01 stycznia 2014

Jak MEN psuł polską oświatę w 2013 r.

Ryba psuje się od głowy, czyli od Ministerstwa Edukacji Narodowej. Jaki rząd, taki minister, jaki minister, taka polityka oświatowa w III RP:

1) Od 1 stycznia 2013 r. z braku rozporządzenia, które powinna wydać ministra edukacji, rok rozpoczął się od chaosu w awansie zawodowym nauczycieli. Nie było bowiem określonych wymagań, jakie powinien spełniać kandydat ubiegający się o zdobycie kolejnego stopnia awansu zawodowego. Dyrektorzy szkół nie mieli podstawy prawnej m.in. do zobligowania nauczyciela, aby ten dokonał zmiany planu rozwoju zawodowego lub opiekuna stażu. Ministra edukacji narodowej na wydanie rozporządzenia w tej sprawie miała półtora roku.

2) Związek Nauczycielstwa Polskiego złożył do Trybunału Konstytucyjnego wniosek w sprawie zbadania zgodności z konstytucją przepisów, które jeszcze w roku 2013 mogły spowodować, że Karta nauczyciela przestanie być podstawą zatrudnienia części wychowawców w domach dziecka. Jacy posłowie, takie ustawy. Sami nie potrafią zbadać zasadności przygotowanych przez MEN projektów nowelizacji prawa oświatowego.

3) MEN przygotowywał się do zwiększenia nauczycielskiego pensum obiecując, że w marcu 2013 r. zostaną przedstawione wyniki badania czasu pracy nauczycieli, na jakie miliony zł zostały przeznaczone socjologom z IBE. To na podstawie wyników tych badań resort zamierzał ocenić, czy nauczyciele powinni mieć zwiększone pensum, czy też należy pozostawić je na dotychczasowym poziomie. Oczywiście - wyników nie przedstawiono w marcu. Manipulacje na zapleczu trwały jeszcze kilka miesięcy. Pech chciał, że trzeba było ujawnić wyniki badań. Czas pracy nauczyciela nie wyniósł tylko 18 godzin przy tablicy i 10 w domu, ale ponad 40 godz. tygodniowo w szkole i poza nią. Wszyscy o tym wiedzieliśmy bez wyrzuconych środków na badania... , ale przecież nie o wiedzę w tym zakresie tu chodziło. Z wściekłości, że się ta akcja nie powiodła, wprowadzono timesheet, czyli rejestr czasu pracy nauczycieli w formie specjalnych dzienniczków oraz zapowiedziano nowelizację Karty Nauczyciela, by skrócić urlop wypoczynkowy i zlikwidować dodatki socjalne "tym leniom".

4) Rząd tak przykręcił kurek dopływu środków finansowych dla samorządów, żeby te były zmuszone do końca lutego wytypować część z nich do likwidacji. W ten sposób została otworzona wojna rządu z samorządami, by osłabić ich rolę w zbliżających się wyborach samorządowych w 2014 r. i przekonać społeczeństwo, że tylko partyjni "fachowcy" zapewnią właściwy budżet polskiej oświacie. Na domiar złego gminy muszą do końca stycznia wypłacić nauczycielom specjalny dodatek, tzw. czternastkę, nie otrzymując na ten cel pieniędzy. Urzędnicy MEN zapewniali, że w świetle ich rozeznania zostanie zlikwidowanych zaledwie 120 szkół w skali kraju, a w rzeczywistości było tego ponad 700? To po co ich opłacać? Może dałoby się za to utrzymać kilka szkół?

5) W związku z nowelizacją w 2009 r., podstawy programowej kształcenia, w ramach której resort edukacji wymazał z przedszkolnych planów edukacji zajęcia z czytania i pisania, napuszczano na dyrekcje przedszkoli wizytatorów, by ci wyegzekwowali zakaz tego typu zajęć z dziećmi. W ten sposób postanowiono zmusić rodziców sześciolatków do skierowania ich od września 2013 r. do szkół, a nie do oddziałów przedszkolnych. To takie samo etycznie postępowanie, jak kamienicznika, który chcąc się pozbyć niewygodnych lokatorów, blokuje im dostęp do wody, elektryczności i gazu.

6) Rzecznik Praw Obywatelskich prof. Irena Lipowicz musiała odrębnym, a publicznym listem zwrócić uwagę MEN, że w Polsce dominuje typ kształcenia o charakterze segregacyjnym, czyli oddzielającym od siebie dzieci pełnosprawne i niepełnosprawne. Ciekawe, ilu urzędników żyje na poczet troski o dzieci niepełnosprawne w oświacie?

