postępowaniu pedagogicznym chyba można, bo była osobą publiczną. Nie wiem jakie miała przygotowanie metodyczne. Wiem, że nie ukończyła pełnych studiów wyższych (magistersterskich).
W ciągu kilku kolejnych zajęć dyktowała treść lekcji, a uczniowie wszystko skrzętnie zapisywali w zeszytach. Potem sprawdzała te notatki. Następnie przez kilka kolejnych lekcji odpytywała uczniów. Musieliśmy prawie dosłownie recytować to, co było w notatkach. Każde odpytywanie wiało grozą. Pamiętam, jak pewnego dnia pani profesor po „odpytaniu” kilku pierwszych uczniów z listy w dzienniku klasowym orzekła: - Stwierdzam, że klasa nieprzygotowana. Wszystkim stawiam dwa.
Klasa liczyła około 40 uczniów (pierwsza klasa w
pięcioletnim cyklu kształcenia). Wszyscy otrzymali „dwóje”. Nikt nie
zaprotestował. Panowało milczenie. Dostało się nawet nieobecnym tego dnia w
szkole. Gdy wróciliśmy do internatu, to oznajmiliśmy naszym chorym kolegom
(wtedy chorzy przebywali w tzw. izolatkach), że otrzymali dwóje z polskiego. Ci
nie chcieli dać temu wiary i skomentowali tę wiadomość niecenzuralnymi
słowami, których tutaj nie mogę
przywołać, chociaż dokładnie je pamiętam.
Moja sytuacja poprawila się radykalnie, gdy zmieniłem liceum. Nowa polonistka była osobą o szerokim horyzoncie intelektualnym. Znała języki obce, m.in. niemiecki i francuski. Pierwszego uczyła nas w ramach zajęć nadobowiązkowych. Drugim władała dlatego, że przez kilka lat mieszkała we Francji. Wróciła do Polski po wojnie. Pani profesor wykładała, jak to się wtedy mówiło, nowy materiał w sposób przystępny i usystematyzowany.
Można było zanotować najważniejsze rzeczy. Opracowań podręcznikowych, oprócz wypisów, jakoś wtedy nie było. W czasie odpytywania uczniowie referowali treść lekcji „swoimi słowami”.i nie doświadczali wielkiego stresu. Dodam tylko, że było to liceum utrakwistyczne. Pięciu przedmiotów nauczano w niepolskim języku. Wskaźnik odsiewu i odpadu był wysoki. Pomimo to uczniowie do dzisiaj wspominają swoją szkołę z sympatią.
Opisane wyżej doświadczenia ukształtowały mój stosunek do oceny szkolnej, która miała odzwierciedlać stopień opanowania przez uczniów wiadomości i umiejętności wymaganych programem nauczania, a pełniła zupełnie inną rolę. Przekonały mnie, że oceny szkolne są bardzo subiektywne. Zrozumiałem też, że ocenianie nie musi być dla ucznia katorgą, wyrokiem, walką nauczyciela z uczniem (walką nierówną), chociaż pewien niepokój ze strony ucznia zawsze tej czynności towarzyszy.
Pracując w szkole średniej i
wyższej starałem się tak prowadzić ocenianie, by nie wywoływało ono nadmiernego
stresu u ucznia/studenta i aby nie
naruszało jego godności osobistej. Przyznam, że miałem problemy z wystawianiem
ocen. Nigdy nie byłem pewien, czy w sposób adekwatny odzwierciedlają one to, co
usłyszałem w czasie odpowiedzi ustnej. Gdy nie byłem pewien, to zawsze wolałem
dać jeden stopień w górę, niż w dół. Łatwiej było z pracami pisemnymi.
Skategoryzowanych testów raczej nie stosowano na przedmiotach humanistycznych,
gdyż uważano, że to pomocnicze narzędzie pomiaru wyników nauczania. Inne było i
jest podejście do tej sprawy na Zachodzie. To już jednak odrębny temat. Mam w
tym zakresie też pewne doświadczenie.
Z dwóch liceów wyniosłem odmienne doświadczenia na temat oceniania. Doceniam je, bo pozwoliły zrozumieć, jak skomplikowana i delikatna jest sprawa oceny postępów w nauce ucznia i w ogóle oceny człowieka. Takie oceny określają i decydują niekiedy arbitralnie o życiowym losie jednostki. Pierwsze liceum, które mnie wyeliminowało, zmusiło mnie abym znalazł odpowiednią dla siebie szkołę i jestem mu za to wdzięczny.
