Powraca na łamy "Forum Akademickiego" problem wykazu czasopism, który zawiera w grupie wysoko punktowanych periodyków specjalnie wydawane numery pod autorów z krajów Europy Środkowo-Wschodniej, z państw postsocjalistycznych. Wydawcy tzw. "drapieżnych" czasopism zorientowali się, że można na "biedakach" z tych państw dobrze zarobić, tym bardziej że władze resortów odpowiadających za finansowanie nauki i politykę w sferze szkolnictwa wyższego nie zorientowały się jeszcze w przebiegłym procederze.
Jak pisze we wstępie do numeru 3/2021 redaktor Piotr Kieraciński:
Od dwóch lat wiele zagranicznych czasopism, wcześniej całkiem rzetelnych, poczuło, że polska nauka (być może dotyczy to także innych krajów) ma pieniądze do wydania. Zmieniło zatem zasady publikacji. Zaczęło tworzyć specjalne numery (special issue) dla polskich naukowców. Oczywiście za pieniądze, różne – od niecałych 300 dolarów do nawet 2 tys. franków szwajcarskich (o takich kwotach wiem, może są też wyższe stawki…) za artykuł. Niektóre z tych publikatorów są w międzynarodowych bazach, nawet mają IF, a zgłaszane artykuły poddają recenzjom. Często należą one do wydawców, którzy mają wiele czasopism (od kilku do kilkuset). Zwykle wydawnictwa te powstały w ostatnich kilkunastu latach, czując koniunkturę na publikacje naukowe w otwartym dostępie – płatne przez autorów i instytucje naukowe, które ich zatrudniają. Pojawia się wzajemne cytowanie – łatwo to zorganizować, gdy się ma kilka, a co mówić o kilkudziesięciu czy większej liczbie czasopism – a zatem także IF.
Niektórzy naukowcy zastanawiają się, kiedy polscy wydawcy pism lokujących się w górnej strefie B (od 20 przez 40 i 70 do 100 punktów) zaczną drenować finanse publiczne z tytułu publikowania artykułów nadsyłanych do redakcji. To, o czym pisze się w ostatnich dwóch miesiącach tylko potwierdza, że dopisanie do wykazu nowych czasopism z punktacją na poziomie dolnej strefy B czy nawet podwyższenie już istniejącym periodykom punktów z 20 do 70, niczego w istocie nie poprawi, nie pomoże dyscyplinom naukowym, których przedstawicielom powiedzie się zamieszczenie artykułów w tych pismach.
Jak wynika z badań prof. Marka Kwieka w 91 krajach najlepsze pisma naukowe - a więc te ze strefy A (od 100 do 200 punktów) - są zalewane manuskryptami, a do tych poniżej średnich trzeba szukać chętnych... . Jak stwierdza M. Kwiek:
Generalnie zlicza się tylko artykuły w tych najlepszych czasopismach - reszta jest albo mało istotna, albo się jej w ogóle nie bierze pod uwagę przy wzajemnych rozliczeniach: państwo - uczelnie, a potem uczelnie - wydziały oraz różni sponsorzy badań typu NCN czy ERC - naukowcy. Upraszczając to na schemacie "Cykl Wiarygodności w Nauce" - jak najlepsze artykuły podlegają konwersji w nowe granty, środki, infrastrukturę, zasoby, nowe artykuły - i znowu nowe granty.
Temu cyklowi pomagają zarządzający panelami w NCN i/lub urzędnicy MEiN, o czym mogliśmy przekonać się nie tylko w związku z aferą finansowania grantów brata b.ministra zdrowia. Nikt nie skontroluje sieci wzajemnie popierających się w niektórych naukach "kluby" recenzentów piszących pozytywne recenzje i forsujących wnioski grantowe na szczyt rankingu do ich finansowania, po czym prędzej czy później zatrudniani są w uczelni, w której te granty są realizowane. Koło jest zamknięte.
Ok. 95 proc. naukowców z Polski nie ma najmniejszych nawet szans na opublikowanie swoich rozpraw w periodykach strefy A w bieżącym roku, żeby mogły być uwzględnione w ewaluacji dyscyplin naukowych w 2022 r. Środki na badania w naukach społecznych i humanistycznych w NCN zostały pomniejszone ze względu na ... pandemię i konieczność wspierania innych dziedzin nauk.
Słusznie - przysłowiowe "rzucenie obgryzionych kości pod stół, nie zaszkodzi szczekającym psom, bo wozy i tak jadą dalej". Czyje?
Krążą w środowisku akademickim spekulacje na temat tego, czy aby minister P. Czarnek pomoże ręcznym sterowaniem, a więc w wyniku realizacji hidden curriculum, tym uczelniom z uprawnieniami do nadawania stopni naukowych, których władze jawnie wspierają politykę rządu? W taki sposób rząd potraktował samorządy przy rozdziale środków na inwestycje, by uzyskały je tylko te politycznie "zasłużone".
Prawica tak narzekała na wyprzedaż polskiego majątku, ale to samo akceptuje w polskiej nauce. Prowadzi do upadku wielu czasopism naukowych nie dlatego, że są niskiej jakości, ale ze względu na ich zdegradowanie rankingową listą, która ma niewiele wspólnego z jakością. Kogo zresztą obchodzi jakość?