12 maja 2022

Edukacja do oporu i (nie)posłuszeństwa




Niektórzy sądzili, że po znakomitych rozprawach Ewy Bilińskiej-Suchanek i jej doktoranta Sławomira Pasikowskiego kategoria oporu zostanie na jakiś czas teoretycznie wyczerpana. Tymczasem profesor Andrzej Olubiński przywraca swoją najnowszą monografią konieczność analizy i dyskusji na temat postaw niezgody, buntu, oporu, kontestacji czy nieposłuszeństwa jako warunkujących postępowe zmiany społeczne i edukacyjne. Gdyby bowiem nie niezgoda obywateli na politykę oświatową, bez względu na to, kto jest jej reżyserem po obu stronach zdarzeń, to nie doszłoby do pożądanych zmian.

Nie wydaje mi się ta teza zasadną , gdyby potraktować ją jako prawo społeczne, natomiast niewątpliwie bywa, że zarządzający szkolnictwem muszą liczyć się z zakresem i siłą niezgody, jeśli ta istotnie jest wysoka i powszechna dezakceptacja obywateli. Dzieci bowiem jak ryby głosu nie mają. Co najwyżej mogą udać się na skanalizowane także przez władze wagary w pierwszym dniu wiosny.

Olubiński ma jednak rację, kiedy odnosi te postawy do obywateli kraju, których opór na politykę władzy naruszającej ich konstytucyjne prawa i godność czy próby ukrytego ich zniewalania, są bardziej spektakularne, a nawet instytucjonalizowane. W tym też zakresie, jak pisze autor: (...) zaburzony charakter rozwoju społeczno-politycznych, które dokonują się w naszym kraju, choćby w ostatnich trzydziestu latach, w których dzięki solidarnościowym buntom społecznym z powodzeniem zaczęliśmy budować zalążki demokratycznej wolności, którą prawicowo-narodowy rząd PiS-u postanowił sukcesywnie ograniczać, aby ukierunkować swój marsz  w stronę państwa autorytarnego (s.12). 

Trochę przesadził z tym zachwytem nad solidarnościowym buntem, gdyż ten trwał od 1980 roku zaledwie dziesięć lat. Potem rewolucja pożarła własne dzieci, które w nowej piaskownicy sypały sobie piasek w oczy i waliły po głowie łopatkami coraz wyraźniej odmiennymi i znaczącymi dla niego ideologiami oraz światopoglądami. Od wojny na górze z początkiem lat 90. solidaruchy poszły na lep władzy, kasy, przywilejów zarzucając krytykom brak patriotyzmu i troski o nową Rzeczpospolitą. 

Odnosząc się tylko do sfery oświatowej pamiętamy zdrady solidarnościowych elit władzy, (rzekomo niezależnego) związku zawodowego a nawet organizacji dziecięco-młodzieżowych (vide Związek Harcerstwa Rzeczpospolitej). Każda strona czyniła ze swojego oporu trampolinę do własnej kariery, zysków i quasi patriotycznych reform. Szkoda, że autor książki tego nie dostrzega, bo kreuje wrażenie, jakoby niszczenie polskiej demokracji zaczęło się w 2015 roku. Piszę o tym w wielu monograficznych studiach z polityki oświatowej.

Dobrze, że Olubiński podjął ten temat, kierując nadzieję do młodzieży, by nie rezygnowała ze swojej naturalnej skłonności do stawiania oporu politycznym cynikom, pozorantom, kłamcom, manipulantom. Sam deklaruje: Jestem zatem krytycznie posłuszny wobec ideologii systemu demokratycznego oraz wartości wolności, tolerancji, sprawiedliwości, prawdy, mądrości czy podmiotowości; zaś buntuję się wobec jawnej bądź ukrytej ideologii autorytarnej oraz takich pseudowartości jak: zniewolenie, uprzedmiotowienie, nienawiść, kłamstwo, nietolerancja, szowinizm, fanatyzm, ignoranctwo i głupota, prostactwo i chamstwo itp. (s. 13). 

O czym zatem jest książka pedagoga z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie?

W czterech rozdziałach Olubiński zawiera także własne credo pedagogiczne, bowiem rekonstruując filozofie, psychologię, socjologię czy pedagogie oporu wyraża także krytyczne stanowisko wobec niektórych z ich tez czy wyników badań argumentując, że (...) dalszym, naturalnym etapem odruchu oporu czy buntu, powinna być refleksja krytyczna, powinna być próba poszukiwania odpowiedzi na pytanie o  źródła moich buntowniczych reakcji czy  oporowych zachowań (s. 25).           

