Będę publikować swoje opinie na temat ważny dla doskonałości naukowej, niezależnie od tego, czy profesorowi nauk technicznych to się podoba, czy też nie. Skoro jednak prof. dr hab. inż. Wit Grzesik nie rozumie pewnych faktów, które przywołałem we wpisie w blogu z dn. 8 listopada 2024 roku, to mógłby chociaż poczytać nieco więcej i sprawdzić, zanim będzie sam wprowadzał swoich czytelników w błąd.
Jak ktoś musi lub chce bronić pani J. Gruby, która jest poza wszelką konkurencją, jeśli chodzi o poziom kompetencji w naukach społecznych (wystarczy poczytać recenzje jej wniosków habilitacyjnych), to jest jego sprawa. Zostawiam na boku zarzut, że obrażam panią prezes fundacji, bo jej nie obrażam, tylko stwierdzam fakty z jej pseudoanaliz, które zamieszcza w swoim medium i wyciągam na tej podstawie wnioski. To, że są ocenne, to oczywiste. Muszą takimi być, kiedy coś recenzujemy.
Jak uczeń czegoś nie wie, nie rozumie, to przecież po wystawieniu "jedynki" wyrażamy zarazem opinię, że w tym a tym jest ignorantem. Jego koledzy są bardziej bezwzględni, bo powiedzą mu, że jest głupi. W nauce byłby pseudonaukowcem ze względu na popełnianie rażących błędów. Pisze o tym profesor nauk technicznych. Warto poczytać.
Tak samo, jak pan Wit Grzesik, posługuję się w swojej analizie dostępnymi w dokumentach uczelni danymi z postępowań awansowych. Jednak do ocen wymagam ich analizy jakościowej.
Mój
tekst nie odnosił się zatem do kwestii tego, jak pisze J. Gruba, tylko do problemu
niezrozumienia procedur losowań recenzentów w przypadku wniosków profesorskich. Prof. W. Grzesik także popełnia kardynalne błędy
faktograficzne, a to w przypadku polemiki nie powinno mieć miejsca. Wyjaśniam
zatem:
1. Pisze Pan: "Pomijając już przypisywanie sobie przez Pana profesora prawa do wypowiadania się w imieniu członków RDN ...".
Dlaczego "pomijając"?
Nie rozumie Pan W. Grzesik, że nie przypisuję sobie we wpisie prawa a już tym bardziej, że wypowiadam się w
imieniu członków RDN. Warto czytać ze zrozumieniem.
Blog jest moim prywatnym rejestrem zdarzeń, procesów, wydawnictw, o których mam prawo w tym miejscu się wypowiadać, czy to się komuś podoba, czy nie. Natomiast gdyby miał Pan jakieś wątpliwości, a tym bardziej p. Gruba, to wystarczy do mnie napisać wyjaśnię.
Tak, jak zgłosił się do mnie jeden z czytelników prosząc,
bym przybliżył procedurę losowania recenzentów do różnych postępowań:
habilitacyjnych i na tytuł profesora.
To
niekompetentna p. J. Gruba zatytułowała swój tekst "Losowanie recenzentów
w postępowaniach profesorskich od kuchni", ale do tej kuchni wcale nie
zajrzała. Sięgnęła tylko do danych, które po pierwsze są niepełne, a po drugie
nie dotyczą tylko profesur, ale także habilitacji. Nie potrafią Państwo
odróżniać tych postępowań? To jest błąd metodologiczny.
Nie
napisałem, że wszyscy członkowie RDN są zbulwersowani. Nie muszę jednak
informować ilu ich jest, bo każdy - jeśli tylko chce - może wypowiadać się we
własnym imieniu.
2.
Pisze Pan W. Grzesik: "Po pierwsze, podstawowe pytanie, to z jakiego powodu
członkowie RDN mają być zbulwersowani faktem tej publikacji? Przecież za
recenzję pobierają honoraria z kasy państwowej, czyli mówiąc kolokwialnie z
kieszeni podatnika. I z tego chociażby względu jakość ich pracy musi podlegać,
jeśli już nie ocenie publicznej to z pewnością środowiska naukowego, a
organizacja i funkcjonowanie tej instytucji państwowej muszą być
transparentne."
Proszę być dokładnym, bo profesorowie-członkowie RDN nie pobierają pieniędzy z tytułu referowania wniosków profesorskich po pięciu recenzjach. Oni ich w ogóle nie recenzują.
