20 stycznia 2015

O fakultatywności kształcenia dzieci bez stopni







Wszystkie portale - od skrajnie lewicowych po prawicowe cytują 10 tez Noama Chomsky'ego o manipulacji, co potwierdza, że ów polityczny instrument władztwa jest stary jak świat i wykorzystywany przez wszystkich rządzących oraz opozycję. Nie zamierzam wdawać się w analizę tego pojęcia, bo uczyniła to przed laty moja doktorantka Alina Wróbel, której dysertacja ukazała się wiele lat temu drukiem w Polsce, a także poza granicami w przekładzie na język czeski.


Ten rok powinien być przełomem w uświadomieniu Polakom, w jaki sposób rządząca koalicja strasząc społeczeństwo złą opozycją (ta także popełniała i popełnia kardynalne błędy), wykorzystuje wyłączne prawo do dysponowania narodowym budżetem do modernizacji kraju, ale także częściowej realizacji prywatnych interesów. Nie bez powodu powołano znacznie wcześniej fundacje, które miały służyć budowaniu społeczeństwa obywatelskiego, ale z biegiem lat ich elity zorientowały się, że najpierw muszą zapewnić sobie byt zapominając o wartościach związanych z tą ideą.

W Polsce nie ma jasnych i jednoznacznych reguł dostępu organizacji pozarządowych do zasobów finansowych państwa na realizację przez nie interesów publicznych. Nieustannie podmioty te ocierają się o granice prawa, bowiem chciałyby coś pożytecznego uczynić dla wspólnego DOBRA, które jest z różnych powodów obojętne władzy państwowej, ale nie mają na to odpowiednich środków. Nic dziwnego, że założyciele tych organizacji najpierw muszą walczyć o przetrwanie, a kiedy to się już powiedzie, to o godne, a najlepiej jak najwyższe zyski, także dla siebie. Przy okazji coś skapnie innym. Pytanie, co i czy rzeczywiście ma taką wartość, dla której warto powierzać tym organizacjom miliony złotych z naszych podatków? Odsłaniane skandale z nadużyciami niektórych ich szefów lub bronienie przez nich transparentności wydatkowania naszych pieniędzy sprawia, że zaczyna załamywać się zaufanie do nowych graczy w przestrzeni publicznej.

Kiedy przyjrzymy się rozrastającej się ofercie działalności określonej fundacji na rzecz edukacji, to zaczynamy zdawać sobie sprawę z tego, w jaki sposób i jak dalece władze resortu edukacji przesuwają zakres własnych działań i odpowiedzialności za szkolnictwo publiczne na podmioty niepubliczne. Nie przypuszczam, by wiązało się to z ukrytą strategią całkowitego sprywatyzowania polskiej oświaty. Wprost odwrotnie. Władze edukacyjne czynią wszystko, by utrzymać i rozwijać centralizm zarządzania szkolnictwem, a zarazem przenoszą odpowiedzialność za wdrażanie odgórnych rozwiązań na podmioty niepubliczne, zamiast na samych nauczycieli, uczniów i rodziców.

Tym samym Ministerstwo Edukacji Narodowej nie inwestuje bezpośrednio w nauczycieli i szkoły, ale przelewa miliony złotych i EURO z dotacji unijnych na niepubliczne podmioty gospodarcze i społeczne, by przepompowywać środki budżetowe do osób prywatnych pod pozorem troski o szkoły, o jakość edukacji, wychowania, opieki itd., itd. Oto była minister Katarzyna Hall - jako także prywatny podmiot gospodarczy, bo przecież prezesuje organizacji prowadzącej sieć szkół prywatnych - włączyła się w akcję, która stała się przedmiotem lobbingu organizacji pozarządowej w Sejmie i pod osłoną nocy została przyjęta przez posłów rządzącej koalicji. Teraz czeka na uwagi Senatu i podpis Prezydenta RP. Nikt nie ma wątpliwości, że sprawa jest słuszna, piękna i wartościowa.

