23 czerwca 2016

Udział minister edukacji Anny Zalewskiej w posiedzeniu Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN


W poprzednich ośmiu latach żadna z ministrów edukacji nie wyraziła zainteresowania i woli spotkania się z profesorami-członkami Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN. W tej kadencji na zaproszenie Prezydium Komitetu uzyskaliśmy pozytywną odpowiedź ze strony minister Anny Zalewskiej, mimo dość gorącej już drugiej dekady czerwca. Termin naszego posiedzenia został już dużo wcześniej ustalony, toteż nie mogliśmy czekać na dzień 27 czerwca, który środowisko nauczycielskie w jakiejś swojej części określa mianem Dnia Apokalipsy.

Na oświatowych forach aż wrze z niezadowolenia, o czym pisałem w poniedziałek, gdyż w różnych gremiach władzy pojawiają się radykalnie sprzeczne propozycje. Ostatnią, jaką sycą się w dyskusjach pedagodzy jest ta, że ma być trzyletnie nauczanie wczesnoszkolne, trzyletnie gimnazjum i sześcioletnie liceum.

Zapewne można mnożyć ustrojowe modele ustroju szkolnego, ale to nie od nich zależy wartość procesu kształcenia i wychowania w szkołach. Minister A. Zalewska nie chciała nam zdradzić, za którą opcją się opowiada, gdyż – jak stwierdził a – „obiecała społeczeństwu, że ujawni projekt reformy dopiero 27 czerwca”, bo przecież trwają jeszcze debaty społeczne.


Co o ujawnianych tu i ówdzie propozycjach zmian sądzą nauczyciele? Można obawiać się, że jednak ministra tego nie wie, nie chce wiedzieć (bo jej otoczenie w urzędzie unika takich informacji zwrotnych), albo redukuje zakres powagi krytycznych uwag własnego środowiska, które nie jest zainteresowane kolejnymi zmianami strukturalnymi w szkolnictwie. Dlaczego tak sądzę? Z prostego powodu. Pani minister wyrażała wprost zachwyt z tytułu rzekomo pierwszych tego typu ogólnokrajowych debat, jakie odbywały się i jeszcze toczą w województwach.

Wczoraj natrafiłem na najnowszy wpis jednej z przedstawicielek kierowniczej kadry oświatowej, a jest to opinia o tym, w czym uczestniczyła:

Ludzie! O jakich konsultacjach i debatach z panią minister tu mowa. Byłam na takiej - tylko jedna wielka propaganda PiSu, pytania mogli zadawać tylko wybrani wcześniej szczęśliwcy (w liczbie 5 osób), żadnych pytań z sali, o dyskusji nie wspomnę. Na koniec jeszcze nauczyciele zostali wg mnie obrażeni - gdyż wg naszej pani minister jesteśmy jedyną grupą zawodową w Polsce, która się nie dokształca. Ja osobiście mam 5 studiów podyplomowych, o innych szkoleniach i kursach nie wspomnę i nie uważam się za niedouka. Jak tak wyglądały inne debaty i konsultacje, to tylko "Boże chroń polską oświatę!" - a teraz trzeba powiedzieć - "chroń podstawówki!!". A zwalniani nauczyciele maja się przekwalifikować do uczenia przedmiotów zawodowych - to też słowa p. minister. Totalna żenada - tak wygląda dobra zmiana.

Członkowie KNP PAN jednak z uwagą wysłuchali kilkunastominutowego wprowadzenia w kluczowe – zdaniem A. Zalewskiej – kwestie dla edukacji. Zarysowała bowiem to, co jest dla niej najistotniejsze w myśleniu o szkole. Główne tezy tego wystąpienia rekonstruuję poniżej, gdyż do nich odnosili się profesorowie pedagogiki.

Anna Zalewska:

- Bardzo chętnie podejmie współpracę z środowiskiem naukowym, by przygotować właściwą podstawę programową kształcenia ogólnego czy wskazań dotyczących podręczników szkolnych;

- Doprowadziła do debaty społecznej na temat potrzeb zmian w edukacji, żeby uniknąć oporu. To nie są konsultacje społeczne – jak kreują tego taki wizerunek media – ale właśnie debata społeczna. Tak zwani eksperci dobrych zmian to nie są eksperci ministerstwa, gdyż dopiero będą kształtowane takie grupy. Pozyskuje się informacje na temat zmian także od rad pedagogicznych.

- Zmiana nie jest zaplanowana na rok, ale na kilka lat i wynika z tego, co na ten temat mówią samorządowcy, nauczyciele, dyrektorzy i badania naukowe.

