Opublikowane wywiady z profesorem Romanem Leppertem zainspirowały mnie do upomnienia się o mojego Mistrza-Profesora Karola KOTŁOWSKIEGO, który kierował na Uniwersytecie Łódzkim
Katedrą Pedagogiki. W 1962 roku udzielił on wywiadu K. Wyrzykowskiej,
redaktorce "ODGŁOSÓW - tygodnika łódzkiego". Niechętnie dziennikarze
zwracali się do Profesora o wypowiedź na aktualne problemy oświatowe, a tym
bardziej naukowe, gdyż jako uczeń wybitnego komparatysty, filozofa pedagogiki
Sergiusza HESSENA (zaszczutego w 1950 roku przez Służbę Bezpieczeństwa), miał
wolne od partyjnych doktryn oraz interesów politycznych własne stanowisko. Treść odpowiedzi na pytania redaktorki najlepiej o tym świadczy:
"O
problemach współczesnego wychowania" (1962, s.2)
Jak
dawno istnieje pedagogika?
- Tak
dawno jak ludzkość. Przecież już w epoce lodowcowej wychowywano...
Ale
ja miałam na myśli pedagogikę jako naukę...
-
Należałoby chyba zacząć od XIX wieku, od J.F. Herbarta, który pierwszy usiłował
pedagogikę oprzeć na naukowych podstawach, na psychologii i etyce. Interesuje
nas głównie współczesność. Przekroczmy może jednak i epokę lodowcową i nawet
wiek XIX.
O
ile sobie przypominam istniał w pierwszych latach po wojnie Wydział
Pedagogiczny na Uniwersytecie Łódzkim. Był to zapewne "złoty wiek"
łódzkiej pedagogiki?
-
O, tak, Łódź była wówczas poważnym ośrodkiem naukowym w tej dyscyplinie. Tu
wykładali naukowcy takiej miary jak prof. dr Nawroczyński, prof. dr Hessen,
prof. dr Suchodolski. W tych latach Łódź była kuźnią kadr naukowych w
dziedzinie pedagogiki. Po dziś dzień na Uniwersytecie Warszawskim pracują
wychowankowie łódzkiej katedry pedagogiki.
Jaki
jest obecnie dorobek naukowy katedry?
-
Katedra pedagogiki pełni następujące funkcje: kształci magistrów pedagogiki na
pięcioletnim studium magisterskim, pedagogizuje tzw. nauczycielskie
kierunki studiów, a więc fizykę, matematykę, chemię, filologię,
geografię, biologię, poza tym obsługuje studia zaoczne zorganizowane przy
Uniwersytecie oraz prowadzi pracę naukową.
W
tej ostatniej dziedzinie dorobiliśmy się już dość licznych prac naukowych
publikowanych w czasopismach naukowych, albo wydanych osobno. Można
by tu wymienić również i moje własne prace jak "Angielska szkoła po
drugiej wojnie światowej", "Z socjologii pedagogicznej
"Durkheima" umieszczone w VII tomie Studiów Pedagogicznych, jak
ostatnio wydane "Szkolnictwo polskie w ZSRR" doc. dr R. Polnego i
wiele jeszcze innych.
Kiedy
pierwsza kadra magistrów pedagogiki opuści łózką uczelnię?
-
Na studiach magisterskich mamy obecnie około 60 słuchaczy, prócz nich 400
studentów z tych działów nauki, o których już wspomniałem. Zaś za dwa lata
pierwsi magistrowie z naszej katedry wyruszą w świat.
A
jak sobie radzicie, to znaczy, czy dajecie przyszłym nauczycielom szkół
średnich wystarczający zasób wiedzy pedagogicznej potrzebny
nauczycielowi?
-
Nie. Myśli się właśnie nad zreformowaniem tych studiów.
Ale
przecież nie dość głębokie wykształcenie pedagogiczne może stać się przyczyną
błędów wychowawczych, a na pewno jest powodem niemałych trudności w wykonywaniu
zawodu nauczycielskiego?
-
Najprawdopodobniej. Na czwartym roku studiów tzw.
nauczycielskich sporo godzin przewidziane jest co prawda na nauczanie metodyki
wybranego przedmiotu, jest to jednak zagadnienie raczej z dziedziny
wychowania.
Jeżeli
tyle braków wykazuje wykształcenie pedagogiczne na wydziałach uniwersyteckich
to cóż dopiero mówić o różnego rodzaju pedagogicznych uczelniach niższego typu
np. Studium Nauczycielskie, w którym wykłada duża liczba ludzi bez
odpowiedniego wykształcenia. Jak podało ostatnio "Życie
Warszawy" w woj. gdańskim w tamtejszych studiach nauczycielskich
pracuje tylko dwóch wykładowców ze stopniem doktora i aż 25,7 proc. wykładowców
nie posiadających normalnych kwalifikacji do nauczania w szkole
średniej. W Łodzi też nie jest najlepiej. Czy to nie zatrważające
zjawisko?
-
Tak. Trudności kadrowe są w tej dziedzinie olbrzymie.
Czy
więc ów niedostatek wiedzy pedagogicznej nie jest choć w części przyczyną nie
zawsze właściwie układających się stosunków między młodzieżą a
nauczycielem?
-
Chciałbym panią przestrzec przed zbyt pochopnymi wnioskami. Trzeba przecież
pamiętać, że młodzież współczesna żyje jakby na zakręcie historii. Dawne
wartości ulegają zdeprecjonowaniu, nowe zaś nie wszystkim jeszcze, nie dość
trwale zostały zaakceptowane przez społeczeństwo. To powoduje pewne
rozprzężenie w tych stosunkach między szkołą a uczniem, które jednak nie jest
tak wielkie jak to podaje prasa.
