Osiem lat destrukcji także w przedszkolnej edukacji i postawach części rodziców wobec niej

 



Nauczycielka wychowania przedszkolnego podzieliła się swoją opinia na temat zdumiewających postaw rodziców wobec edukacji przedszkolnej ich dzieci i skutkami w jej placówce jednej z reform Zjednoczonej Prawicy, która dotyczyła edukacji włączającej. Pisze do mnie, a przecież także do czytelników bloga, wśród których są nauczyciele, rodzice, politycy, dziennikarze itp.: 

"Panie profesorze, oczywiście, jak w każdym przedszkolu czy w szkole, również u nas funkcjonują dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi, wokół których kręci się cały system, praca, dostosowania, zatrudnienie kadry itd. wypełniamy, również te zalecenia, niemniej jednak ja się z nimi nie zgadzam. Pomijam już to, że współpraca jaka ma miejsce pomiędzy nauczycielami a rodzicami jest utrudniona, ta współpraca (szczególnie w pierwszym okresie) polega na wydobywaniu od rodziców strzępków informacji, na proszeniu o informację (a rodzic powie tyle ile chce i żąda pomocy). 

 

Jak pomóc komuś kto stawia taką blokadę pomimo starań i prób podejmowania działań. Dalsze etapy współpracy rodzic - nauczyciel to działania powiedziałabym pozorowane po stronie rodziców, a czasami i nauczycieli, (ale tutaj powiedziałabym raczej z braku kompetencji czy czasu, niż zupełnie świadomie, nauczyciel jest bezradny. 

 

Wiem że z braku wiedzy nikt nikogo nie zwalnia z odpowiedzialności, ale aktualnie jesteśmy na etapie przepisów które nakazują dyrektorom zatrudnienie wykwalifikowanej kadry, tylko skąd dyrektor ma ta kadrę wziąć?)  Rodzic podpisuje dokumenty przy opiniach czy ipetach czy wopfu i na tym jego praca się kończy, nie robi nic, aby własnemu dziecku pomóc i winę zrzuca na przedszkole, a my przecież tylko wspieramy rodziców w rozwijaniu dzieci. 

To rodzic jest odpowiedzialny za wychowywanie dziecka. Przedszkole wspiera rodzica. Czyżby rodzice tylko chowali dzieci, a nie wychowywali? Pani profesorze, rodziców nie interesuje rozwój intelektualny dzieci, ważne jest tylko to czy dziecko: jadło, piło, spało i było na podwórku. - podstawowe potrzeby są spełnione to prawda, ale mamy jeszcze inne założenia podstawy programowej. Pamiętam jeszcze na studiach czytałam o chowie, ale nie pamiętam już kto tak napisał.

 

Unia Europejska dała nam (Polsce) pieniądze na wdrożenie edukacji włączającej, ale czy nie lepiej byłoby najpierw dostosować infrastrukturę, przygotować kadry itd. a dopiero wdrożyć działania. To, co teraz się dzieje, zaprzecza założeniom edukacji włączającej. Sytuacja, w której dzieci z orzeczeniami znajdują się w przedszkolach i szkołach powoduje, że: rodzice składają skargi, w których domagają się od dyrektorów przeniesienia ich dzieci do innych (normalnych - jak mówią) klas, nauczyciele skupiając się na rozwiązywaniu zaistniałych problemów w grupie nie realizują podstaw programowych, które mówią o całościowym rozwoju wszystkich dzieci, w efekcie mamy zaległości pojawiające się trudności. 

 

Nauczyciel skupiając się na dzieciach ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi nie ma czasu rozwijać zainteresowań, uzdolnień dzieci, (zaniedbuje je), nie mówiąc już o tworzeniu środowiska do działania, bo w tym tworzeniu musi uwzględniać dzieci o specjalnych potrzebach edukacyjnych. Sama pracuję z grupą na trzech poziomach, mam dzieci z opiniami i kilkoro jeszcze nie zdiagnozowanych, jest to bardzo trudne, aby móc odpowiedzieć na wszystkie potrzeby dzieci, ponieważ wypełniając potrzeby jednej grupy zaniedbują inne. 

