W rozdziale 2 Kodeksu Etyki Pracownika Naukowego
przyjętym przez Polską Akademię Nauk zostały ujęte m.in. uniwersalne zasady i
wartości etyczne w pracy badawczej. Następująco uzasadnia się konieczność ich
przestrzegania:
"Podstawowe,
uniwersalne zasady i wartości etyczne, na których opiera się integralność i
wiarygodność nauki odnoszą się do przedstawicieli wszystkich, bez wyjątku,
dyscyplin naukowych. Ich przestrzegania należy wymagać od naukowców, od
instytucji, w których prowadzą oni badania, a także tych, które finansują
badania, zajmują się ich publikacją i organizacją życia naukowego, zarówno w
ich wzajemnych relacjach, jak i w kontaktach ze światem zewnętrznym." (podkreśl. moje)
Wśród
tych zasad i wartości znajduje się imperatyw nr 10, który brzmi:
"niewykorzystywanie
swojego naukowego autorytetu przy wypowiadaniu się na tematy z poza obszaru własnych
kompetencji" (Załącznik do uchwały Nr 2/2020 Zgromadzenia Ogólnego PAN z
dnia 25 czerwca 2020 r., s.5 – pisownia oryginalna, to nie mój błąd).
Niektórzy
członkowie PAN, ale i profesorowie spoza tego gremium zapisali się „etycznie” w
dziejach polskiej polityki publicznej, pobierając z budżetu TVP (legalnie, a
jakże, na umowę) po 500 zł za każdy komentarz, jakiego udzielili na każdy
niemalże temat. Jeden z profesorów to nawet wybiegał przed Pałac Kultury i
Nauki, opuszczając obrady ważnego gremium, byle tylko zaistnieć w
"Wiadomościach" TVP. Teraz rozumiem powód takiego zachowania.
Doświadczyłem
już skutków pseudonaukowej współpracy niektórych naukowców w okresie rządów
PO-PSL, ale jak się okazuje tzw. Zjednoczona Prawica poszła jeszcze dalej, bo
opłacała naukowe autorytety pieniędzmi, które - gdyby nie środki na
propagandową "szczujnię" - mogłyby uratować wiele ludzkich istnień,
chociażby dzieci chore na raka. Uratowały dochody profesorów, bo ci są fatalnie
wynagradzani wraz z pozostałą kadrą akademicką i pracownikami administracji.
Taka to była komentatorska konserwa po 500 zł od wypowiedzi, bo oni byli „z poza”.