Już kiedyś pisałem o tym, jak to studenci i doktoranci w naukach humanistycznych i społecznych namiętnie ujmują w głównym problemie badawczym zmienną "WPŁYW" nie prowadząc naukowego eksperymentu. Nie wygasła jeszcze w naszym kraju neopozytywistyczna i postmarksistowska orientacja badawcza, w świetle której problem badawczy miał być tak konstruowany, żeby rządzący dysponowali wreszcie empirycznymi dowodami na właściwy kierunek zmian politycznych i skuteczność ich działań. Wystarczyło zatem napisać doktorat o wpływie czegoś na coś, by stać się wybitnym ekspertem w zakresie wiedzy na temat badanej rzeczywistości.
Nic dziwnego, że ten "trynd" rozwija się nadal i szerzej. Mamy bowiem najnowszy hit naukowy w wydaniu naszego resortu, który przeznacza 20 mln euro na bardzo oryginalne badania z dziedziny nauk humanistycznych. Już żałuję, że b. minister Barbara Kudrycka przesunęła pedagogikę z humanistyki do nauk społecznych, bo moglibyśmy włączyć się w tak genialny projekt.
Narodowe Centrum Nauki oraz HERA rozpoczynają konkurs na międzynarodowe projekty badawcze pt. Uses of the Past. Program dedykowany jest projektom humanistycznym, które próbują odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób rozumienie przeszłości i wyobrażenia o niej wpływają na naszą teraźniejszość oraz postawy wobec przyszłości. O finansowanie mogą się starać międzynarodowe zespoły badawcze złożone z co najmniej 4 naukowców pochodzących z 4 różnych krajów przystępujących do konkursu. Czas trwania projektu nie może przekroczyć 3 lat.
Jak rozumiem, badań w tym zakresie nie będzie wolno prowadzić ani przedstawicielom nauk: o polityce, ekonomicznych, pedagogicznych, socjologicznych i psychologicznych. Kategoria rozumienia, wyobrażenia i postaw biurokratycznie została ulokowana w humanistyce. Niezły mamy "wpływ" kogoś na kogoś w zarządzaniu finansowaniem nauki w naszym kraju. Nic dziwnego, że jeden z naszych najlepszych filozofów polskichw liście do mnie skomentował ten projekt syntetycznie:
"marnowanie pieniędzy na "wpływologię" - to temat dla następców Lema i science fiction, ale nie naukowców/filozofów i jeszcze z 4 różnych krajów /mieszkających czy mających obywatelstwo, a może narodowość i kolor skóry?"
Zabrakło w tych kryteriach także odrobiny genderu. Zgodnie z wytycznymi UE należało jeszcze wskazać, że w zespołach badawczych powinien być równomierny rozkład kobiet i mężczyzn, w tym 1/4 powinny stanowić osoby o orientacji homoseksualnej.
Szanowny Panie Profesorze proszę zatem przekazać swojemu koledze, że Stanisław Lem nigdy nie zajmował się jakkolwiek rozumianą "wpływologią" a futurologią i był w tym względzie jednym z najwybitniejszych myślicieli, często o klasę przewyższających wielu filozofów akademickich. I choć był prawdziwym humanistą, to jego prace (nad czym ubolewam) o wiele bardziej cenione są przez przedstawicieli, nauk technicznych/informatycznych, którzy nie raz już podkreślali, że to, co kiedyś uchodziło za "fiction" co raz częściej staje się "science". Przy okazji dodam, że za oceanem futurologia mocno romansuje obecnie z naukami pedagogicznymi. Niestety prace futurologiczne w konserwatywnych środowiskach naukowym w naszym kraju wciąż jeszcze uchodzą za egzotykę a szkoda. Mam nadzieję, że młodzi zmienią ten stan rzeczy.
OdpowiedzUsuńMiłośnik twórczości Lema
Wykorzystywanie orientacji seksualnej jako elementu ironizowania jest co najmniej, Szanowny Panie Profesorze, nieeleganckie. O ile w kwestii parytetów trudno się z Panem spierać (choć jednoznaczne uznanie, że kryterium to jest bezzasadne uznać należy za mało akademickie podejście...), to myślę, że wielu czytelników Pańskiego bloga (ja - z pewnością) będą Panu zobowiązani za wskazanie jakiejkolwiek wytycznej UE, która określa minimalny odsetek członków takiej bądź innej grupy względem ich orientacji seksualnej. Pański wpis odbieram - jak się Pan zapewne domyśla - bardzo osobiście, jako dojmujący. Pozostaję rozczarowany.
OdpowiedzUsuńNie ma w tym wpisie ironii. Anonimowy projektuje własne postawy?
UsuńAleż, Szanowny Panie Profesorze, jest. A Pana odpowiedź to jedynie przejaw erystyki. Też lubię, jak jest "na moim", a do tego, że profesor (każdy) ma zawsze rację - też już wszyscy przywykliśmy.
OdpowiedzUsuńWszyscy? Ja, nie. Miałam i mam do czynienia także z takimi PROFESORAMI, którzy potrafili/potrafią przyznać rację magistrowi, doktorowi i studentowi też.
Usuń"W jaki sposób rozumienie przeszłości i wyobrażenia o niej wpływają na naszą teraźniejszość oraz postawy wobec przyszłości"(?) - Czy to jest ten problem? Jeśli tak, to nie dziwię się, że Pan Profesor się denerwuje. Każdy, kto choć trochę zna się na metodologii, przyzna Panu rację. Moje rozumienie przeszłości i odbiór teraźniejszości sprawia, że o przyszłości myślę z przerażeniem - dotyczy to np. uprawy warzyw i "uprawiania" nauki również :-)
OdpowiedzUsuń