Kulturoznawca
dr Daniel Piotr Ciesielski napisał tekst i skomponował do niego muzykę.
"Ballada uczelniana". Zapewne odwołuje się do własnych wspomnień z czasów
studiów magisterskich, a później doktoranckich. Każdy z nas inaczej postrzega
akademicką rzeczywistość, więc nie odnoszę się do treści tej piosenki, tylko
wprowadzam jako wstęp do własnej refleksji na temat braku odpowiedzialności
niektórych nauczycieli akademickich ze stopniami naukowymi, kiedy podejmują się
roli recenzentów nie tylko w postępowaniach awansowych, ale zanim do nich
dojdzie.
KLUCZOWĄ
ROLĘ w naukach humanistycznych i społecznych ODGRYWAJĄ RECENZJE WYDAWNICZE
ROZPRAW HABILITACYJNYCH I PROFESORSKICH. Niestety, z przykrością stwierdzamy z
profesorem Stefanem M. Kwiatkowskim z KNP PAN, że niektórzy profesorowie
zapomnieli lub bez świadomości następstw piszą z pozytywną konkluzją dla oficyn
recenzje wydawnicze, mimo iż autor popełnił fundamentalne, rażące błędy
metodologiczne.
Profesorów
uczelnianych i tytularnych nic nie zwalnia z odpowiedzialności za dopuszczenie
do druku rozpraw, które są na zerowym poziomie albo merytorycznym, albo
metodologicznym, albo w obu zakresach. Z tej perspektywy tylko po części
rozumiem frustrację, rozgoryczenie, żal tych doktorów, którym odmówiono nadanie
stopnia doktora habilitowanego, bo skoro profesor uczelniany czy tym bardziej -
tytularny popiera wydanie w sposób bezkrytyczny, bez zobowiązania do
wprowadzenia koniecznych zmian, to mam dwa przypuszczenia:
1.
sam nie zna metodologii badań empirycznych, być może dlatego ucieka w tzw.
badania jakościowe, bo tu wszystko jest możliwe, każdy kicz, pozór,
powierzchowność, itp,
2.
zna metodologię, rozumie obowiązujący w badaniach ilościowych kanon, ale
kieruje się interesem technicznym, osobistym lub... sami sobie dodajcie.
Zastanawiam
się tylko nad autorem książki, który otrzymał negatywną recenzję wydawniczą,
ale ... postanowił ją zlekceważyć i poszukać sobie lepszych, a więc takich bezkrytycznych,
recenzentów. Czyżby postanowił ich skompromitować? Nazwisk profesora/-ki jest
na stronie redakcyjnej książki, a autor postanowił opublikować w zakończeniu
już w formie anonimowej (zabrakło odwagi?) fragmenty dwóch innych
pseudorecenzentów, którzy podzielili się swoim zachwytem. Tyle tylko, że ich
zachwyt nie odniósł się do opublikowanych w rozprawie narzędzi diagnostycznych.
Jednak je znali.
No
cóż, ten styl recenzowania tkwi głęboko korzeniami w ZŁYCH PRAKTYKACH
AKADEMICKICH, które prowadzą do niszczenia nauki, a co gorsza doprowadzają do
upowszechniania w bubla metodologicznego, niezależnie od podjętego a
interesującego problemu poznawczego.
Profesor
Tadeusz Pilch zapewne by mnie poparł (a może nie?) jako wybitny metodolog badań
w pedagogice społecznej, mając doświadczenie we współpracy ze mną. Od lat
bowiem jestem przeciwny pseudonaukowym, kolesiowskim recenzjom, przy całym
szacunku do osoby, trudu pseudobadań itd. To prawda, że odmowna recenzja boli,
rani, jest czymś przykrym, ale na własne życzenie lub z braku wiedzy i
kompetencji zarówno kandydatów do nauki, jak i niektórych ich recenzentów wydawniczych czy w postępowaniu awansowym.
Dziś na ogólnopolskim seminarium podoktorskim pokażę najnowszą rozprawę z
pedagogiki, by uczulić uczestniczących w spotkaniu przyjaznych pedagogice naukowców, by
nie szli tą drogą. Dziwię się autorowi, że jednak postanowił złamać swój
moralny kręgosłup, zamiast zmienić to, co było kardynalnym błędem i zostało
przez jej wydanie utrwalone edycyjnie.