16 października 2023

Młodzież - polityka - edukacja


 


Najnowszy numer miesięcznika "Dyrektor Szkoły" (październik, 2023) został poświęcony polityce wobec edukacji i podmiotom edukacji wobec polityki w naszym państwie. Nie będę streszczać w tym miejscu wielu, bardzo interesujących artykułów i opinii ekspertów, gdyż warto poświęcić uwagę całości zawartych w tym piśmie analiz. Podzielę się refleksją na temat zawartych w nich tez. 

Najszerzej podszedł do zagadnienia red. Bogdan Bugdalski w swoim artykule o pomysłach ugrupowań politycznych partii na oświatę bez względu na wynik wyborów (s.14-17).  Debatę otwiera moje stanowisko wraz z powyższym schematem: W wyścigu wyborczym o władzę żadne z ugrupowań politycznych nie proponuje zmian systemowych. To oznacza, że się boją, że nie rozumieją zmian zachodzących w świecie, nie chcą dostrzec tego, co jest oczywiste w krajach Europy Zachodniej, w Stanach Zjednoczonych i w Azji, że walka o dominację gospodarczą, polityczną, wiąże się z głębokimi zmianami w edukacji

    Zaproszenie do rozmowy na temat pomysłów na edukację partii politycznych postanowiłem zobrazować powyższym schematem. Moim zdaniem, bez względu na to, jaki będzie ostateczny wynik wyborów, będziemy mieli do czynienia z polityką defensywną, adaptacyjną – poprawiania i modyfikowania, ponieważ partie ubiegające się o władzę boją się zmian rewolucyjnych, natomiast te, które już tę władzę mają, będą utrwalały to, co jest. Wszystkie partie opozycyjne absolutnie wyłączyły się z rozumienia kluczowej, dominującej roli edukacji w rozwoju państwa, społeczeństwa oraz przygotowania młodych pokoleń do życia w zupełnie innym świecie.

Zachęcony przez dociekliwego Redaktora do wypowiedzenia się na temat możliwego wpływu poszczególnych partii na dalsze losy oświaty, ich podejścia do edukacji i programowych różnic, podjąłem się próby zmapowania odpowiedzi na ten temat, biorąc przy tym pod uwagę dwa podstawowe kryteria - dążenie do zmiany obecnego systemu albo podejście zachowawcze typu status quo. 

W oparciu o te kryteria programy poszczególnych partii zostały zobrazowane na osi współrzędnych, gdzie na osi rzędnych zostały odzwierciedlone te partie, które są za zmianą (jakakolwiek, bez wartościowania) – od zwolenników utrzymania obecnego stanu do szeroko rozumianej zmiany, natomiast na osi odciętych ze względu na podejście do edukacji – od ideologicznego, normatywnego, szkoły scentralizowanej do merytorycznego, bazującego na racjonalności, wolności obywateli, w tym uczniów, oraz wolnej konkurencji). 

I tak, w kolejnych ćwiartkach wykresu znalazły się: 

* w I (po prawej stronie u góry), czyli w orientacji na zmianę i racjonalność, pragmatykę, wolność - Koalicja Obywatelska oraz Polska 2050 i PSL; 

** w II (góra po lewej stronie), która określa orientację na ideologię, ideologizację, ale zarazem i na zmianę - Lewica i ruchy lewicowe - np. zapowiedź likwidacji religii, walki z dyskryminacją, chęć wprowadzenia edukacji seksualnej, uwzględnienie w edukacji problemów cyberprzestrzeni; 

*** w III (po lewej stronie na dole) - Suwerenna Polska i Prawo i Sprawiedliwość, których programy cechują: wzmacnianie ortodoksji, ideologii, nadzoru, kontroli. - PiS wydaje się wymykać z tej systematyzacji, np. z uwagi na dążenie do likwidacji Karty nauczyciela, ale są to ruchy pozorne, zmierzające do dyscyplinowania nauczycieli;

**** w IV (prawy, dolny dół) znalazła się Konfederacja, która wprawdzie idzie w kierunku np. konkurencyjności poprzez zapowiedź wprowadzenia bonu edukacyjnego, autorskich programów, ale jednocześnie – tak jak PiS i SP - jest za wychowaniem tradycyjnym, konserwatywnym.

  Ten układ ma charakter dynamiczny i lokowanie poszczególnych partii może się nieco zmieniać - zbliżać do pkt 0 czy wchodzić na sąsiednie pola. W programach partii opozycyjnych widać też bardzo wyraźnie dążenie do odideologizowania edukacji, nastawienie na kształcenie praktyczne, dopuszczanie organizacji pozarządowych, uspołecznienie. Jest tu nawet mowa o koniczności likwidacji kuratoriów oświaty i powołaniu komisji edukacji narodowej, jednak w tych programach nie ma zapowiedzi głębokich zmian systemowych, które są konieczne ze względu na rozwój sztucznej inteligencji, cybertechnologii itd. 

