Łódzka
nauka ma szczęście do wybitnych uczonych, wśród których swoje wspomnienia i
refleksje właśnie opublikował wybitny profesor nauk medycznych, dr
h.c. multi Marek Pawlikowski (ur.1933). Okładkę
zdobi karykatura emerytowanego profesora Akademii Medycznej (obecnie
Uniwersytet Medyczny) w Łodzi, którą przed laty podarował mu były rektor AM w
Łodzi, też wiele uzdolniony - prof. Leszek Woźniak.
Nie
jest to pierwsza autobiograficzna rekonstrukcja własnej drogi naukowego awansu
M. Pawlikowskiego, toteż przywołuję w dzisiejszym wpisie najnowsze studium
łódzkiego uczonego. gdyż zapewne część środowiska akademickiej medycyny oraz
większość jego b. pacjentów nie miała okazji poznać wielości talentów światowej
sławy endokrynologa, histologa i neurologa. Mnie jednak nie zaskoczył, ani też
nie zdziwił wiersz Profesora, którym otwiera pasjonująco napisaną przez siebie
historię, także polskiej medycyny:
"Autoportret
Która
z wielu twarzy
odbitych
w lustrze pamięci
jest
najbardziej moja?
Czy
ten nastolatek
pełen
niepokoju
który
niesie ze sobą
krągłość
niezerwanych jabłek
z
rajskiego ogrodu?
Czy
ten młody docent
pełen
dobrych chęci
którymi,
jak wiadomo,
brukowane
piekło?
Czy
ten stary profesor
wielce
zaskoczony
że
życie przeciekło między palcami
i
w dłoniach
tak
niewielki
połów
pozostanie?"
Dla
naukoznawstwa, filozofii i historii nauki każde wspomnienie uczonych pozwala
odkryć nie tylko kulisy badań naukowych, ale i lepiej zrozumieć warunki, w
jakich do nich doszło. Profesor M. Pawlikowski czyni to z wielkim taktem,
kulturą osobistą, bez potrzeby eksponowania z wielości wydarzeń i osobistych
doświadczeń polimotywacyjnych rozstrzygnięć, które musiały pociągać za sobą nie
zawsze i nie dla wszystkich zrozumiałe działania, wybory, formy
aktywności.
Uczony
dwóch ustrojów politycznych w sposób ujmujący czytelnika spoza jego profesji
odsłania problemy badacza, klinicysty, którego pasją było odkrywanie zjawisk,
praw ludzkiej natury skutkujące przecież poprawą czy nawet uratowaniem życia
milionom osób na świecie. Nie musi być w swojej narracji skromny, jak wciąż
oczekuje się w polskiej tradycji od naukowców, by nie dzielili się zanadto z
innymi własnymi sukcesami, bo doświadczą zawiści ,marginalizacji czy nawet
antagonistycznie podszytej jakiej postaci ekskluzji, ale też szczerze odsłania
siebie w sferach niecodziennych decyzji.
Prof.
M. Pawlikowski miał to wielkie szczęście, że doświadczał pasji badań naukowych
w rodzinie, w której ojciec - wybitny uczony nauk medycznych, także były rektor
AM w Łodzi Tadeusz Pawlikowski wprowadzał syna w świat
akademickich zmagań z nierozwiązywalnymi problemami ludzkich chorób. Historycy
oświaty znajdą w tych wspomnieniach także odniesienia do tajnego nauczania w
okresie II wojny światowej czy do warunków kształcenia w łódzkim Gimnazjum
"Kopra" (dziś I LO im. M. Kopernika w Łodzi).
Tak
wspomina Uczony swoich łódzkich nauczycieli:
"Uczyło
nas grono świetnych, w większości jeszcze przedwojennych profesorów. We
wdzięcznej pamięci zachowuję prof. Marię Jodłowską, polonistkę,
której zawdzięczam nieprzemijające zauroczenie wielkimi kartami polskiej
literatury, owe zakorzenienie w ojczyźnie-polszczyźnie, które nie pozwoliło mi
nigdy serio myśleć o możliwości ułożenia sobie życia poza krajem.
Profesor Felicji Polińskiej, nauczycielce biologii, zawdzięczam
podtrzymanie moich wyniesionych z domu zainteresowań przyrodniczych, co
zaowocowało później wyborem medycyny jako kierunku studiów i pracy badawczej
jako szczególnej drogi kariery zawodowej. Języka francuskiego uczył nas
prof. Wacław Sienicki. (...)
Co do łaciny, to uczył jej nas prof. Ildefons Hechman, postać równie malownicza, jak jego imię. Starał się robić wrażenie bardzo srogiego. Stosował szczególny system kar, jeśli przyłapał kogoś na nieznajomości jakiegoś słówka lub jego odmiany: kazał mianowicie przepisywać je 50 lub 100 razy. Nazywało się to odpowiednio „porcyjka” lub „porcja”. W każdej klasie był „sekretarz” (u nas był to późniejszy profesor Politechniki Łódzkiej Jacek Kulesza), którego zadaniem było prowadzenie rejestru wyroków" (s. 31).
Z
równą serdecznością wspomina Profesor nauczyciela matematyki - prof. Władysława
Terlikowskiego, wychowawcę - nauczyciela rysunków Antoniego Wippla, a następnie
nauczyciela fizyki - Zdzisława Sobczaka oraz katechetów – jezuitów: o. Tomasza Rostworowskiego i o. Wincentego Głowę.
Drodzy
NAUCZYCIELE, także katecheci - zastanówcie się, w jakim kontekście i opisie pojawicie się na
kartach wspomnień niektórych waszych dzisiejszych uczniów! Życzę, by miały
właśnie taki rys wdzięcznej pamięci.