 

Czy ktoś to przewidział, wiem bardzo łatwo jest powiedzieć zza ministerialnego biurka, Pani musi dostosować działania, tylko moim obowiązkiem jest w pierwszej kolejności zapewnić bezpieczeństwo dzieci, wszystkich dzieci) jeżeli takiego bezpieczeństwa nie ma, ja nie zrobię żadnych działań. Minister powinien wiedzieć, że na nauczycielu ciąży odpowiedzialność karna za złe decyzje i wydając przepis powinien wiedzieć czemu on ma służyć. 

 

Następna rzecz- sytuacje konfliktowe w grupach, dziecko z nadpobudliwością psychoruchową pobiło inne dziecko w wyniku czego dziecko pobite nie chce uczestniczyć w zabawie z dzieckiem z nadpobudliwością, unika tego dziecka, rodzice unikają relacji prosząc dziecko, aby bawiło się z "dziećmi normalnymi" to kolejny przykład.

 

Fikcja w dokumentach tworzona na potrzeby kontroli kuratorów oświaty jakich doświadczamy, tam rzeczywiście musimy pisać to co trzeba a nie to co jest., ale myślę że to jeszcze inny problem. Najbardziej razi mnie to zatracanie dzieci mających talenty, uzdolnienia przy okazji skupiania uwagi na dzieciach ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi bo dla nich robimy działania itd. 

 

Następnie, skargi nauczycieli ze szkół o nieprzygotowaniu dzieci przedszkolnych do klas pierwszych. Nauczycielki klas pierwszych przyzwyczajone w swoich klasach mieć dzieci umiejące czytać i pisać dziś zgłaszają, że dzieci z przedszkoli nie potrafią czytać i pisać. Nie wiem, ile w tym wszystkim jest nieznajomości podstawy programowej wychowania przedszkolnego po stronie nauczycieli klas pierwszych, a ile złości.

 

To prawda w przedszkolach uczyliśmy te dzieci (które wykazywały chęć i posiadały predyspozycje) czytania i pisania, ale o tym mówi podstawa, tymczasem teraz nie robimy tego z braku czasu, nawet w sytuacji, kiedy mamy dziecko z takimi predyspozycjami ponieważ jesteśmy na pracy bieżącej z dzieci o specjalnych potrzebach edukacyjnych.

 

Tak to wygląda Panie profesorze to tylko kilka rzeczy. które zawracają mi głowę, nie wiem czy tylko z mojej perspektywy, kiedy czytam wypowiedzi innych nauczycieli i nie tylko. Mam nadzieję, że nie".


Poprosiłem o komentarz znakomitą ekspertkę w naszym kraju od edukacji właczającej prof. UAM Beatę Jachimczak, która - mimo ogromnych obciążeń zawodowych, akademickich - zgodziła się, chociaż krótko, odnieść do treści niniejszego listu-autorefleksji nauczycielki wychowania przedszkolnego, za co bardzo dziękuję, bo nie jest to moja specjalność: 

"1. edukacja grup zróżnicowanych jest faktem od lat i trafiają się bardzo różnorodne grupy

2. nieporozumieniem jest przełożenie zainteresowania nauczyciela na dziecko ze SPE, w centrum zainteresowania powinna być tak zwana grupa "środka" a dostosowania dla tych zdolnych i tych z trudnościami rozwojowymi jako działanie uzupełniające

3. ponieważ głównym problemem wydają się dzieci z zaburzeniami zachowania i/lub funkcjonowania społecznego to warto zadbać o szkolenie rady pedagogicznej z zakresu terapii poznawczo-behawioralnej

4 warto skorzystać z bezpłatnych studiów z zakresu wwr (dla nauczycieli przedszkoli) prowadzonych przez wiele uczelni w Polsce na zlecenie MEN

5 może w otoczeniu Pani jest SCWEW, który wspiera nauczycieli w pracy z grupami zróżnicowanymi