Czyżby
Pan Profesor uważał, że publiczna dyskusja wokół problemów pedagogicznych jest
niepotrzebna lub szkodliwa?
-
Nie, uważam natomiast, że nie wolno dochodzić do uogólnień na podstawi zbyt
małej ilości faktów, tak jak nieraz to czynią niektórzy publicyści. Czy Pani
sądzi, że np. przed wojną dziewczęta szkół średnich nie zachodziły w ciążę,
tylko teraz? Zachodziły, tylko wtedy o tym tak szeroko nie rozprawiano. Stąd
mylne wyobrażenie o dzisiejszej obyczajowości, moralności, postawie młodzieży
itp.
Jak
kształtuje się typ dzisiejszego studenta pedagogiki?
-
W pierwszym roku istnienia kierunku magisterskiego rekrutacja była raczej
przypadkowa. Przyszli do nas przeważnie ci, którzy nie dostali się na inne
wydziały. Ale już następny rok akademicki sprowadził do uczelni zupełnie inny
element. Byli to w głównej mierze absolwenci liceów pedagogicznych a więc
ludzie, którzy przy wyborze studiów kierowali się już zamiłowaniem. Uważam, tę
młodzież za bardzo wartościową.
Mimo
jej praktycyzmu w traktowaniu zawodu nauczycielskiego, z czym się zresztą
nie kryje?
- Nie
uważa, aby ten praktycyzm , jak to Pani nazwała, kolidował z etyką czy wiedzą
zawodową przyszłych nauczycieli. Bo o co właściwie chodzi? Że młodzież chce się
jakość w życiu urządzić, że nie marzy o masie, o pomnikach? Tę właśnie postawę
wyznaczają nowe warunki życia, zaś biegu historii nie powstrzymamy, ani nie
zawrócimy.
Nie
przypuszczałam, że jest Pan aż tak młody, Panie Profesorze...
- Dziękuję
za komplement. Mam już jednak za sobą 30 lat pracy pedagogicznej. Na
Uniwersytecie Łódzkim pracuję od 1947 roku. Tu doktoryzowałem się, tutaj też
zostałem docentem. Jestem więc, jak Pani widzi, dość zaawansowany w tej
młodości.
Muszę
się wytłumaczyć. Nie miałam zamiaru sugerować jakichś nieprzychylnych młodzieży
sądów. Mimo to trudno mi nie wtrącić kilku faktów oświetlających nieco inaczej
ten właśnie praktycyzm młodzieży. Mam na myśli statystykę przestępstw
młodocianych, których pobudką jest najczęściej chęć życia najmniejszym kosztem.
-
Bierze Pani skutek za przyczynę. Przyczyn rozluźnienia obyczajów, moralności
wśród pewnej części młodzieży należy szukać w specyfice dzisiejszego życia,
bardzo pospiesznego, w oszałamiającym rozwoju techniki, w strukturze
rodzinno-społecznej, w ekonomice naszego życia. Brak dostatecznej opieki
domowej, brak w ogóle jakiejkolwiek dyscypliny społeczne sprawiającej, że
książki, gazety, telewizja, radio - wszystko to bez żadnej selekcji staje się
dostępne dla młodzieży. W tej sytuacji skutki nie mogą być inne.
Samym
jednak przykręcaniem śruby nie można oddziaływać na moralność społeczeństwa.
Przekonaliśmy się chyba o tym nieraz w przeszłości...
-
Nie może być w tej dziedzinie skrajności. Zbyt surowa dyscyplina prowadzi do
załamania osobowości człowieka i wychowuje hipokrytów. Ale
również i anarchia kończy się klęską. Do wolności bowiem trzeba człowieka
przygotować. Wolność przecież jest rezultatem wychowania, a nie środkiem. Kiedy
więc dziecku pozwalamy na wszystko to wtedy dochodzi ono do ekscesów. Słusznie
powiedział Makarenko, że "bezkarność wychowuje chuliganerię". Nie
można poza tym pracę wychowawczą organizować licząc na wybitnych geniuszów
pedagogicznych, ale właśnie na przeciętnego wychowawcę.
Jakie
cechy powinien mieć ten właśnie przeciętny tzn. ten, którego możemy oczekiwać,
wychowawca?
-
Jest to człowiek, który także chce mieć czas dla siebie. W świetle zaś wymogów
pedagogiki oficjalnej musi posiadać wiedzę rzeczową, pedagogiczną i
dydaktyczną. Musi być przy tym bogatą osobowością. Tego się wymaga od
nauczyciela-wychowawcy. Są to jednak sformułowania ogólne. Często nauczyciel,
który nie wykazuje tych cech naraz jest świetnym i lubianym wychowawcą.
Można
więc mówić o talencie pedagogicznym?
-
Na pewno talent tego rodzaju istnieje. Takim talentem był Janusz Korczak,
wielkiej miary psycholog, nieprzeciętny umysł i wielki humanista.
Czy
czasy współczesne wypracują typ idealnego nauczyciela wychowawcy, może zaraz
nie na miarę Korczaka, ale o równie pięknych cechach, jak te, które on
posiadał?
-
Ba, gdyby życie organizowało się pod kątem widzenia ideałów pedagogiki być może
efekty naszej pracy byłyby lepsze i łatwiej osiągalne. Rzecz jednak w tym, że w
konkretnych warunkach społeczeństwo musi osiągnąć także i inne cele.
Trudność
pogłębia fakt zmienności nie tylko warunków wychowawczych, lecz także i
przedmiotu wychowania czyli dziecka, ponieważ pomiędzy zewnętrznymi warunkami
wychowania i osobowością zachodzi wzajemny dialektyczny związek. Miejmy
nadzieję, że nowa reforma szkolna pomoże wychowawcom w ich odpowiedzialnej
pracy. Rozm. K. Wyrzykowska".