To jest szokujące, że wszystkie partie polityczne, nawet opozycyjne, właściwie blokują rozwój. Powstrzymują dynamikę koniecznego włączania młodych pokoleń do rozwoju, którego oni są już częścią. To wszystko będzie się odbywało poza szkołą, poza jej przestrzenią. Tutaj główną rolę odgrywa populizm oraz strach przed wyborcami. 

Nie ulega wątpliwości, że autorzy pozostałych tekstów ulegli dominującej narracji w przestrzeni publicznej, w świetle której młodzi dorośli nie są powszechnie zainteresowani wyborami do polskiego Sejmu i Senatu. Eksponują przekonanie, że młodzież nie chce brać udziału w tych wydarzeniach politycznych, gdyż traktuje je jako ceremoniał konfrontacji świata dorosłych, którzy nie przejmują się problemami, potrzebami, aspiracjami czy oczekiwaniami młodych pokoleń. 

Po co zatem mają wybierać cynicznych graczy, których nie akceptują, nie szanują? Świat dorosłych jest im obcy, bo dla nich nieprzychylny, ich lekceważący, obłudnie wciągający do swoich potyczek, skoro po wygranej batalii szybko zapominają o młodzieży. 

Tomasz Kozłowski sugeruje dorosłym czytelnikom tego periodyku, że młodzi ludzie nie interesują się wyborami, bo "(...) po prostu nie wierzą w swoje możliwości. Czują, że ich przeznaczeniem jest bycie w jakiś sposób wykorzystanym przez system" (s.78). Autor sugeruje, że młodzi też są skażeni syndromem homo sovieticus, chociaż tego nie uzasadnia. 

Innymi słowy, to młodzież jest winna temu, że nie interesuje się polityką, bo jest słaba jak "płatki śniegu". Ba, ponoć młodzi-dorośli dlatego nie chcą głosować, bo nie pamiętają, jak to wspaniale rozwijała się w naszym kraju demokracja, rzekomo w duchu pluralizmu, troski o państwo i naród.

Socjalizacja i wychowanie polityczne są w domu rodzinnym. W szkołach publicznych nauczyciele i rodzice uczniów nie są zainteresowani praktykowaniem z uczniami realnych form demokracji w szkołach, gdyż zgodnie z syndromem homo sovieticus zadowalają się jej pozorowaniem. Jak wykazały moje ogólnopolskie badania, rada szkoły jako jedyny organ, który zgodnie z ustawą może stać się doświadczaniem demokracji w szkole, a nie tylko mówieniem o niej, istnieje w ok. 2 proc. szkół podstawowych i ponadpodstawowych. 

Uspołecznieniem, wyćwiczeniem uczniów do uobywatelnienia, umożliwieniem im realnego partycypowania w sprawach, które dotyczą ich wspólnoty szkolnej nie są zainteresowani ani dyrektorzy szkół, ani rady pedagogiczne, ani rady rodziców, ani samorządy uczniowskie. Każdy z tych organów pilnuje swojego zakresu zadań, obowiązków i praw, toteż żaden z osobna nie zamierza komunikować się z innymi, a tym bardziej pozyskiwać informację zwrotną o sensie i wartości swoich działań.

Co z tego, że od 1991 roku w prawie oświatowym jest prawne przyzwolenie na powoływanie do życia rad szkolnych, skoro dorośli - nauczyciele, rodzice albo są nieświadomi tkwiącego w nich potencjału wychowawczego, formacyjnego, albo są i z tego też powodu nie chcą, by powstała w ich placówce rada szkoły. Wygodniej jest mówić o powadze demokracji, o kształceniu do demokracji, byle tylko nie trzeba było partycypować w demokracji. 

Kozłowski tego nie dostrzega. Proponuje w zamian dokonanie przez nauczycieli rachunku sumienia, co zapewne wywoła wśród nich uśmiech. Naiwne jest oczekiwanie, że nauczyciele będą zastanawiać się nad tym np. "Co dziś zrobiłem, by wzmacniać w uczniach poczucie kontroli nad własnym życiem? Czy dzięki spotkaniu ze mną mają większe poczucie, że życie zależy od ich decyzji? Że mają na nie wpływ poprzez swoje działania, ale też zaniechania?" itd.   

Katarzyna Szczepkowska-Szyszko rozmawia z Jolantą Pająk o Radzie Młodzieżowej w gminie Łomianki, której zadaniem jest... upowszechnianie idei samorządowej. Raz w roku organizują Dzień Młodzieży. Młodzież może zgłaszać samorządowi terytorialnemu swoje inicjatywy, ale nie dowiemy się, które z nich, ile z tych pomysłów dotyczyło zaspokojenia realnych potrzeb młodych ludzi w gminie? Ich samorządność sprowadza się do tego, że "(...) są aktywni m.in. w mediach społecznościowych, promują i patronują wydarzeniom skierowanym do nastoletnich mieszkań". 