O co zatem Panu chodzi? O to, że zostali powołani do komisji habilitacyjnych? A sprawdzał Pan, kto ich powołał? Mnie np. powołała Rada Dyscypliny Naukowej jednej z uczelni, ale nie jako członka RDN, tylko jako eksperta znającego język czeski, bo i niektóre rozprawy habilitanta były w tym języku. To co, miałem odmówić, bo jestem członkiem RDN?
Jeśli
zatem piszecie o postępowaniach profesorskich, to odróżniajcie je od
habilitacyjnych, bo ośmieszacie się także od strony metodologicznej. Może
przyjrzy się Pan, ilu i których profesorów powołują do komisji doktorskich i
habilitacyjnych Pana koleżanki i koledzy z innych uczelni?
Nie bronię obciążeń profesorów-członków RDN w innych komisjach, bo jeśli któryś uczestniczy nawet pięćdziesiąt razy w jakichś procedurach, to znaczy, że jednak jest ekspertem, kimś wyjątkowym potrafiącym pisać rzetelnie.
Jeśli uważa Pan, że jest inaczej,
to proszę dokonać analizy jakościowej, indywidualnie podchodząc do każdego
postępowania, a nie rzucać na wiatr oskarżenia, bo tak wynika z liczb. Na tym
poziomie nie wyciąga się generalnych wniosków.
3.
Pisze Pan W. Grzesik: "Po drugie, z wyboru środowiska stali się członkami RDN,
ale nie stali się automatycznie ekspertami (lepiej „nadekspertami) ponad
grupę, która ich wybrała". To chyba ma Pan jakiś problem z oceną
przedstawicieli swojej dziedziny i dyscypliny nauk? Proszę to zatem wyrazić. Ja
mogę stwierdzić, że w Zespole Nauk Społecznych są profesorowie-członkowie RDN
nie tylko wybrani przez własne środowisko profesorów tytularnych, ale właśnie
dlatego, że są ekspertami! Zaszczytem jest współpraca z nimi.
To prawda, nie są ekspertami we wszystkich subdyscyplinach własnej dyscypliny naukowej, bo i ja nie mam takich kompetencji i zasług. Trzeba jednak powiązać nazwisko powołanego, bo wylosowanego w RDN recenzenta z konkretnym dorobkiem naukowym kandydata do awansu. Tego Państwo nie uczyniliście, bo wydaje się Wam, że jak błyśniecie samymi liczbami, to jest to oczywiste. NIE. Jesteście tu IGNORANTAMI, skoro popełniacie tak kardynalny błąd dokonując interpretacji surowych danych liczbowych. Nawet nie potrafiliście analizować dostępne dane o tym, w jakich postępowaniach był ktoś recenzentem, bo wymagałoby to bycia właśnie nadekspertami, a po tych tekstach i polemice w to wątpię, żeby to było możliwe.
4.
Dalej pisze Pan Grzesik kolejną bzdurę: " Z kontekstu tej wypowiedzi wynika
jasno, że nie ma mowy o losowaniu, a raczej o wybieraniu z wcześniej
przygotowanych list.". Gdzie Pan ma ten kontekst??? Z prawa wynika,
i jest to omówione w dokumentach typu "Dobre Praktyki" na portalu
RDN, że jest mowa o losowaniu. Nic nie poradzę na to, że nie czyta Pan ze
zrozumieniem zarówno Statutu RDN, ustawy p.s.w.n. z 2018 itd. Nie trzeba tu
szukać kontekstu. Wyjaśniam tę procedurę we wpisie, który spodobał się
Państwu, więc w czym macie problem? Wytknęliście jedynie język. Taki to poziom.
5. Ostatni błąd, do którego się odniosę, dotyczy zdania: "Nie mam co do tego wątpliwości, że Pan profesor B. Śliwerski poprze moją propozycję. Chociażby z tego względu, że pracował jakiś czas na Słowacji pomnażając krajowe zasoby kadry naukowej".
Z przykrością stwierdzam, że znowu jest Pan Grzesik w błędzie.
Owszem, pracowałem na słowackich uniwersytetach, ale nie wypromowałem tam ani
jednego polskiego naukowca. Polecam Panu moją książkę "Turystyka
habilitacyjna...", którą warto przeczytać ze zrozumieniem, jeśli zamierza
Pan dalej upowszechniać takie kłamstwa.
W
związku z powyższym nie mam wątpliwości, że profesor nauk technicznych jednak
powinien czytać metodologię nauk i przypomnieć sobie obowiązujące w niej
zasady. W przeciwnym razie będzie tak, jak broniona przez niego doktorka, niepotrzebnie kompromitował się swoimi interpretacjami i insynuacjami.
(Foto: moje)