Tę drugą
szkołę ukończyłem bez trójki na światectwie maturalnym i zostałem wytypowany na
studia na Uniwersytecie Łódzkim. Wtedy obowiązywały nakazy pracy i tylko dwóch
najlepszych uczniów z klasy mogło podjąć wyższe studia. O dalszym swoim rozwoju
naukowym i pracy nauczycielskiej, którą kochałem i której byłem entuzjastą, nie
będę już pisał, by objętością wypowiedzi nie wprowadzić w zakłopotanie Moderatora i nie zanudzić Czytelników.
Jestem za ocenianiem bez klasycznych stopni szkolnych,
wszędzie tam, gdzie to tylko jest możliwe. Jak to osiągnąć, to już jednak oddzielny
i niełatwy problem.
Miałbym ogromną satysfakcję, gdyby ktoś z moich klasowych
kolegów, i nie tylko, przeczytał moją wypowiedź i potwierdził lub zaprzeczył
temu, co wyżej napisałem o mojej pierwszej szkole średniej. Jak stwierdziłem
wcześniej, każda ocena jest subiektywna. Tej prawidłowości podlega też moja
wypowiedź.
Nie podpisuję się pod
tekstem imieniem i nazwiskiem, chociaż mógłbym to zrobić, ale przecież
nie personalia są tutaj ważne. Ważny jest problem, który wyżej starałem się
naświetlić w kontekście własnego doświadczenia. Być może ktoś uzna moją
wypowiedź za banalną. Ma do tego prawo. Ja po prostu miałem potrzebę wyrzucić z
siebie odległe przeżycia i akurat
nadarzyła się okazja, by to zrobić.
Uważam, że moje wyznania wiążą się z problemem oceny szkolnej podjętym
przez Profesora i dlatego zdecydowałem się o nich napisać.
Do niektórych rozpraw
chętnie powracam nawet po wielu latach od ich wydania, gdyż zawarte w nich
studia, analizy, projekty wciąż są aktualne. Jedną z takich publikacji jest
wydana w 1996 roku monografia pod redakcją Marii Dudzikowej pod
tytułem: Nauczyciel - uczeń. Między przemocą a dialogiem: obszary napięć i
typy interakcji. Są w niej zawarte referaty z obrad Sekcji XV w trakcie
II Ogólnopolskiego Zjazdu Pedagogicznego w
Toruniu ("Impuls", Kraków 1996).
Autorzy podjęli wówczas
problem napięć, dylematów i niepokojących nauczycieli zjawisk w obszarze
niemalże codziennych ich relacji z uczniami. Referujący adresowali swoje studia
do refleksyjnych nauczycieli, teoretyków i praktyków, którzy cenią sobie namysł
nad własną wiedzą o edukacji, mają do praktyki szkolnej określony dystans, a
przy tym poszukują inspiracji do pracy nad sobą i do doskonalenia własnego
warsztatu pracy pedagogicznej.
W książce są niezwykle
interesujące analizy dotyczące m.in.:
· dylematów myślenia pedagogicznego o stosunkach społecznych w
procesie edukacyjnym” (S. Mieszalskiego),
· podmiotowości w wychowaniu wobec demokratyzacji stosunków
edukacyjnych” (E. Kubiak- Jureckiej),
· liberalizmu i represjonizmu w wychowaniu (J.
Bińczyckiej),
· dylematów swobody w edukacji” (M. Kuchcińskiej),
· modelu interakcji w dialogu edukacyjnym (W.
Kubiak),
· negocjowania treści programu kształcenia (J.
Dyrdy),
· potrzeb komunikacyjnego pojmowania edukacji (M.
Szybisz),
· językowego modelu nauczania (B. D. Gołębniak),
· "wojny" w edukacji pomiędzy nauczycielem a
uczniem (W. Komara) czy
· śmiechu uczniowskiego w kontekście pytań o autorytet
nauczyciela (M. Dudzikowej).
Przyjrzenie się powyższym dylematom stworzyło zarazem „lustrzane”
odbicie szkolnej codzienności, w której mogła zadomowić się zarówno troska
o wartość kształcenia czy wychowania dzieci i młodzieży, jak i być może
zagnieździły się zjawiska patologiczne, niedostrzegalne w tak nieprzejrzystym
świecie oświatowych instytucji. Wprawdzie układ treści nie pozwalał na
przejście od diagnozy do prognozy, to jednak każdy mógł znaleźć w nim odpowiedź
na podstawowe antynomie społeczeństwa zmierzającego ku demokracji.
Mogli zaniepokoić się
zwolennicy ideologii konserwatywnych, autokratycznych czy socjalistycznych dość
wyraźną preferencją przez autorów tej książki pedagogiką humanistyczną,
emancypacyjną, liberalną. Nikt jednak nie oczekiwał, by ktokolwiek rezygnował z własnej pedagogii, z potrzeby pielęgnowania tradycji czy z
odpowiedzialności w relacjach społecznych. Przemoc, nieuzasadniona dominacja czy agresja, ale i uleganie opresji nie powinny mieć miejsca w
szkole, gdyż podtrzymują one patologiczny podział między generacją dzieci i
dorosłych oraz osłabiają szanse na wyjście z zaklętego koła samoodtwarzającego
się zła.
