30 września 2016

Habilitacyjna deklasacja pedagogiczna


Mój śp. profesor Karol Kotłowski uczulał mnie na to, bym nie był zbyt naiwny i ufny w akademickim środowisku, bowiem nie zawsze dr/dr hab. przed nazwiskiem oznacza - doktor.... Czasami znaczy dureń lub drań. Po latach przekonałem się, co miał na myśli, bo przecież każdy młody naukowiec nosi w sobie wyobrażenie starszych stopniem czy tytułem jako postaci idealnych, jako osób znaczących czy nawet wzorów osobowych.

Uzyskanie statusu doktora habilitowanego zamyka często bardzo trudną, wymagającą wielu poświęceń drogę intensywnej pracy badawczej, której finałem jest potwierdzenie autonomii, zdolności do suwerennego współtworzenia NAUKI przez społeczność naukową (radę wydziału czy instytutu z odpowiednimi uprawnieniami). To jest także wskaźnik nie tylko włączania się pracownika naukowego w prace zespołów badawczych, ale i zdolności kierowania nimi.

Każda subdyscyplina pedagogiki ma swoich mistrzów i ich uczniów, którzy potrafią iść własną drogą, zdarza się, że stają się w określonym zakresie lepsi od swoich nauczycieli. To Leonardo da Vinci mówił: "Kiepski to uczeń, który nie przewyższa swojego mistrza". Miał rację. Ta maksyma jest nadal aktualna. Niestety, niektórzy mistrzowie nie chcą czy nie potrafią pogodzić się z tym, że "ich" uczniowie stają się mistrzami już dla innych. Jest to widoczne szczególnie wówczas, kiedy usilnie czynią wszystko, by kładąc młodym kłody pod nogi, ograniczać ich autonomię, podważać ich pozycję, wartość dokonań itp.

Każda moneta ma dwie strony. Awersem jest w tym przypadku naturalny proces przemian osobowych i zaangażowania się w nauce oraz środowisku akademickim. Rewersem zaś są postawy (już/częściowo)byłych uczniów wobec ich mistrzów. Jedne wyrażają się w "maślanej" submisji, toteż zdarza się, że w niektórych rozprawach dość łatwo odczytamy tę postawę. Są bowiem takie teksty, w których przywoływanie rozpraw czy nazwiska "wielkiej" i "uwielbianej" postaci mistrza pojawia się w ilości trudnej nie tylko do zniesienia (łac. tolero znaczy ścierpieć), ale i do zrozumienia, nie wspominając o wartości naukowej takich zabiegów. Są to zatem wciąż niesamodzielni, chociaż formalnie już samodzielni akademicy. Zbigniew Kwieciński określa takich za S. Heinemannem mianem m.in. "wyczekujących odgórnych zleceń", półnaukowców", "kunktatorów" "fanatycznych cyników" (Cztery i pół, Wrocław 2011, s. 377-378).

Są też postawy o ukrytej dwoistości znaczeń. O nich dowiadujemy się albo z mediów (skandaliczne naruszenia prawa, korupcja, plagiaryzm "mistrza" itp.), albo z krążących w kuluarach uczelni czy konferencji plotek i insynuacji mających na celu pomniejszenie określonej osoby. Jeśli mistrz nie jest w stanie pogodzić się z naturalnym procesem zmiany, otwiera drogę do działań niegodnych. Postawa ta dotyczy także niektórych uczniów wspinających się "na plecach" swoich mistrzów "pasożytów", w sposób często odległy od przestrzegania norm moralnych.

Dla niektórych profesor jest tylko i wyłącznie "trampoliną" czy "drabiną" do własnej "kariery", do lokowania siebie jako produktu. Zdarza się, że karierowicz/-ka "wykorzysta" każdą osobę do własnych celów. Wynik pasożytowania może być wówczas korzystny dla obu stron pozorujących i wzajemnie się wykorzystujących. Heinemann określa takie postaci dość brutalnie mianem "padlinożerców" (...) karmiących się cudzym lękiem lub nieszczęściem (za. Z. Kwieciński, tamże, s. 377).

Spotykam się z monografiami podoktorskimi, które "udają" samodzielne dzieła naukowe, mimo iż powstały pod kierunkiem profesor/-a. Autorzy nie odnotują, nie wspomną o tym nawet w przypisie. Gorzej, kiedy stają się plagiatorami czyichś analiz, studiów lub wyników badań. Potrafią wówczas wykorzystać czyjąś pracę, przejmując wytwór, byle tylko uzyskać awans, za wszelką cenę. Nie podaję przykładów, bo te ponoć stają się metodycznym wzorcem.

Są też w naszym środowisku, a raczej już poza nim, osoby mające poczucie (nie-)uzasadnionego czy (nie-)sprawiedliwego potraktowania ich przez zwierzchników. Kiedy komunikują swoje problemy czy sprawy z własnej pozycji zdarza się, że najzwyczajniej w świecie KŁAMIĄ, MANIPULUJĄ, bo na pytanie - pokaż dowody, odsłoń karty swojego cierpienia, poprzestają na kolejnej kreacji fałszu. Mechanizmy obronne są tu łatwe do odczytania, tylko co z tego wynika na przyszłość?

Zaczyna się nowy rok akademicki - 2016/2017. Oby był dla wszystkich lepszy, a w naszym środowisku prawdziwy, zaangażowany, twórczy, naukowy i solidarny.