 Za profesorem prawa Matczakiem zwraca uwagę na grożący osobom partii władzy wzrost choroby narcystycznej wynoszącej je ponad innych a podtrzymującej w nich nieadekwatną, bo zawyżoną samoocenę. Dla uniknięcia diagnozy patologicznego stanu ich (samo-)zakłamania czynią wszystko, by wykorzystując aparat władzy manipulować społeczeństwem uruchamianiem i wzmacnianiem konfliktów m.in. na tle światopoglądowym czy/i wzmagając lęk i obawy przed jakąkolwiek próbą odwołania ich ze stanowisk.

Ofiarą inżynierii społecznej w wydaniu partii władzy jest edukacja i jej podmioty, która jest w Polsce niszczona w wyniku bierności obywateli. Zapewne jest to spowodowane tym, że w edukacji szkolnej nie wychowuje się młodych pokoleń w imię ich emancypacji, oświecenia, nabywania i wzmacniania własnej wolności, kreatywności, mądrości, krytycyzmu, ale i tolerancji na różnice między ludźmi. 

Nieposłuszeństwo obywatelskie traktuje A. Olubiński jako nieodłączny atrybut demokracji i to nie ze względu na konieczność i umiejętność aktywnego wyrażania niezgody na jej deformację, ale także jako czynnik stabilizacyjny demokracji (s. 57). Nieco naiwnie postuluje, by politycy byli zainteresowani edukacją przyszłych a buntowniczych oraz nieposłusznych obywateli (s. 52). Oczywiście, tak byłoby najlepiej dla demokracji,  dzięki której zabezpieczone i przestrzegane byłyby prawa człowieka i obywatela, ale także mogłaby się wzmacniać troska o humanum, dialog, sprzyjanie rozwojowi wspólnot społecznych, w tym także szkolnych, edukacyjnych.

 Pod koniec rozdziału II autor formułuje ważne, ale niestety retoryczne pytanie, na które nie daje odpowiedzi:  Czy jednak fakt, że celem humanistycznej edukacji  byłoby dążenie do wychowania  osób buntowniczo-rebelianckich oraz nieposłusznych, sprzeciwiających się łamaniu podstawowych wartości oraz wprowadzaniu autorytarnego systemu , nie oznacza, że system edukacyjny w mikro czy makroskali ma nie przygotowywać ludzi do krytycznego posłuszeństwa? (s.64)

W rozdziale III autor odnosi się do wartości, wobec których każdy z nas może być posłuszny oraz wymagających niezgody i oporu (tab. s. 76). W moim przekonaniu wszystko zależy od tego, jak pojmowane i postrzegane są powyższe wartości, bowiem dla rzeczywiście obywateli zniewolonych, otumanionych populistyczną polityką władzy może wydawać się, że są wolni. obdarzani przez państwowe (reżimowe - vide Rosja) media prawdą, mądrością i troską o jakość ich życia. Byłbym zatem ostrożny w ich tak uproszczonym podziale binarnym. 

Świat nie jest czarno-biały a wartości tym bardziej. Olubiński sam przyznaje, że możliwe jest nie tylko wyobrażenie sobie, ale i spotkanie (...) człowieka o postawie konformistyczno-zniewalającej, którego działalność stoi w sprzeczności z "interesem" własnej osobowości oraz którego aktywność szkodzi własnemu rozwojowi, hamuje proces rozwoju społecznego, bywa źródłem konfliktów  otoczeniem zewnętrznym itd., oddalając bądź przekreślając możliwości samorealizacji (...) (s. 87).

Całą rozprawa jest napisana w stylistyce aksjonormatywnej, dzięki czemu może jednoczyć ze sobą tych czytelników, którzy podzielają poglądy i aksjologiczne wybory autora ksiązki. Trudno nie zgodzić się z nim, kiedy pisze, że: 

* nie można tolerować postaw nienawiści oraz zachowań  destruktywno-agresywnych (s. 129); 

nie do przyjęcia są postawy fanatyzmu, nacjonalizmu oraz "szowinistycznego patriotyzmu" (s. 132); 

protestujemy przeciwko wszelkim fobiom (np. homo, kseno) oraz rasizmom (s. 136); 

* nie sposób zaakceptować głupoty, ignorancji, prostactwa i chamstwa, ale i postawy zamkniętej i oportunistycznej.

Pod koniec swojej monografii A. Olubiński zarysowuje istotę emancypacyjnej pedagogikę obywatelskiego nieposłuszeństwa oraz pedagogiki krytyczno-interwencyjnek.  Jak pisze w ostatnim zdaniu: 

Cała nadzieja chyba właśnie w preferencji, rozwijaniu i szerokim edukowaniu do indywidualnych oraz obywatelskich aktów niezgody, nieposłuszeństwa; do postaw buntu oporu czy społecznego sprzeciwu, dobrych  oraz mądrych ludzi, wobec zniszczeń oraz zła szerzonego prze wytresowanych do tego złych buntowników, tudzież patologiczne charaktery (s. 205).