05 września 2018

Rytualizacja naukowego pozoru


Moja najnowsza książka pt. "Turystyka habilitacyjna Polaków na Słowację w latach 2006-2016" rozeszła się w ciągu 3 tygodni, a Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego otrzymywało zapytanie-... kiedy będzie dodruk. Dyrekcja potwierdziła, że nastąpiło to 17 lipca 2018 r. Zapewne opublikowana w tygodniku "Polityka" rozmowa ze mną red. Agnieszki Sowy wzmocniła zainteresowanie problematyką akademickiej nieuczciwości części rodaków ze stopniem doktora nauk.

Prof. Aleksander Nalaskowski opublikował na łamach tygodnika "Sieci" recenzję mojej monografii zachęcając do jej przeczytania. Oba teksty w tak nośnych tygodnikach społeczno-kulturalnych wzbudziły szczególne zainteresowanie problematyką patologii w szkolnictwie wyższym, tym bardziej że akurat w Sejmie i Senacie debatowano nad ustawą 2.0, by przyjąć ją z niewielkimi korektami.

Zadzwonił do mnie b.rektor jednej z krajowych politechnik, by przekonać mnie, że z nauk technicznych docentury Polaków były na wysokim poziomie. Kiedy jednak zaczęliśmy rozmawiać o szczegółach, to szybko przeszedł ze mną na naiwną argumentację w stylu -"... ale wie pan, że w Polsce też bywa różnie z habilitacjami".

Inny z czytelników napisał do mnie:

"Szanowny Panie Profesorze, bardzo dziękuję za artykuł. I przyznaję, że pomysłowość ludzka rzeczywiście jest bezgraniczna, człowiek zrobi wszystko, żeby się nie narobić a zarobić. Najwyraźniej cwaniactwo i kombinatorstwo są wpisane w naturę ludzką i "przyozdabiają" jej demoniczne oblicze. Podziwiam za odwagę bowiem piętnowanie nieuczciwych działaczy wojskowych i służb specjalnych rzeczywiście może owocować kłopotami. Jednak taka kolej rzeczy nie jest chyba niczym nowym dla ludzi, którzy zdecydowali się kroczyć sokratejską ścieżką i krytykować władzę. Z drugiej strony wierzę mocno w łacińską mądrość: śmiałym los sprzyja, bojaźliwych odtrąca."

Niestety, przyznaję komentatorom rację. Patologia poza granicami kraju nie dotyczyła wszystkich, ale też nie może być usprawiedliwiona inną, krajową, o której zresztą piszę nieustannie. To zresztą wzbudziło refleksję, że może teraz nadszedł czas na przyjrzenie się polskim habilitacjom.

Kolejny z samodzielnych pracowników nauki potwierdził w korespondencji ze mną, że słowacki proceder był przejawem obustronnej patologii. Napisał bowiem:

"Serdecznie gratuluję Panu publikacji nowej książki pt. Turystyka habilitacyjna Polaków. Jest to zasadniczy głos, domagający się zachowania etosu uczonego, głos o sprawiedliwość i prawdę. Uważam za bardzo kulturalne, że zaznaczył Pan we Wstępie (nie czytałem jeszcze całej pracy. W internecie znalazłem tylko pierwsze 21 stron), że nie wszystkie osobowy habilitujące się na Słowacji, zdobyły swój stopień w nieuczciwy sposób. To na pewno prawda, ale nie zmienia to faktu, że istniała tak patologia "kupowania" dyplomów.

Podczas "kryzysu" z moją habilitacją dwukrotnie spotkałem się z ks. dziekanem A. (...), a kilkakrotnie rozmawiałem z nim przez telefon. Nie mogę tego udowodnić, ale ksiądz A. (...) zasugerował, że muszę się z nim spotkać i zapłacić. Miała to być ofiara na "cele kościele". Wówczas zostałbym dopuszczony do postępowania habilitacyjnego. Uznałem, że jest to moralna granica, której nie mogę przekroczyć i stąd nie kontynuowałem dalszych rozmów ze Słowakami. Wiem, że inne osoby nie miały skrupułów. Jeszcze raz Panu gratuluję Panie Profesorze. Jest Pan niezłomnym współczesnym Sokratesem. Prawda wymaga odwagi!
"

No cóż, byłbym zadowolony, gdyby ta publikacja nie musiała powstać, bo nie byłoby tego typu przypadków i nie miałyby miejsca takie komentarze uczonych jak:

Przeczytałem Twoją "słowacką" książkę. Lektura powalająca, ścinająca z nóg. Narracja, metodologia, dowody - nie do podważenia. Powiedziałbym "znakomita książka", ale niestety, to nie jest książka o czymś "znakomitym". Zatrważająca. Pokazujesz szambo. A powiedz mi, czy ten proceder został już jakoś sensownie ukrócony? To przecież ważne. A ile tam znajomych nazwisk. A ten gość co w trzy miesiące został z magistra habilitowanym, to mnie po prostu uwiódł. czy to aby nie ksiądz? To już nawet nie cwaniactwo, to bezczelność.