11 stycznia 2016
Z Polakami trzeba grzecznie, kiedy czynią coś społecznie
Im bardziej w środowisku prawicowym krytykowano Jerzego Owsiaka oraz Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy, tym bardziej Polacy uodparniali się na informacje, które miały na celu zdetronizowanie Organizatora i podważenie jego wiarygodności. Nie godzimy się na odebrania milionom Polaków poczucia solidarności z najbardziej potrzebującymi nawet wówczas, jeśli wymaga to poniesienia określonych kosztów.
Trzeba nie znać albo lekceważyć nasza naturę, by być przekonanym, że można po dwudziestu czterech latach obrzydzić akcję łączącą Polaków wobec idei gromadzenia środków na zakup najnowocześniejszych urządzeń diagnostycznych dla szpitali dziecięcych i na potrzeby oddziałów geriatrycznych. Dzieci i starsi głosu nie mają, toteż obok tak znakomitej inicjatywy, jaką jest Świąteczna Paczka, a trafiającej do konkretnych osób, zbierano w czasie minionej niedzieli pieniądze na szlachetny cel.
Na ulicach miast, miasteczek i wsi spotykaliśmy uczniów i dorosłych, którzy kwestowali na WOŚP. Byli rozpoznawalni nie tylko ze względu na trzymaną w rękach, a oznakowaną symbolem akcji, puszkę, ale także ze względu na radość z pozyskania każdego grosza i złotówki, które wrzucali im do niej spotykani po drodze mieszkańcy. Każdy czuł się potrzebny.
Z pierwszych relacji Finału WOŚP wynika, że zgromadzono ok. 30 milionów złotych. Czy to dużo czy mało w kontekście najróżniejszych oskarżeń wobec Organizatorów na temat wykorzystywania tych środków także do celów wykraczających poza cele akcji? Często bywałem w różnych szpitalach i widziałem funkcjonujący w nich sprzęt medyczny, który został oznakowany symboliką WOŚP. Fakty są twarde i niepodważalne.
Wszystko tu jest dobrowolne. Nikt nie musi kwestować i nikt nie musi dzielić się swoimi pieniędzmi. Jeśli chcą, to dobrze, bo przecież nieustannie narzekamy na niski poziom kapitału społecznego w naszym kraju, na dramatycznie niski poziom zainteresowania przez młode pokolenie sprawami publicznymi. Nie podoba mi się jedynie to, że w wielu szkołach "płaci się" dzieciom i młodzieży wyższą oceną zachowania, jeśli wykażą się określoną liczbą godzin pracy społecznej, wolontariackiej.
W świetle powyższego pojawia się pytanie, czego uczymy nasze dzieci? Czy tego, że prospołeczność jest interesowna, musi nam się jakoś opłacać, czy może tego, że dzielenie się własnymi dobrami z innymi jest niegodne z czyjegoś, a ideologicznego punktu widzenia?
Politycy - zostawcie nasze serca, dobrą wolę i własny kapitał w spokoju. Polacy po raz dwudziesty czwarty "wysłali światełko do nieba". W takich sytuacjach tym bardziej obowiązuje motto: Z nami grzecznie, bo my społecznie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)