28 sierpnia 2018

Zwierzęta w terapii osób zdrowych



Ogromną radość sprawił mi prof. Aleksander Nalaskowski, który zareagował na mój wczorajszy wpis dotyczący budowania relacji człowieka ze zwierzętami. Jakże trafnie skomentował mój post pisząc:

Elementem wychowania, tu masz rację, musi być szacunek do istot żywych, do zwierząt i świata natury w ogóle. Ale nie "szacunek" taki jak pokazują zieloni, antyfuterkowcy, zakochane w psach panienki czy agresywni wegetarianie. W stajni zawsze zwracałem uczniom uwagę, że zwierzęcia nie wolno traktować jak człowieka, że to inny byt, intelektualnie mocno ograniczony, powodujący się odruchami, popędami, a nader często strachem. Na przykład większość nie wie, że konie nie lubią głaskania, a każdy głaszczący sądzi, że sprawia tym zwierzęciu przyjemność. Wiele zwierząt pracuje dla człowieka (nie zdając sobie z tego sprawy) i za to winniśmy je traktować właśnie z szacunkiem, ale nic ponad to. Pojęcia wierności, miłości, posłuszeństwa, pracowitości, etc. to cechy ludzkie, zwierzętom tylko przypisywane."


Warto podzielić się z czytelnikami bloga tą opinią tym bardziej, że została ona zaopatrzona w link do znakomitego - jak zawsze u tego Profesora - referatu na temat
"(hipo-)terapii osób zdrowych. Nie dotyczy on jednak tylko koni, bo o tych jest na końcu jego wypowiedzi, ale różnych zwierząt domowych i dzikich, które chcemy oswoić, a nie zawsze nam się to udaje. Jakie są zalety obcowania, a raczej bycia z istotami bliskimi nam nie tylko z racji ewolucji?

Ilekroć zbliża się okres wakacji letnich, ale i zimowych, tylekroć możemy spodziewać się medialnych doniesień na temat brutalnego, podłego pozbywania się domowych zwierząt, głównie psów przez wywożenie ich z dala od dotychczasowego miejsca zamieszkania i porzucenia ich w lesie, na polu, a zdarza się - jak podały ostatnio media - że topienia ich w stawie czy jeziorze. Oswojony i udomowiony ssak nagle staje się zbytecznym przedmiotem, czymś, co nie wyzwala już u właścicieli żadnych emocji, odczuć, co można wyrzucić jak zużyty sprzęt domowy. Niezrozumiałe, a jednak mające marginalnie miejsce patologie poruszają opinię publiczną.

Jedni bowiem ratują z narażeniem życia psa, który wszedł na taflę zamrożonego jeziora, gdzie w wyniku pęknięcia został on pozbawiony możliwości powrotu na ląd, czy udzielają pomocy fokom, delfinom lub zranionym ptakom, a zdarza się, że są takżey mordercy zwierzęcych istnień, bezwzględni, wyzuci z sumienia likwidatorzy własnych psów. Niezrozumiałe, poruszające, zdumiewające, ale z historii pamiętamy, jak to naziści szkolili w Hitlerjugend młodzież, by najpierw zaopiekowała się zwierzęciem domowym - psem czy kotem, by na rozkaz swojego przełożonego zadała mu śmiertelny cios.

Zachęcam do wysłuchania 30-minutowego referatu Profesora Nalaskowskiego, który mówi o tym, jak ważne są w socjalizacji człowieka, jego "wychowaniu" - tresowaniu zwierzęta oraz jak one same są przez nas socjalizowane, dając nam coś w zamian za okazanie im szacunku, za żywienie i stworzenie godnych warunków do życia.

Referat nie jest naukowym wykładem, pełnym odwołań do naukowej literatury, bo i nie ma takiej potrzeby. Nigdy wcześniej nie słyszałem wypowiedzi A. Nalaskowskiego na temat zwierząt domowych, chociaż zawsze podziwiałem Jego wspaniały stosunek do koni, które hodował i dzielił się swoją pasją oraz umiejętnościami jeździeckimi z uczniami uczęszczającymi do założonego i prowadzonego przez niego Społecznego Liceum Ogólnokształcącego w Toruniu.

Mamy tu piękną odsłonę człowieczeństwa!


Po wysłuchaniu referatu Profesora po raz pierwszy od roku jeden z dwóch moich kotów wskoczył mi na nogi, a dotychczas omijał mnie dużym łukiem. Dlaczego? Dowiecie się o tym z referatu prof. A. Nalaskowskiego. Moje psy były we wczorajszym wpisie, stąd dzisiaj niech zaistnieją koty.