04 lutego 2014

Jaką rolę odgrywa OECD w polskiej edukacji?

(fot. Szczyt ministrów edukacji krajów OECD)









Odpowiedzi na to pytanie nie uzyskamy z dostępnych źródeł, czyli domeny Ministerstwa Edukacji Narodowej. Owszem, jak ktoś wpisze w wyszukiwarkę "OECD", to znajdzie multum tekstów na temat rzekomych sukcesów polskiej młodzieży w PISA, czyli programie realizowanym przez m.in. państwa członkowskie OECD, a do takich należy Polska. Moje pytanie nie dotyczy jednak PISA, bo o tym, do czego i w jakim zakresie sprowadza się manipulacja polityczna i nieprzestrzeganie przez stosowne konsorcjum standardów naukowej weryfikacji owych diagnoz już pisałem w kwartalniku "Pedagogika Społeczna" (2013 nr 4).

Moje pytanie dotyczy tego, na podstawie jakich regulacji prawnych Ministerstwo Edukacji Narodowej podporządkowuje politykę oświatową wytycznym stanowionym przez organizację pozanarodową? A może tak nie jest? A może przypadkiem jest zainteresowanie władz OECD uzyskiwanymi w Polsce pomiarami wiedzy i umiejętności wśród naszych nastolatków? Jakie zalecenia polskiej władzy wydaje OECD, które mają zobowiązujący dla nas charakter?

Ministrowie (lub ich zastępcy) edukacji spotykają się każdego roku ze sobą, by rozliczyć się z nałożonych na ich kraje zadań. Tak wynika z raportu rządu Słowackiej Republiki, który niczego nie ukrywa przed własnym społeczeństwem, tylko na stronie resortu szkolnictwa informuje wprost o "Poleceniach/rekomendacje OECD" , które rzekomo mają przyczynić się do podwyższenia osiągnięć szkolnictwa przy efektywnych sposobach jego finansowania. Niektóre z tych rekomendacji i nam bardzo by odpowiadały, skoro jest w nich mowa o tym, żeby podwyższyć płace nauczycieli, ale OECD żąda zarazem zmian strukturalnych, które przyczyniłyby się do zwiększenia efektywności systemu szkolnego, mając tu na uwadze sieć szkolną, zwiększanie liczby uczniów w klasach czy uzależnienie wysokości płacy nauczycieli od skuteczności ich pracy.

Zdaniem władz OECD rezerwy tkwią w dostępnych przecież sposobach oceniania pracy nauczycieli i identyfikowania szkół dysfunkcyjnych oraz szkół będących wzorem dobrych praktyk. Finansowanie szkół powinno być podporządkowane lokalnym potrzebom i zwiększeniu autonomii szkół. Oczekuje się także zwiększania liczby uczniów niepełnosprawnych i o specjalnych potrzebach rozwojowo-wychowawczych w szkolnictwie ogólnodostępnym, a więc wzmacniania procesu ich integracji.

W świetle warunków stawianych Słowacji przez OECD należy zwiększyć wsparcie dla uczniów z dysfunkcyjnych środowisk wychowawczych, z środowisk biedy, w tym dzieci romskich, i zachęcać dzieci z tym środowisk już do edukacji przedszkolnej. Rekomenduje się władzom Słowacji, by wprowadzono dualny system przygotowywania uczniów do zawodów, a więc łączenia nauki z praktyką zawodową. Jak podaje słowackie ministerstwo szkolnictwa, częściowo już zaczęło wywiązywać się z tych zaleceń, bo podwyższono płace nauczycielskie o 5%.

To może i polscy nauczyciele mieli w ciągu ostatnich lat podwyżki nie dzięki hojności polskiego rządu, tylko nałożonym nań zaleceniom OECD? A tak w ogóle, to kto rządzi polską edukacją i decyduje o losach polskich dzieci i młodzieży? Z notek MEN wynika, że np. Maciej Jakubowski, podsekretarz stanu w MEN, uczestniczył w ub. roku w szczycie dotyczącym zawodu nauczyciela, zorganizowanym w Amsterdamie przez OECD. Jak napisano: Międzynarodowe szczyty nauczycielskie służą bezpośredniej wymianie poglądów między przedstawicielami państw, które postrzegane są przez społeczność międzynarodową jako kraje z wysoką jakością edukacji. Ze względu na swą wyjątkowość spotkania te określane są często jako „edukacyjne G20". Polska, od pierwszego szczytu, który odbył się trzy lata temu w Nowym Jorku, znajduje się w gronie zapraszanych państw, co stanowi dla nas ogromne wyróżnienie.

To my musimy być wyróżniani w ten sposób, bo nie potrafimy sami stanowić o jakości kształcenia polskich dzieci? Jakie konkretne korzyści, poza dowartościowaniem ministrów, wynikają z takich szczytów? NA stronie MEN odnotowano: "Podczas szczytu nauczycielskiego w Amsterdamie zwracano uwagę na konieczność tworzenia spójnych, kompleksowych rozwiązań uwzględniających zarówno ocenę pracy nauczycieli i szkół, jaki i całych systemów edukacji, zachęcając jednocześnie do patrzenia na te zagadnienia w szerszym kontekście uwarunkowań decydujących o powodzeniu działań edukacyjnych państwa." To nasi ministrowie tego nie wiedzą, czy może godzą się na standaryzowanie systemu i wymogów pracy nauczycieli pod oczekiwania OECD?

Dlaczego w polskim Sejmie nigdy nie było debaty na temat tego, w jakim zakresie międzynarodowe organizacje "meblują" naszą oświatę i na jakiej podstawie?