6 trudno w ostatnich czterech latach  powiedzieć, że systemowo nie szuka się wsparcia dla nauczycieli w zakresie edukacji włączającej a nawet z mojego punktu widzenia podjęto wiele działań na rzecz przygotowania do pracy (ocena funkcjonalna, narzędzia skriningowe, materiały i szkolenia z uniwersalnego projektowania edukacyjnego, platforma ZPE z pomysłami pracy, projekt UNICEF - IBE z konsultacjami dla nauczycieli i inne)

7 nikt nie wprowadza nagle edukacji włączającej, nie mamy jej dlatego że UE daje pieniądze , unia daje i dzięki temu możemy poprawiać jakość tej edukacji, edukacji, którą wybrali rodzice

8 nie jestem za odebraniem praw wyboru rodzicom

9 problem współpracy i zaufania rodzic i nauczyciel od lat nierozwiązany

pozdrawiam"

Beata Jachmiczak   

 (rys. "Świeczka, która nie chce być lampą", archiwum domowe) 

Komentarze

  1. Myślę, że problemem są przede wszystkim zbyt duże grupy, i stąd większość tych problemów. Bo ciekawa jestem, co by chciała zrobić z tym dzieckiem z nadpobudliwością? Nie ma takich szkół specjalnych. Utworzyć poprawczaki dla krnąbrnych przedszkolaków? To nie opinie z poradni tworzą problemy, tylko pomagają nazwać przyczyny tych trudności, które widzi Pani w klasie. I powiem tak: dzieci z niepełnosprawnością (z orzeczeniami) często bywają mniej kłopotliwe, niż te z innymi problemami. No może z autyzmem jest trochę trudniej, ale też nie wiem, czy to czasem nie etykieta dla trudności, rozpoznanie autyzmu tam, gdzie są kłopoty. Przy tym ja rozumiem te Pani dylematy. Naprawdę czas zmniejszyć klasy. A rodzice - niestety zgadzam się. To teraz tragedia!

    OdpowiedzUsuń
  2. W (krótkim) odniesieniu do poprzedniego komentarza, pragnę zwrócić uwagę na istotny fakt, który bez braku jego wyjaśnienia będzie pogłębiał "walkę" na płaszczyźnie rodzic-nauczyciel-dziecko, tak, dziecko też w tej walce uwzględniam i to ono najbardziej cierpi, szczególnie w przyszłości, ale "co nauczyciel i rodzic ugrali, to jego", szczególnie, gdy odniesiemy się do faktu problematyki nieodpowiednio wykształconej kadry, której towarzysza braki w umiejętnościach. Zatem:

    A rodzice - niestety zgadzam się. To teraz tragedia!

    Aż ciśnie mi się na klawisze:

    W tym samym czasie rodzic:
    Myślę, że problemem są przede wszystkim nie bardzo wykształceni nauczyciele i stąd większość tych problemów. Bo ciekaw jestem, co by chciał zrobić z takim dzieckiem z nadpobudliwością? Nie ma takich szkół specjalnych. Utworzyć specjalne paragrafy dla niewykształconych nauczycieli? To nie opinie prac dyplomowych tworzą problemy, tylko pomagając nazwać przyczyny tych braków, które widzą inni. I powiem tak: niekompetentni nauczyciele (dyplomowani) często bywają mniej kłopotliwi, niż ci, którzy się doktoryzują. No może z habilitantami jest trochę trudniej, ale też nie wiem, czy to czasem nie etykieta dla trudności, rozpoznanie narcyzmu tam, gdzie są kłopoty. Przy tym ja rozumiem te Pani dylematy. Naprawdę czas zmniejszyć płacę. A przedszkolaki? - niestety zgadzam się. To też tragedia!

    I tak generalnie można w nieskończoność lub, jak to skwitowałby Buzz Astral: nawet o jeden dzień dłużej i do końca świata - jakoś tak.

    Z poważaniem
    Adrian Merchelski

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Nie będą publikowane komentarze ad personam