7) Rząd podjął nieprzemyślaną reformę obniżenia wieku obowiązku szkolnego wbrew woli rodziców, wbrew prawom psychologii rozwojowej dzieci, a więc też ze szkodą dla nich. Rodzice uaktywnili akcję "Ratuj maluchy!" gromadząc w styczniu już ponad 2 tys. podpisów, by zostało ogłoszone w tej kwestii referendum. Potrzebowali zebrać co najmniej 500 tys. podpisów, a zgromadzili prawie milion. Obywatelski bowiem projekt ustawy znoszącej obowiązek szkolny dla sześciolatków, chociaż został przekazany do dalszych prac w Sejmie, zaginął. Pod wpływem akcji rodziców rząd przesunął obowiązek szkolny dla sześciolatków do 2014 r. Wielka łaska stała się okazją do dalszego manipulowania społeczeństwem tak, by z jednej strony dać mu poczucie obywatelskiego wpływu (a niech tam zbierają sobie nawet 5 mln. podpisów), a z drugiej strony, by odpowiednimi działaniami Public Relation, wspomaganymi milionowymi środkami na kampanie reklamowe usłużnych popleczników władzy oraz zabiegami socjotechnicznymi nie dopuścić do uchwalenia przez Sejm referendum.

8) Z fatalnym poziomem czytelnictwa Polaków oraz bardzo złymi wynikami badań w zakresie umiejętności czytania dzieci i młodzieży ze zrozumieniem rząd postanowił walczyć napuszczając Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji na uwolnienie szkolnych bibliotek spod reżimu Karty nauczyciela i zracjonalizowanie wydatków na edukację przez np. łączenie ich (wyprowadzanie ze szkół) z bibliotekami gminnymi. Rozpoczęto już nawet likwidowanie niektórych bibliotek szkolnych, ale akcja protestów społecznych uchroniła je od zguby. Z czytelnictwem jest nadal fatalnie. Pod koniec marca minister M. Boni wycofał się z projektu łączenia bibliotek. Czyżby zapłacił utratą urzędu w kilka miesięcy później za swoją perswazyjną nieudolność nie tylko w tej kwestii, czy za gigantyczną korupcję w resorcie?

9) Już w lutym Premier zapowiadał zmiany w rządzie, ale ich nie dokonał. Na zmianę ministry edukacji trzeba było czekać jeszcze 9 miesięcy. Cóż to była za "ciąża"?

10) Ministerstwo Edukacji Narodowej zarządziło w marcu liczenie tzw. eurosierot. Coś muszą robić, żeby uzasadnić racje swojego istnienia. Sytuacja eurosierot w szkołach i przedszkolach wcale nie uległa z tego powodu poprawie. Podobnie sama ministra poparła projekt ustawy autorstwa PSL o wycofaniu tzw. żywności śmieciowej ze szkół, by propagować zdrowe odżywianie dzieci. Też musi coś robić, a zawsze to jakiś kolejny papier do umowy o pracę.

11) MEN rozpoczął wywieranie presji na badania podległego sobie Instytutu Badań Edukacyjnych, który pospieszył się z ujawnieniem niesprzyjających reformie danych.
Kiedy jacyś badacze analizowali wyniki uczniów na sprawdzianie szóstoklasisty oraz na egzaminie gimnazjalnym, wyciągnęli wniosek, że uczniowie urodzeni w styczniu - a więc starsi w swoim roczniku - mieli lepsze wyniki niż dzieci urodzone w kolejnych miesiącach. Takie wyniki zaburzały podstawy obniżenia wieku obowiązku szkolnego, bowiem wskazywały, że po jego obniżeniu dzieci rozpoczynające edukację w wieku 6 lat będą miały problemy i gorsze wyniki. Wystarczyła jednak reprymenda pani minister i psycholodzy wraz z socjologami podjęli się takiego sprofilowania interpretacji innych badań nad sześcio- i siedmiolatkami, żeby władze były usatysfakcjonowane. Kiedy eksperci Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN wystosowali krytykę tej kompromitującej władzę "reformy", władze resortu skrytykowały za to władze PAN, a te napuściły radcę prawnego na przewodniczącego Komitetu usiłując wmówić, że komitet naukowy nie miał prawa sformułować negatywnej opinii i przekazać jej pani minister bez uprzedniego głosowania całego gremium. Śmieszne i żałosne zarazem.


12) Związek Nauczycielstwa Polskiego skierował wniosek o zbadanie przez Trybunał Konstytucyjny zgodności ustawy z 70 artykułem konstytucji, który mówi o obowiązku zapewnienia przez władze publiczne powszechnego i równego dostępu do edukacji. Związkowcy nie chcieli, by szkoły mogły prowadzić osoby prywatne. I tak je prowadzą, a w MEN zacierają ręce. Była min. Katarzyna Hall nie bez powodu powołała stowarzyszenie do prowadzenia szkół w całym kraju, ale ... ponoć ta inicjatywa padła. Czyżby rodzice mieli złe skojarzenia czy zbyt niski kapitał?

13) Jak zwykle był maturalny chaos. Licealiści musieli wybrać specjalizację, a więc to, czego będą się uczyli do matury, ale z końcem marca wciąż nie wiedzieli, jak będzie wyglądała matura, gdy będą ją zdawać. MEN bowiem nie ogłosiło szczegółów nowego egzaminu maturalnego. Cóż za problem, skoro w MEN pobrzmiewają jeszcze echa misji sprzed lat: "Nie matura, lecz chęć szczera ... "


cdn.