15 marca 2019

Stan polskiej pedagogiki mierzony publikacyjną produkcją


Pan dr hab. Emanuel Kulczycki wyprodukował raport pt. "WZORY PUBLIKACYJNE POLSKICH NAUKOWCÓW W LATACH 2013–2016. NAUKI HUMANISTYCZNE I NAUKI SPOŁECZNE". Jak twierdzi: "(...) raport może służyć jako podstawowe źródło informacji o praktykach publikacyjnych".

Z raportu dowiadujemy się o rzekomym stanie polskiej nauki, oczywiście z pewnym zastrzeżeniem:

"Kompleksowa ocena jednostek naukowych (zwana niekiedy „parametryzacją”) przeprowadzona została w 2013 i 2017 r. przez Komitet Ewaluacji Jednostek Naukowych. Biorąc pod uwagę cel tego raportu, należy pamiętać, że w tej ocenie uwzględnia się jedynie część dorobku naukowców. W tym raporcie natomiast przedmiotem analizy są wszystkie zgłoszone do PBN-u publikacje polskich naukowców z badanego okresu."

W tytule raportu jest wprawdzie wskazanie jedynie na analizę produkcji publikacyjnej w naukach humanistycznych i społecznych, to jednak otrzymujemy najpierw ogólny obraz stanu rzeczy. Autor stwierdza bowiem:

"Gdy spojrzymy na strukturę pracowników w poszczególnych dziedzinach nauki według stopni i tytułów, widzimy znaczące różnice. Najmniejszy odsetek profesorów jest w naukach społecznych, a największy (ponad 1/4 pracowników) w naukach teologicznych". Niech teraz każdy sobie wyciągnie z tego wnioski.



Czy to dobrze, że w jednej dziedzinie naukowej jest więcej profesorów, czy może źle? Czy to jest słuszne, czy niesłuszne i z jakiego punktu widzenia? Po co jest nam taka informacja? Po co mi wiedza o tym, że w naukach społecznych jest 63,9% doktorów, a w naukach teologicznych 33,2%; że w naukach społecznych jest 25,3% doktorów habilitowanych, w naukach teologicznych 40,8%, w naukach ekonomicznych 22,8%, w naukach humanistycznych 32,2%, a w naukach prawnych 26,5%?

Rzecz jasna, jeśli chcę wiedzieć, jak rozkładają się proporcje w statusie naukowym akademików w każdej z dziedzin naukowych, to może być przydatne do analiz socjologicznych, a nawet pedagogicznych. Ktoś nam to policzył.

Jest też w tym raporcie genderowy wskaźnik producentów publikacji. Jak pisze Autor raportu: "Jeszcze większe różnice widać, gdy spojrzymy na pracowników ze względu na płcie oraz stopnie i tytuły."


Jednoznacznie wynika z tego pomiaru, że polska nauka jest sfeminizowana. Znacznie więcej kobiet uzyskało stopień naukowy doktora, doktora habilitowanego i tytuł naukowy profesora.

NARESZCIE!! Jest jakiś sens tego pomiaru. Koniec ze stereotypem męskiej dominacji w polskiej nauce.

Wprawdzie E. Kulczycki nie odsłania płci producentów ze względu na reprezentowaną przez nich dziedzinę nauki. Możemy je poznać już na poziomie analizy danych w ramach własnej dyscypliny naukowej.

Nie wiem, jak poradzi sobie, gdyby chciał poprowadzić badania porównawcze, bo ostatnio w USA niektórzy uczeni rejestrują się jako bezpłciowi. Zwolennicy Koalicji Obywatelskiej i PiS zapewne byliby zainteresowani tym, ilu naukowców w poszczególnych dziedzinach zmieniło swoją płeć? Czy nie zaburza to ich produktywności publikacyjnej?


Z danych o całej populacji wynika, że "Produktywność polskich naukowców wzrasta wraz z osiąganiem wyższym stopni i tytułów naukowych."


Czego dowiadujemy się o akademickiej produkcji publikacyjnej w pedagogice? Kliknij w nazwę dyscypliny, a niczego interesującego o niej się nie dowiesz. Nie ma dla mnie żadnego znaczenia to, jaki jest rozkład płciowy wśród zarejestrowanych via publikacje naukowców-pedagogów.

Może i jest to dla kogoś ciekawe, że doktorów afiliujących się przy pedagogice jest 1 056, co stanowi 67,30% producentów publikacji, w tym kobiet jest 831 (52,96%), a mężczyzn 225 (14,34%). PEDAGOGIKA JEST ZATEM sfeminizowaną przez badaczy DYSCYPLINĄ NAUKOWĄ.

Z raportu dowiadujemy się że im dalej, tym gorzej, skoro wśród osób ze stopniem naukowym dr. hab., których jest 383 (24,41%) po habilitacji są 232 kobiety (14,79%) oraz jest 151 mężczyzn (9,62%). Zmiana w proporcjach płciowych ma miejsce na najwyższym szczeblu osiągnięć naukowych, a jak się okazuje i produkcji publikacyjnej, bowiem z tytułem profesora jest 130 osób (8,29%), w tym kobiet - 57 (3,63%) a mężczyzn - 73 (4,65%).

Resztę musimy sobie dopowiedzieć czy zinterpretować o ile przeprowadzimy rzetelne badania naukowe wykraczające poza policzalność danych statystycznych. Autor raportu nie zadaje już sobie nawet wysiłku, by opisać i zinterpretować np. rysunek ilustrujący histogram produktywności naukowców w dyscyplinie z podziałem na stopnie i tytuły naukowe.

Można zapytać, po co E. Kulczycki podaje podstawowe statystki opisujące produktywność naukowców z podziałem na stopnie naukowe i tytuł naukowy szeregując je nawet malejąco według liczby naukowców? Po co mi wiedza na temat tego, jaki odsetek naukowców opublikował swoje rozprawy w latach 2013–2016 w jednym języku (np. wszystkie publikacje po polsku), dwóch językach (np. po polsku i francusku) albo w trzech i większej liczbie języków?

Czy to dobrze czy źle, że polscy pedagodzy opublikowali łącznie 5 549 swoich tekstów w języku polskim, a 1227 w języku angielskim? Co z tego ma wynikać? Wolałbym, żeby bełkotu po angielsku nikt nie czytał ani z psychologii, ani z socjologii, ani z pedagogiki. a jednak takowy też jest wydawany, i to w czasopismach wykazu A (JCR).
Mamy też rozkład pudełkowy. Istotnie. "Pudełeczko, powiedz przecie, kto jest najproduktywniejszy w świecie?" Chowam ten raport do pudełka.