- Bardzo ważnym elementem dla minister jest wychowanie przedszkolne i kształcenie wczesnoszkolne., toteż tu będzie bardzo duża zmiana, bowiem tu powinni być najwybitniejsi nauczyciele. To od tego, co dzieje się na tym etapie edukacji zależy, czy dziecko lubi szkołę, chce się uczyć, czy potrafi współpracować z innymi oraz czy łatwo przyswaja sobie określone treści; dzieci zmieściły się w przedszkolach, a jeśli są gdzieś problemy to dlatego, że niektóre samorządy zaparły się – po raz pierwszy – i nie kupują miejsc w niepublicznych przedszkolach, a przecież są na to pieniądze. Poza tym to jest zadanie własne gminy. Być może trzeba będzie skończyć dyskusję na temat dochodów i ich strat z tego tytułu gmin; Tym samym czesne mogłoby w nich wynosić 250—300 zł., ale tu niektórzy traktują te placówki jak przedsiębiorstwa;


- Dostrzega dziecko w klasie IV, które gubi się i zaczyna uczyć się jakby od początku. To w kl. I-III powinna mieć miejsce propedeutyka przedmiotów;

- Zauważa, a to dotyczy całej szkoły, że dzieci przestały ze sobą rozmawiać, współpracować i nauczyciele przestali komunikować się i współpracować ze sobą i z dziećmi; zmierza się do zmiany na rzecz wzmocnienia wychowania i – docelowo – wprowadzenia do szkół tutoringu (do tego jednak trzeba przygotować nauczycieli, podobnie jak do prowadzenia zajęć z wf w klasach I-III przez wychowawców);

- Niż demograficzny sprzyja temu, by skończyć z nauczaniem zmianowym (gł. w wielkich miastach), z rozmijaniem się w szkole kolejnych grup uczniowskich czy z zamykaniem placówek po godz. 17.00; w wyniku niżu każde dziecko będzie miało miejsce w przedszkolu; ponad 70% trzylatków uczęszcza już do przedszkoli, a ministerstwo chce wpisać do subwencji oświatowej dla gmin środki na sześciolatków;

- Nie możemy udawać, że nie ma kłopotów z matematyką, stąd warto wprowadzić elementy programowania, grę w szachy itp. Trzeba przemodelować zatem kształcenie w kl. I-III. Część nauczycieli tego poziomu uważa, że można dzielić przez ZERO, a to jest katastrofa; chce obudowywać nauczyciela odpowiednimi szkoleniami w tym zakresie; nie myślimy o tabletach w szkole, bo mamy problem otyłości – bycie dzieci w trzech fotelach: w samochodzie, w szkole i w domu; natomiast MEN ma 75 mln na interaktywne tablice do każdej klasy; będzie zalecenie, by dzień we wczesnej edukacji zaczynać od czytania;


- Organy prowadzące odpowiadają nie za jakość szkół, tylko za ich wyposażenie, a tu jest fatalnie, bo one nie realizują tego zadania (szczególnie na prowincji); samorządy nie dokładają 20% własnego budżetu do edukacji, gdyż biorą podatki od swoich mieszkańców i ich obowiązkiem jest zatroszczenie się o jak najlepszą edukację ich dzieci; w powiatach subwencja oświatowa starcza na wszystko, łącznie z jakimiś remontami; ba, jest ona podstawą do brania kredytów, więc samorządy żyją z tej subwencji; jeżeli będzie czteroletnie liceum, to minister uratuje powiaty przed bankructwem; minister szuka harmonii i zgody z organem prowadzącym, ale tez oczekuje zrównoważenia odpowiedzialności w zakresie tego, kto i za co odpowiada;

- Zgadza się, że nauczyciel wczesnej edukacji musi mieć jak najwyższe wykształcenie; trzeba jednak też zmienić model doskonalenia zawodowego nauczycieli, gdyż ono w Polsce „leży”; tymczasem jest 1,1 mld zł na doskonalenie każdego nauczyciela w wymiarze 25 godz. w roku szkolnym; źle jest, że ponad 250 instytucji i organizacji uczestnicy w doskonaleniu zawodowym nauczycieli, gdyż każda robi, co chce, a w niczym nie poprawia to ich kwalifikacji i nauczyciele nie doskonalą się dla systemu; musi zdefiniować raz na zawsze, czym jest doskonalenie nauczyciela i w jakim stopniu odpowiada za to państwo;

- Docelowo myśli się o szkole z psychologiem i pedagogiem trzeba jednak uregulować pensum dla tych ról zawodowych, bo w tej chwili jest „hulaj dusza piekła nie ma”; oni muszą mieć min.25 godz. na kontakt z uczniem, a nie być obciążani wypełnianiem dokumentów.


To był rzecz jasna wstęp do debaty i wymiany opinii z profesorami pedagogiki. O tym, co sądzimy na temat dobrej zmiany, napiszę w kolejnym dniu.