Muszę przyznać, że dochodzimy jako naukowcy do takiego poziomu absurdów w niektórych uczelniach, którego nie
powinniśmy tolerować. Oto w jednym z uniwersytetów badawczych są naukowcy,
którzy prowadzą badania, piszą rozprawy naukowe i popularyzują naukę nie tylko pod kątem wysokości punktów, jakie za nie otrzymają, ale by dotrzeć z wiedzą do odpowiedniego odbiorcy. Tymczasem o
tym, czy dane bibliograficzne o ich rozprawach zostaną umieszczone w bazie ScienceOn decydują pracownicy
odpowiedzialni za tzw. Bazę Wiedzy/Nauki.
Czym się kierują? Informacją, która brzmi:
"Brak
danych będzie bezpośrednio rzutował na ocenę okresową pracownika, a tym
samym na wynik ewaluacji dyscyplin, z uwagi na to, że dane z SON będą
zaciągane do systemu POL-on. Dlatego proszę zwrócić uwagę na jakość zgłaszanych
danych i ich kompletność".
Nie dostrzega się sprzeczności między oceną okresową pracownika a ewaluacją dyscypliny. Przecież do oceny pracownika obowiązują kryteria, które tylko częściowo pokrywają się z kryteriami oceny nauczycieli akademickich na stanowiskach badawczo-dydaktycznych w ramach ewaluacji dyscypliny naukowej.
Na pytanie, dlaczego w ciągu ostatnich trzech lat nie zamieszczono w bazie ScienceOn wszystkich artykułów naukowców, którzy o nich informowali władze jednostki akademickiej, otrzymali odpowiedź, że ich artykuły i rozdziały w pracach zbiorowych mają za niską liczbę punktów (sic!). Bibliometryści zatem sami uznają, że o niektórych artykułach nauczycieli akademickich nie muszą być informowani ci, których interesuje przedstawiona w nich problematyka np. oświatowa, wychowawcza, społeczna itp.
Nie jest ważna nauka i zaangażowanie uczonych w sprawy kluczowe dla sfery publicznej. Istotna jest parametryzacja. Firmy nieźle na tym zarabiają. Poniżej przykład handlowania dostępem do czasopism w bazie Scopus.
Bibliometryści
decydują o tym, czy zarejestrować artykuł pracownika naukowego?! Okazuje się, że są od
tego, by interesować się umieszczaniem w Bazie Wiedzy/Nauki jedynie tych danych o tekstach, które były wydane w czasopismach
i wydawnictwach z wykazu MNiSW!
Po
co zatem finansujemy w uniwersytetach działalność uczonych nauk społecznych,
humanistycznych, teologicznych czy nauk o rodzinie, apelujemy o łączenie teorii z praktyką, o uczestniczenie w sferze publicznej, skoro osoby odpowiedzialne
za dostęp do baz danych selekcjonują informacje na temat czyichś rozpraw?!
PARANOJA!
Na
szczęście w Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w
Warszawie nie ma tego typu cenzury. W tej uczelni wykazywane są wszystkie
publikacje pracowników, niezależnie od tego, jaki jest ich charakter i czy mają
związek z ewaluacją nauki czy też nie. Może też jest więcej uczelni państwowych, w których dba się o pełną informację naukową i o naukowcach?
(foto z Galerii APS przy ul. Szczęśliwickiej 40 w Warszawie; praca Małgorzaty Gorzelewskiej-Namioty)