Rzecz dotyczy rzekomo nowatorskiej inicjatywy koalicji Dziecko bez stopni”, którą powołało do życia 14 października 2014 r. Centrum Edukacji Obywatelskiej. Jej celem stało się wprowadzenie do edukacji wczesnoszkolnej oceniania wyłącznie poprzez dawanie informacji pomagających się uczyć. Koalicjanci postanowili działać na rzecz wprowadzenia stosownych zapisów w nowelizacji ustawy oświatowej. Podjęli zatem współpracę z władzami Ministerstwa Edukacji Narodowej oraz posłami i posłankami, spośród których rzecznikiem i lobbystą w Sejmie stała się posłanka Katarzyna Hall. Cytuję fragment Stanowiska w tej kwestii:

Instytucje edukacyjne oraz autorytety związane z edukacją wczesnoszkolną powołały koalicję „Dziecko bez stopni”. Jej pierwszym celem jest wprowadzenie informacji pomagających się uczyć jako jedynego sposobu oceniania postępów uczniów w klasach I–III szkoły podstawowej. Koalicja powstała w odpowiedzi na projekt nowelizacji ustawy o systemie oświaty złożony do Sejmu przez Ministerstwo Edukacji Narodowej. Zapisy, które zostaną uchwalone, na wiele lat określą jeden z najważniejszych wymiarów pracy szkoły, czyli system oceniania. Obecny projekt zakłada, że ocenianie najmłodszych uczniów ma się odbywać „według skali i w formach zapisanych w statucie szkoły”. Dopiero kolejne punkty dodają, że może to być także ocena opisowa, „jeżeli statut tak przewiduje”. Członkowie koalicji obawiają się, że takie zapisy doprowadzą do dominacji niekorzystnego dla uczenia się oceniania stopniami, a wielu nauczycielom uniemożliwią stosowanie bardziej rozwijających metod.

Dwadzieścia pięć lat temu powstał w Polsce ruch szkół i klas autorskich w systemie oświaty publicznej, w ramach którego promowaliśmy edukację wczesnoszkolną bez stopni. Tego rzecz jasna inicjatorzy obecnej akcji nie znają, nie pamiętają lub wolą nie wywoływać w świadomości nauczycielskiej, by wykazać, że oto po raz pierwszy w dziejach polskiego szkolnictwa dzięki inicjatywie pani K. Hall oraz zaproszonych do udziału w niej prywatnych szkół, fundacji, stowarzyszeń nareszcie polskie dzieci, maluchy w klasach I-III, w tym oczywiście sześciolatki, nie będą już otrzymywać stopni szkolnych tylko oceny opisowe. Co ciekawe, w tej koalicji jest też b. minister edukacji Mirosław Sawicki, który niszczył ruch autorskiej edukacji nauczycieli szkół publicznych (!) będąc przeciwnym także edukacji bez stopni. Piszę o tym w swoich książkach, dokumentując także jego destrukcyjne naonczas działania w oświacie publicznej.


Ponad dwadzieścia lat temu powołałem do życia Ogólnopolskie Stowarzyszenie "Szkoła dla Dziecka", by szerzyć wśród nauczycieli szkół publicznych i niepublicznych model edukacji humanistycznej, emancypacyjnej, niedyrektywnej, ale resort edukacji czynił wszystko, by prawo do różnienia się zostało zagwarantowane jedynie szkolnictwu w sektorze prywatnym. Tak więc cieszy mnie ta inicjatywa, ale do koalicji nie przystąpiłem chociaż jestem nie tylko zwolennikiem kształcenia bez stopni, ale i od ćwierćwiecza promotorem tego modelu oceniania. Ten jednak jest tylko i wyłącznie jednym z elementów procesu kształcenia i wychowywania dzieci w szkołach (niezależnie od tego, jaki jest to typ szkoły i kto jest organem prowadzącym). Nie można zmuszać wszystkich nauczycieli w szkolnictwie publicznym do stosowania metody oceniania, która wymaga ich profesjonalnej wolności i odpowiedzialności w systemie centralistycznego programowania, "policyjnego" nadzoru i sterowania edukacją przez MEN.

W szkołach może być projektowany i wdrażany wewnątrzszkolny system oceniania. Jeśli nauczyciele kształcenia zintegrowanego chcą oceniać jakościowo, a nie instrumentalnie, to przecież mogą to czynić bez nowelizacji ustawy o systemie oświaty. Ta jest jednak potrzebna inicjatorom w/w akcji nie po to, by nagle oświecić tę grupę zawodową w szkolnictwie co do potrzeby stosowania określonego modelu oceniania, ale by w wyniku jego narzucenia ustawą mogli uruchomić własnymi zasobami szkolenia, kursy, warsztaty, promować tzw. "dobre praktyki", jakie sami realizują w prywatnych szkołach. Tymczasem w szkolnictwie wyższym od lat kształci się kandydatów do pracy w edukacji wczesnoszkolnej także w tym zakresie. Po co zatem wydawać miliony złotych na akcję, która ma w istocie wzmocnić fundusze prywatnych podmiotów, a w niczym i tak nie zmieni sytuacji nauczycieli, a zatem i dzieci w szkołach publicznych.