Zgodnie z modelem partycypacji - są to działania pozorne. Młodzież nie potrzebuje członkostwa swoich przedstawicieli w Samorządzie Województwa, by komunikować się i działać w mediach społecznościowych.  

Danuta Elsner trafnie pisze w swoim artykule, że wspólnota szkolna jest jedynie stanem idealnym, pożądanym, ale nierealnym.  Niestety, sięga do książki brytyjskiej ekonomistki Nooreny Hertz, podczas gdy Polska A.D. 2023 nie jest Wielką Brytanią, a Warszawa to nie Londyn. 

Być może Brytyjczycy i Japończycy potrzebowali jeszcze przed pandemią powołania ministra do spraw samotności, ale polski rząd liczy najwięcej ministrów, wiceministrów, dyrektorów departamentów, pełnomocników itp. wśród innych krajów naszego kontynentu. Może dobrze, że premier nie dowiedział się, że mógłby powołać jeszcze dwudziestego dziewiątego ministra do spraw samotności, bo być może znalazłby się powód do powołania jeszcze np. ministra do spraw bezradności albo ministra do spraw radości itp.

Przywołanie przez autorkę faktu przeprowadzenia badań jakości życia dzieci w Polsce powinno być przemilczane, bo po pierwsze nie jest prawdą, że to Rzecznik Praw Dziecka je przeprowadził (2021), a po drugie wartość sondażu jest niewiele warta, o czym pisałem w innym miejscu. Powtarzanie bzdury, że "niemal połowa małoletnich zmaga się z samotnością i bezradnością" jest publicystyką. 

Natomiast ważny jest inny artykuł tej autorki na temat demokratycznego przywództwa, w którym przytacza model Harta partycypacji dzieci i młodzieży w szkole (s,24). Warto się jemu przyjrzeć i zastanowić, w jakim zakresie i stopniu możliwe jest autentyczne partycypowanie uczniów w podejmowaniu decyzji, które są istotne dla realizowania przez nich ważnych działań dla nich i ich nauczycieli czy nawet rodziców.  



Jako specjalistka od zarządzania Elsner podaje za przykład takiej partycypacji uruchomienie uczniowskiego budżetu w szkole (na wzór obywatelskiego budżetu). Szkoda, że nie dostrzega znacznie lepszej i ważniejszej dla uczniów platformy do partycypacji w sprawach im bardziej bliskich, bo związanych z procesem kształcenia i wychowania w toku zajęć szkolnych i pozalekcyjnych. Niestety, jest to pochodną wąskiego doboru literatury przedmiotu.            

Jacek Królikowski proponuje w swoim artykule "Szkolna lekcja demokracji" rozmawianie z uczniami o o strajkujących dorosłych i udziel w nich także młodzieży. Tylko po co? Po to, by poznać ich poglądy na ten temat? Co ma wynikać z tego dla ich uobywatelnienia? To jest przykład pozorowania partycypacji, skoro poprzestaje się na rozmawianiu o demokracji i różnych formach angażowania się w nią przez .... dorosłych.  W podobnym stylu pisze o uczeniu się demokracji Bolesław Niemierko, który sprowadza ten proces do zdobywania wiedzy o demokracji  w czasie lekcji (pozór). 

Wreszcie Monika Sewastianowicz podejmuje zagadnienie socjalizacji politycznej. Jak pisze: Szkoła jest jednym z miejsc tzw. socjalizacji politycznej, czyli nabywania wiedzy o polityce, tworzenia poglądów, opinii i postaw politycznych na gruncie pewnych systemów wartości. (...) Bywa, że szkolna aktywność jest dla nich trampoliną do partyjnych młodzieżówek, stowarzyszeń i organów samorządu lokalnego. Ma rację, że niektórzy uczniowie ostatnich klas szkół ponadpodstawowych orientują swoją dalszą drogę aktywności na politykę, przygotowując się do studiowania na naukach o polityce, prawie, administracji, zarządzaniu itp. Jeśli czerpią wzory działań politycznych osób dorosłych, nie daj Boże - polityków, to opanowują taktyki uniku pracy, jej pozorowania, manipulowania innymi itp. 

 Włodzimierz Kaleta  nie owija w przysłowiową bawełnę problemu nieprzygotowywania młodzieży przez szkołę do aktywnego udziału w jej przyszłym życiu politycznym. Trafnie wyciąga wnioski z różnych sondaży i badań naukowych:

Młodzież jest przekonana, że wszyscy politycy, bez związku z przynależnością partyjną , dbają jedynie o własne interesy i kariery;  

 - Młodzi ludzie coraz słabiej rozumieją politykę, a ponad połowa z nich nie potrafi ulokować się na skali prawica - lewica.

- Formalnie uczniowie mogą współdecydować, ale niestety podejmują decyzje mające raczej charakter drugorzędny (s. 77). 

 Z niedzielnego sondażu po 21.00 wynika, że młodzi dorośli jednak ruszyli do komisji wyborczych.