24 lutego 2022

Odmówił osobistego odbioru aktu nominacji profesorskiej, ale tytuł otrzymał

 

Nie rozumiem całego szumu wokół tego, że nominowany przez prezydenta na profesora ceniony w naukach o prawie uczony podjął decyzję, że nie przybędzie na uroczystość wręczenia mu nominacji. Tytuł profesora jednak otrzymał, bo przecież złożył wniosek o wszczęcie postępowania awansowego w okresie kadencji prezydenta A. Dudy, a zatem jako prawnik doskonale wiedział, że nie kto inny, jak właśnie ów prezydent, będzie podpisywał jego nominację.    

Nie widzę w akcie nieuczestniczenia w uroczystości niczego szczególnego. Wielu uczonych w poprzednich kadencjach sprawowania tego urzędu przez prezydentów także odmawiało osobistego odbioru nominacji. Przypominam, że miała miejsce niegodna postawa prezydenta A. Dudy tuż po wygranych wyborach w 2015 roku, kiedy to nie zaprosił do Pałacu Prezydenckiego profesorów nominowanych przez swojego poprzednika - Bronisława Komorowskiego, informując ich listownie (sic!), by sobie sami odebrali ów akt w Biurze Kancelarii. 

   Kto zatem naruszył godność nie tylko tego urzędu, ale i znaczenie nominacji? Tak zaczął się kolejny etap niszczenia w Polsce autorytetów naukowych zgodnie z leninowską zasadą: "Kto nie z nami, to przeciwko nam".  Niestety, doświadczyli tej normy pozytywnie ocenieni za swoje osiągnięcia naukowe kandydaci do tytułu naukowego profesora, o czym także już pisałem. Nie jest im dane odmówienie odbioru dokumentu, bo nie został podpisany przez prezydenta akt ich nominacji. Źle to świadczy o prezydencie, który wpisuje się w niszczenie autorytetów naukowych z powodów różnic światopoglądowych i kwestionuje tym samym prawo naukowców do wyrażania przez nich publicznie własnej opinii na temat sprawowania władzy przez każdą polityczną formację władzy. 

   Podpisana przez prezydenta nominacja profesora wchodzi w obieg administracyjno-prawny. Oznacza to, że nominowany profesor uzyskuje wyższą pensję a także ma większy zakres obowiązków akademickich, bowiem może uczestniczyć jako recenzent w ocenie osiągnięć naukowych kolejnych kandydatów do tytułu profesora. Profesor Marcin Matczak zasłużył na tytuł swoją pracą naukowo-badawczą i jej wynikami, toteż nie ma sensu kreowanie w mediach na podstawie jego osobistej decyzji jakiegoś wyjątkowego bohaterstwa, aktu oporu, protestu czy kontestacji.  


Kto zatem nie wierzy, niech przeczyta w Wikipedii, bo dla ludu jest to ponoć wiarygodne medium: 

Marcin Stanisław Matczak (ur. 23 marca 1976 w Sławie) – polski prawnikradca prawnyprofesor nauk społecznych w dyscyplinie nauki prawne, specjalista w zakresie teorii i filozofii prawaprofesor uczelni na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego

(...) 15 lutego 2021 r. prezydent Andrzej Duda nadał mu tytuł profesora nauk społecznych w dyscyplinie nauk prawnych[14], jednak trzy dni później Marcin Matczak w oświadczeniu poinformował, że nie zjawi się na uroczystości wręczenia nominacji w Pałacu Prezydenckim, co uzasadnił, pisząc: 

„Szczególnie teraz jestem zobowiązany pozostać wierny wartościom, które są bliskie każdemu prawnikowi: wierności Konstytucji i szacunkowi dla prawa. Pana działania w ostatnich latach były, niestety, zaprzeczeniem tych wartości (...) Nie mogę pozwolić na to, aby uściśnięcie Pana dłoni zostało odebrane jako choćby cień akceptacji dla tych działań. To są sprawy absolutnie najważniejsze i mam nadzieję, że jako człowiek i prawnik Pan to rozumie, nawet jeśli jako polityk poszedł Pan na nieakceptowalne kompromisy”[15].

 

Na stronie macierzystej Uczelni, w tym Katedry Filozofii Prawa i Nauki o Państwie nie odnotowano jednak w przypadku Marcina Stanisława Matczaka statusu profesora tytularnego. Wynika z niej, że jest na stanowisku profesora uczelni ze stopniem doktora habilitowanego. Czyżby nie zaktualizowano statusu naukowego Profesora, czy rzeczywiście ktoś się pospieszył z  informacją o przyjęciu awansu odnotowując to w biogramie w Wikipedii.   

(źródło fotografii M. S. Matczaka)