Inicjatorzy akcji dość wybiórczo powołują się na moje wyniki badań w zakresie toksyczności oceniania dzieci stopniami. Stwierdzają w uzasadnieniu Stanowiska: Obowiązująca w Polsce przed rokiem 1999 praktyka oceniania dzieci za pomocą szkolnych stopni spotkała się z poważną krytyką (badania Marii Jakowickiej, Bogusława Śliwerskiego, Elżbiety Misiornej i Renaty Michalak). Wskazywano m.in. na negatywne skutki koncentracji nauczycieli i uczniów na popełnianych błędach. Taka forma oceniania miała skutkować lękiem uczniów, konformizmem, rywalizacją, wzmacnianiem postaw egoistycznych, ograniczeniem spontaniczności, kreatywności i ciekawości poznawczej. Stopnie służyły raczej selekcji dzieci niż ich potrzebom rozwojowym. Co szczególnie ważne, jak wskazywały Anna Brzezińska i Elżbieta Misiorna, taki model oceniania ignorował i osłabiał samokontrolę oraz samosterowność dziecka w uczeniu się

Pomijam kwestię manipulacji, która polega na tym, że przywołuje się moje nazwisko, ale nie podaje się w bibliografii ani w przypisie moich rozpraw. Wprawdzie krytykuję w nich tradycyjne ocenianie, formatywne, ale zarazem piszę o tym, że nie można budować domu od dachu, ani zmieniać ściany nośnej, tylko trzeba zacząć od fundamentów. Te zaś są dzisiaj w szkolnictwie publicznym nieadekwatne do rozwiązań, jakie sprawdzają się w niepublicznych szkołach, w szkołach alternatywnych czy były możliwe w szkołach publicznych w klasach autorskich.

Trudno jednak, bym nie zgodził się z diagnozą w/w inicjatorów akcji, o której organizatorzy akcji piszą:

"Zastąpienie końcoworocznej oceny cyfrowej oceną opisową, które miało miejsce w edukacji wczesnoszkolnej po 2000 roku, wprowadziło system oceniania w pułapkę sprzeczności łączenia oceny sumującej z oceną kształtującą. Obowiązujące rozporządzenie regulujące szkolny system oceniania zostawia nauczycielom zupełną swobodę w zakresie oceniania bieżącego. Owszem, niektórzy nauczyciele korzystają z niej, wprowadzając do codziennego oceniania informacje pomagające się uczyć, jednak znaczna część ogranicza się do oceniania stopniami i równoważnymi im symbolami lub wystawia oceny opisowe, które zamiast pomagać, zakłócały uczenie się. Co więcej, obowiązkowo formułowana na koniec roku ocena opisowa na ogół niewiele wnosi do uczenia się. Często okazuje się schematyczna i mało zindywidualizowana, a jej formułowanie dopiero na zakończenie danego okresu nauczania utrudnia uczniowi jej wykorzystanie w dalszej pracy.

Dlaczego jednak afirmatorzy rzekomej zmiany nie dociekają rzeczywistych powodów w/w stanu rzeczy, tylko obciążają nauczycieli winą za to, że nie potrafią właściwie oceniać swoich uczniów? Nie zwrócili się do Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN o opinię wniosku czy swoich założeń, bo zapewne domyślali się, że byłaby ona merytoryczna. Woleli sięgnąć po opinię Komitetu Psychologii PAN, który - jak dotychczas - nie zajmował żadnego stanowiska w sprawach publicznej edukacji. Tu udzielił poparcia stwierdzając w swojej uchwale:

Taki sposób oceniania wzmacnia wytrwałość uczącego się dziecka, buduje jego poczucie sprawstwa, w tym odpowiedzialności za własne działania, a w efekcie kształtuje zdolność samoregulacji, tak ważną w kolejnych etapach kształcenia oraz w życiu. Ocena według stopni, szczególnie gdy jest jedyną albo najczęstszą formą oceniania, nie niesie ze sobą prorozwojowej informacji zwrotnej dla dziecka, w głównej mierze służy porównywaniu dzieci ze sobą. We wczesnym etapie edukacji, kiedy dzieci dopiero opanowują różne strategie uczenia się, nie pomaga im w tym procesie, a w przypadku dzieci natrafiających na różnorodne trudności w uczeniu się może hamować ich motywację i być wręcz źródłem ich bezradności”. Nic dodać, nic ująć.