Wśród podejmowanych
zagadnień wiodącymi stały się kwestie rozpoznawania istoty napięć, jakie
pojawiają się w relacjach między nauczycielami a uczniami, ich źródeł,
kierunków dążeń oraz ich rzeczywistych funkcji. Warto uświadomić sobie
przyczyny oporu na wartościowe skądinąd przesłanki oddziaływań pedagogicznych
wielu pedagogów, które kończą się porażką wychowanków albo ich reaktywną
agresją. Jak się okazuje, trudno jest uniknąć toksycznych zachowań w wielu
placówkach oświatowo-wychowawczych, ale można mieć nadzieję, że odsłanianie ich
pozwoli na zmniejszenie poziomu ich reprodukcji.
Warto ratować przed
pedagogiczną entropią nauczycieli i ich podopiecznych. Autorzy książki
słusznie odeszli w swoich analizach od prymitywnej i dyrektywnej pedagogiki
jednej racji, pedagogiki instrumentalnej na rzecz pedagogiki racjonalnej
emancypacji. Jakże bliskie jest to podejście tezie Hannah Arendt, że
(...) prawdziwe rozumienie nie nuży się nie kończącym się dialogiem i
„błędnymi kołami”, ponieważ wierzy ono, że wyobraźnia uchwyci w końcu
przynajmniej przebłysk zawsze przerażającego światła prawdy (tamże,
s.23).
W związku z tym, że pedagodzy i psycholodzy
prowadzą badania naukowe dotyczące sytuacji ofiar wojny w Ukrainie, w tym
sytuacji obywateli Ukrainy przebywających w Polsce, odnotowuję w tym miejscu
kolejną, niezwykle cenną inicjatywę z tego zakresu. Centrum Historii
Miejskiej Europy Środkowo-Wschodniej ze Lwowa zainicjowało projekt
naukowo-badawczy, który w Polsce współrealizują naukowcy z Instytutu Filozofii
i Socjologii Polskiej Akademii Nauk oraz Centrum Dialogu im.
Mieroszewskiego, a dotyczy on nagrywania wywiadów
dokumentujących przebieg i następstwa wojny.
Odsyłam
do strony dokumentującej realizację projektu, gdyż
jest niezwykle cennym źródłem obiektywnej i intrasubiektywnej wiedzy o
doświadczanej traumie przez ofiary wojny, którymi są nie tylko dotknięte nią
bezpośrednio osoby, ale także świadkowie i wszyscy wspomagający ludzkie życie.
Przywołam tylko fragment metodologicznego zamysłu projektu badawczego:
Wywiady w projekcie nagrywane są według starannie
przygotowanego kwestionariusza, wypracowanego wspólnie przez przedstawicieli
wszystkich instytucji realizujących projekt. Relacje kładą nacisk na
rekonstrukcję faktografii i zmieniające się realia życia codziennego, nie na
emocje, co ma przeciwdziałać wtórnej traumatyzacji rozmówców. Kwestionariusz
przygotowany został we współpracy z psychologami i psychoterapeutami.
Naszym najważniejszym
założeniem metodologicznym jest minimalizacja szkód i zapewnienie maksymalnego
komfortu i bezpieczeństwa zarówno osobom nagrywanym, jak i nagrywającym.
Rozmawiamy wyłącznie z osobami pełnoletnimi, które znajdują się w bezpiecznym
miejscu, mają zapewnione mieszkanie i zaspokojone podstawowe potrzeby bytowe,
zaś w Polsce są co najmniej od czterech tygodni.
W projekcie biorą
udział tylko osoby, które są przekonane do podzielenia się z nami swoim
doświadczeniem. Rozmowy nagrywane są w języku wybranym przez rozmówcę (rosyjski
lub ukraiński). To rozmówca decyduje o tym, na które pytania udzieli odpowiedzi
(otrzymuje je wcześniej do wglądu), a także na jakich zasadach jego nagranie
będzie archiwizowane i udostępniane. Dotyczy to w szczególności kwestii
anonimizacji. Na każdym etapie projektu możliwa jest rezygnacja z uczestnictwa
w nim i wycofanie zgody na wykorzystywanie i udostępnianie relacji.
Polskim zespołem badaczy z IFiS, UW, UJ i UP w Krakowie kieruje dr Anna Wylegała. Przewiduje się w przyszłości poszerzenie zespołu badaczy.