30 maja 2012

Sześć cnót dla przebrandowionych podmiotów edukacji, to i tak za dużo


Piotr Domeracki, Marcin Jaranowski i Marcin T. Zdrenka opublikowali w Wydawnictwie Naukowym UMK w Toruniu małą, ale jakże mądrą i potrzebną w dzisiejszych czasach książeczkę pt. Sześć cnót mniejszych (Toruń 2012), które ich zdaniem lokują się na obrzeżach głównej drogi, jaką biegnie refleksja etyczna mimo, iż one same nawiązują do centralnych zagadnień etyki. Przedstawiają nam wybrane przez siebie cnoty, które - chociaż przysłonięte są przez pierwszorzędne, a przecież wpisywane także przez klasyków pedagogiki humanistycznej, liberalnej, klasycznej i duchowej (Prawda, Dobro, Piękno, Odwaga. Godność, Sprawiedliwość czy Miłość) w normatywne założenia procesu wychowania - wymagają odkurzenia, hermeneutycznej renowacji, by mogły pełniej zaistnieć w kształtowaniu praktyk moralnych w społeczeństwach od nich uciekających lub dystansujących się wobec nich.
Skoro sama etyka ponowoczesności przeżywa kryzys normatywności, to trudno się dziwić, że zanika jej przenikanie do naszej codzienności, do bezpośrednich doświadczeń moralnych, szczególnie osób, od których należałoby tych cnót wymagać. No cóż, dzisiaj już nie ma problemu „zobowiązującego szlachectwa:”, skoro kupuje się je w różnej postaci i wpisuje w pełnione role jako oczywistość, niszcząc tym samym zaufanie i nadzieje do siebie tych, którzy idealistycznie postrzegają jeszcze świat i z ufnością włączają się w czyjeś inicjatywy. Autorzy tego studium afirmując moralne zalety życzliwości, szacunku, dbałości, prawdomówności, towarzyskości i humoru, w znakomitym stylu wydobywają na jaw uciążliwość ich braku.

We „Wprowadzeniu” do tomiku przywołują słowa z powieści „Gra anioła: Carla Ruiza Zafóna:
To tak jak stare powiedzenie: powiedz mi, czym się chlubisz, a powiem ci, czego ci brakuje. Powszechna prawda. Dyletant zawsze chce uchodzić za eksperta, sadysta za samarytanina, grzesznik za świętoszka, prześladowca za dobroczyńcę, sprzedawczyk za patriotę, arogant za skromnisia, ordynus za eleganta, a głupiec za mędrca”. (s. 15)

Etycy zapraszają do swoistej wiwisekcji, autorefleksji i samooceny, unikając zarazem moralistyki czy – jak pisał Melchior Wańkowicz – „dydaktycznego smrodku”, pozostawiając nas samych z rozpoznawalnym brakiem w relacjach społecznych cnót przez nich odnalezionych poza rejonami sporów o naczelne zasady etyki. (s. 16). Teoretycy wychowania, pedagodzy szkolni, opiekuńczo-wychowawczy, pedagodzy społeczni, pedagodzy… wszystkich maści, nawet ci od bezpieczeństwa i kosmetologii, powinni sięgnąć po ten tytuł, by uświadomić sobie, że brak cnót kardynalnych w codziennym życiu oświatowym i akademickim pogłębia nieobecność cnót mniejszych, dezawuując istotę, znaczenie, sens podejmowanych wysiłków lub odsłaniając nicość, pozór i nonsens tego, co niektórzy czynią na co dzień.

Każdego dnia w mediach pojawiają się informacje, reklamy, doniesienia, relacje demistyfikujące w procesie kształcenia i wychowania fundamentalne u osób, które kierują tymi procesami lub są podmiotami prowadzącymi placówki oświatowe czy akademickie – brak prawdomówności, życzliwości, towarzyskości, szacunku, dbałości i humoru. Nieustannie, od wieków trwa wyścig między policjantami i złodziejami cnót, między nadawcami, którzy są ich nośnikami i faryzeuszami, obłudnikami. Amoralna chęć zysku sprzyja temu, że dzisiaj już niemal wszystko jest na sprzedaż. Nauka jak nigdy wcześniej odsłania nie tylko tajniki prawdy, ale także „uczy” tego, jak kłamać, fałszować, jak ją pozorować, by pod pozorem dociekania istoty rzeczy afirmować zarazem jej zaprzeczenie.

Właśnie dlatego większym wzięciem na rynku wydawniczym cieszą się nie tyle książki na temat tego, jak być powinno, tylko jak postępować, żeby nie rozpoznano w tym fałszu, nieprawdy, pozoru, kitu. To specjaliści od marketingu i psychologii społecznej kształcą kadry zarządzające powszechnymi czy wyższymi szkołami prywatnymi w podtrzymaniu braku nie tylko tych cnót, by ich właściciele czy założyciele mogli - pod szyldem jeszcze powszechnie uznawanej nazwy - skrywać zaprzeczenie cech, które są istotne dla wiarygodności placówek mieniących się oświatowymi czy akademickimi (wyższymi). Brak u nich cnót mniejszych sprawia, że ze stoickim spokojem podchodzą do wartości i ideałów, którymi mają przesiąknięte statuty, misje, regulaminy czy procedury, tylko nie codzienną praktykę.

Rebranding czy jak kto woli - przebrandowienie staje się znakiem naszych czasów, świadectwem skrywania patologicznych w placówce procesów, jej dysfunkcji, a tym samym i złej o niej opinii w wyniku zmiany nazwy szkoły, jej wizerunku lub logo. Jak chcecie przekonać się o tym, że ktoś i gdzieś przebrandował swoją firmę, a więc podjął działania na rzecz repozycjonowania jej produktu, to albo oznacza to, że postanowił szkołę powszechną lub wyższą wplątać w mechanizmy rynkowego oszustwa, albo chce odświeżyć jej dotychczas negatywny wizerunek, by złapać naiwnych na „lep nowego”, chociaż skrywającego stare patologie produktu. Tak, tak, niektórew produkty są nieświeże, zepsute, lekko podmalowane, inaczej podświetlone, opakowane, byle tylko ktoś je kupił. Prymitywizm rynkowych graczy, cynizm i obłuda niektórych jej uczestników, a nade wszystko: zamiast życzliwości – obskurantyzm, zamiast szacunku – chamstwo, zamiast dbałości – lekceważenie, zamiast prawdomówności – fałszerstwo, zamiast towarzyskości – kolesiostwo i zamiast humoru – śmieszność, prędzej czy później i tak są rozpoznawalne.

Gorąco polecam tę książkę wszystkim tym edukatorom, nauczycielom, rodzicom, którym zależy na dobrym wychowaniu młodych pokoleń Polaków, by w przyszłości, rozpoznawali cnoty i ich przeciwieństwa. Zaproponowany przez autorów eksperyment myślowy przyda się wielu, zanim będzie za późno.