Psycholodzy nie zajmują się jednak w swoich badaniach ani makropolityką oświatową, ani metodyką kształcenia, nie interesują się uwarunkowaniami pracy dydaktycznej i wychowawczej nauczycieli szkolnictwa publicznego. Nie mają zatem problemu, by poprzeć w "reformowanie" polskiego szkolnictwa takiego czy innego polityka. Komitet Nauk Pedagogicznych PAN po otrzymaniu z MEN projektu nowelizacji ustawy o systemie oświaty ustosunkował się do niego w ub. roku negatywnie. Nie o to chodzi, by w sprawach zasadniczych władze uwzględniały opinie przeciwne. Zawsze jedną opinię można zastąpić inną. Szkoda, że Komitet Psychologii PAN nie odniósł się do skandalicznego naruszenia etyki i metodologii badań z udziałem m.in. psychologów w Instytucie Badań Edukacyjnych. Te zaś dotyczyły rzekomych osiągnięć szkolnych sześciolatków skierowanych do szkół wraz z siedmiolatkami. Jak to się ma do wcześniejszego Stanowiska tego Komitetu w sprawie wypowiedzi medialnych niektórych psychologów, w którym stwierdza się m.in.:

Psychologia jest nauką zajmującą się bardzo rozległym obszarem zjawisk. Nikt z nas, psychologów, nie jest specjalistą od całego tego obszaru. Ludzie nauki oraz przedstawiciele zawodu psychologa powinni mieć nie tylko świadomość swoich kompetencji w pewnych obszarach, ale i świadomość swojej niewiedzy i ignorancji – w innych. Uważamy tedy za dalece niestosowne publiczne wypowiadanie się przez psychologów o rzeczach, na których się po prostu nie znają. Dostrzegamy realne zagrożenia dla odbiorców tych komunikatów oraz niebezpieczeństwa ze strony działań osób wykorzystujących te komunikaty dla swych celów.

Tak więc toczy się w polskiej edukacji gra na zapleczu, gra pseudoekspertyzami, gra o konsumowanie dotacji na cele, które czynią je bezproduktywnymi. Jak stwierdzają lobbingujący w Sejmie organizatorzy akcji "Dziecko bez stopni": Zapisy ustawy dotyczące innych zagadnień wywołały gwałtowne dyskusje, ale kwestia oceniania, w tym oceniania kształtującego, nie budziła kontrowersji ani na plenarnej sali obrad Sejmu, ani wcześniej w pracach komisji oświaty. Jak wcześniej informowaliśmy, w komisji edukacji „nasze poprawki” zgłaszane przez posłankę Katarzynę Hall (przewodniczącą podkomisji) zostały poparte przez stroną rządową (wiceminister Joannę Berdzik) i nie wzbudziły zastrzeżeń posłów opozycji. Poseł Lech Sprawka (PiS) będący liderem sejmowej „edukacyjnej” opozycji, wytrwale przeciwstawiał się koncepcji ustawy i wielu zawartym w niej zapisom, jednak do ważnych dla naszej koalicji zmian w projekcie ustawy nie miał żadnych uwag. Podziękowaliśmy mu za to. Do naszych poprawek nie odniósł się także krytycznie aktywny w obradach komisji Związek Nauczycielstwa Polskiego. Im także za to podziękujemy.

W dn. 7 stycznia 2015 r. poparcie dla koalicji "Dziecko bez stopni" przedstawił Rzecznik Praw Dziecka - Marek Michalak w swoim piśmie skierowanym do Przewodniczącego Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży napisał m.in.: "W mojej ocenie, uzasadnione jest zatem, aby ocenianie bieżące w szkole miało formę oceniania pomagającego uczniowi pokonywanie trudności i budzącego kreatywność (z wykorzystaniem tzw. koncepcji oceniania kształtującego), a nie oceniania sumującego. Wykształci to u dziecka większe poczucie własnej wartości, zaangażowanie w proces uczenia się, samodzielność, jak również nauczy je odpowiedzialności".

Odnoszę wrażenie, że albo nikt nie zna obowiązującego w Polsce prawa oświatowego, a to wyraźnie zobowiązuje nauczycieli do takiego sposobu oceniania uczniów, by ten proces spełniał funkcję informacyjną, motywacyjną, wspomagającą, regulacyjną i kontrolną, albo muszą pozorować rzekomo nowymi regulacjami, że są w tym kraju do czegoś potrzebni.

W istocie bowiem mamy tu wiele hałasu o nic. Tak samo można było pracować bez stopni w ramach dotychczasowych rozwiązań prawnych w systemie oświaty, jak i po tej nowelizacji. Otumaniono opozycję, wciągnięto w tę akcję wielu polityków, tylko po co?