14 stycznia 2024

Ministra edukacji kontynuuje politykę pozoranctwa

 


Czytam newsa Dominika Gołdyna z Radia Zet: Minister edukacji szykuje prezent dla uczniów. "Wydaje się niezbędny" i nie wierzę,  że to ma być oczekiwaną zmianą w szkolnictwie publicznym. 

Już, natychmiast, zapewne od nowego semestru w szkołach publicznych ma być powoływany nauczyciel-rzecznik praw ucznia. Już widzę, jak nauczyciele ustawiają się w kolejce do dyrekcji, by to pani X czy pan Y mógł realizować się w tak zaszczytnej funkcji. 

Do 1997 roku rzecznicy praw ucznia byli - zgodnie z ówczesną ustawą - powoływani w szkołach publicznych, ale zlikwidował tę funkcję postkomunistyczny minister edukacji profesor Jerzy Wiatr. Tak, to ten sam, którego studenci obrzucili jajkami, kiedy przyjechał na Uniwersytet Jagielloński, by spotkać się z kadrą i młodzieżą akademicką.  

Od 1997 roku rzecznikiem praw ucznia miał być tylko jeden inspektor w każdym kuratorium oświaty. Pamiętam doskonale, jak stworzona w ten sposób fikcyjna rola nie zaistniała w praktyce oświatowej. Kuratoria w ogóle nie informowały na swoich web-stronach, kto jest tym rzecznikiem praw ucznia, gdzie można ją/jego znaleźć, jak skierować do niej/niego sprawę, która wymagałaby odpowiedniej interwencji! 

W czasie konferencji z udziałem nauczycieli w różnych regionach Polski pytałem nauczycieli, kto jest w ich kuratorium rzecznikiem praw ucznia.  Byli zdumieni, zaskoczeni tym pytaniem, nie wiedzieli, że taka funkcja jest tam komuś przypisana. Skoro tak, to jak mieliby informować swoich uczniów o tym, do kogo i na jakich zasadach mają kierować swój pozew przeciwko naruszeniu jakiegoś ich prawa?! 

Może dobrze się stało, bo tym samym uczniowie i ich rodzice mogli przekonać się, że są bezradni wobec toksycznych oddziaływań niektórych patonauczycieli. Niestety, w szkołach też są tacy, sfrustrowani, wypaleni, agresywni lub totalnie lekceważący nawet w minimalnym zakresie swoje zawodowe powinności. Piszę zawodowe, bo z pedagogicznymi nie mają wówczas i tak do czynienia.

Polska szkoła publiczna kontynuuje behawioralną politykę kija i marchewki, bo jak ktoś za mocno "uderzy", skrzywdzi ucznia, to ofiara musi mieć możliwość złożenia skargi, zaś jak przesłodzi, to także trzeba o tym komuś donieść. 

Może i taki model by działał, gdyby owi rzecznicy praw uczniów byli niezależni od własnego środowiska nauczycielskiego, ale nigdy takimi nie byli i nie będą. Powierzanie zatem tej funkcji jednemu z nauczycieli w szkole stawia go w sytuacji konfliktowej, lojalnościowej, solidarnościowej czy koleżeńskiej, skoro pozew może dotyczyć koleżanki, przyjaciela, itp. 

Kto będzie chciał zostać rzecznikiem? Jak ów rzecznik ma wyegzekwować nie tylko prawo, ale i sprawiedliwość? Fikcja. Pozór. Gra na zwłokę, nieskuteczne pozoranctwo. Jesteście pewni, że uczniowie ostatnich klas licealnych złożą skargę do takiego rzecznika praw ucznia na nauczyciela, który w ogóle ich nie kształci, tylko zadaje i sprawdza, czego nauczyli się sami lub na korepetycjach u jej/jego koleżanki/kolegi z tej samej lub innej szkoły? Śmieszne.

W szkołach nie pomogły w eliminowaniu patologii ani funkcje rzeczników praw ucznia, ani zatrudnieni w nich pedagodzy czy psycholodzy szkolni. Powoływanie zatem ponownie tej funkcji w szkołach jest kontynuacją gry pozorów. Już wiele lat temu nauczyciele zapewnili sobie ustawowo ochronę, bowiem są nietykalni jako funkcjonariusze publiczni. Nauczyciele są chronieni przed agresją ze strony uczniów. 

Uczniowie jednak nie są chronieni, bowiem zatrudnia się w szkolnictwie publicznym i utrzymuje na etacie osoby, które powinny mieć zakaz wykonywania tego jakże ważnego i pięknego zawodu. Sądzicie, że rzecznik praw ucznia będzie mógł wyegzekwować poszanowanie praw ucznia w szkole? W jaki sposób? 

Rzecznikiem praw ucznia powinien być każdy nauczyciel, jeśli rzeczywiście zależy mu na tym, by jego uczniowie (na-)uczyli się, chcieli się (na-)uczyć i by rozwijali się społecznie, moralnie, a nie tylko intelektualnie, estetycznie i fizycznie.          

 (foto: autor)