25 września 2015

Rodzice w szkole ... pozoru


Kiedy czytam wypowiedzi dyrektorów lub wicedyrektorów szkół na forum Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty, chyba największej dla tej grupy nadzoru pedagogicznego społeczności, która organizuje każdego roku krajowe konferencje, partycypuje w opiniowaniu prawa oświatowego, a nawet je - w następstwie okazywanego jej uznania - współtworzy, to zaczynam rozumieć, z jak głębokim kryzysem społeczno-pedagogicznym mamy tu do czynienia.

Od lat polecam studiującym pedagogikę czy na dowolnym kierunku nauczycielskim właśnie Forum OSKKO, bowiem mogą przekonać się na własne oczy, że praca w szkole wcale nie jest tak łatwa, lekka i przyjemna. Tu każdy nauczyciel znajdzie wsparcie, wiedzę, informację, odpowiedni akt oświatowego prawa itp. Wątpliwości, dylematy, problemy pojawiają się szczególnie wówczas, kiedy nauczycielowi przyjdzie pełnić funkcję kierowniczą, a sam nie jest do niej właściwie przygotowany.

Co to znaczy właściwie? Rzecz jest względna, bo przecież są dyrektorzy, których zdaniem funkcję tę powinni pełnić z racji stażu, stopnia awansu zawodowego, nabytych doświadczeń, kompetencji przywódczych itd. Nie każdy jednak rodzi się z berłem w plecaku i kiedy los komisji wyborczej obdarzył go takim zaszczytem. Może nabyć przeświadczenia, że jest fajnie, bo będzie dodatek funkcyjny, uczniowie i rodzice zaczną mu się kłaniać w pas, a koleżanki i koledzy - w zależności od stopnia społecznego zbliżenia - będą komunikować swoją lojalność, dyspozycyjność lub wyrażać dozgonną wdzięczność za to, że w ogóle mogą pracować w takiej szkole.

Chyba idzie zmiana pokoleniowa, a więc dyrektorami stają się także i takie osoby, które nabyły w ciągu ostatnich lat przekonanie o zbędności rodziców w procesie współdecydowania o kluczowych dla procesu wychowawczego i organizacyjnego w szkole funkcjach, zadaniach czy wydarzeniach. Ba, po co ci rodzice w ogóle chcą czegoś od dyrektora i od szkoły? Dlaczego mają prawo wtrącać się w powyższe kwestie, skoro to nie oni odpowiadają za proces kształcenia i wychowania na terenie tej instytucji? Kto to wymyślił, żeby rodzice mieli jakiekolwiek prawa w szkole?

Oto przykład takiej postawy. Jedna z dyrektorek wrzuca pod hasłem: "Opiniowanie przez Radę Rodziców" zapytanie:

"Przeszukałam forum ale nie rozwiałam swoich wątpliwości. Jakie konkretnie dokumenty powinna zaopiniować Rada Rodziców we wrześniu? mam wrażenie, że podsuwam im za wiele, a po co...".

Nie ma to jednak, jak starsi koledzy po fachu. Oni wrzucą odpowiedź, która nie tylko nie zmieni postawy tej pani wobec rodziców w szkole, ale wprost odwrotnie, otrzyma od nich poparcie, by - tak jak oni - zlekceważyła rodziców. Oto klasyczna odpowiedź na zakłopotanie koleżanki:

W szkole podstawowej: opiniowanie zestawu podręczników lub materiałów edukacyjnych obowiązujący we wszystkich oddziałach danej klasy przez co najmniej trzy lata szkolne oraz materiałów ćwiczeniowych obowiązujących w poszczególnych oddziałach w danym roku szkolnym (to już pewnie zaopiniowali wcześniej), ale opiniowanie dodatkowych dni wolnych od zajęć dydaktyczno-wychowawczych (we wrześniu). RR uchwala w porozumieniu z radą pedagogiczną program wychowawczy i program profilaktyki. Wg. mnie zaopiniuje wszystko, co dostanie do zaopiniowania, ale po co?

To już staje się trendem, obowiązująca formułą w naszym szkolnictwie, które reprodukuje patologię jeszcze z minionego ustroju. Zapewne któryś z doradców tej niedoinformowanej i zniechęconej (wice-?)dyrektorki prowadzi z uczniami zajęcia z wychowania obywatelskiego na temat dialogu, partnerstwa, samorządności, praworządności itp.

Gratuluję RODZICOM uczniów z ich szkoły. Zapewne wybrali ją dzięki mapce, jaką opracowało i opublikowało Ministerstwo Edukacji Narodowej. Tak właśnie kręci się w naszej oświacie pozór, fikcja, hipokryzja... . Już nawet nie chcę sprawdzać, czy szkoła, z której są forumowicze, czasami nie realizuje kolejnego bubla akcyjnego typu: SZKOŁA WSPÓŁPRACY, SZKOŁA 2.0; ENTUZJAŚCI W SZKOLE itd. Tylko rodzice - PRECZ.