13 lipca 2023

Tak kręci się oświatowy czarny biznes

 


Minister Przemysław Czarnek nawet nie wie, że do pracy w szkołach kształci się w różnych firmach i firemkach, które za kilka tysięcy złotych wydają dyplomy ukończenia studiów podyplomowych nadających rzekomo uzyskane kwalifikacje pedagogiczne. Zapewne jest na to przyzwolenie, skoro owe firmy informują na swojej web-stronie, że prowadzone przez nie kursy umożliwiają uzyskanie pełnoprawnych kwalifikacji zawodowych, zgodnych z rozporządzeniem MEiN.   

Zainteresowani mogą być przekonani, że zdobędą wiedzę i umiejętności, które zwiększą ich szanse także na uzyskanie awansu zawodowego. Rzecz jasna one tylko zwiększą szanse, ale...  nie mogą niczego zagwarantować. Słusznie. Tak zachęca się płatników quasi szkoleń. W szkołach brakuje nauczycieli, więc co za problem, by wesprzeć tych, którym się chce pracować za 3,6 tys. brutto?      

Czy kursanci zdobędą wiedzę na wybranym przez siebie kursie? Zapewne tak, jakąś zdobędą, chociaż i w to zaczynam wątpić, o czym nieco dalej. Natomiast zapewnia się ich, że nabędą umiejętności praktyczne w ramach kursów, które są prowadzone ... zdalnie. Nie żartuję. Wszystko dla dobra klienta.  

W czym problem, skoro nie o realne umiejętności tu chodzi? Organizatorzy trafnie zakładają, że w istocie ich klientom nie są one potrzebne, gdyż zapewne już je posiadają, a jak nie, to muszą radzić sobie sami. Skoro potrzebny jest im dyplom, to mają zapłacić za jego wydanie.      

Napisała do mnie jedna z potencjalnych klientek takiej firmy: 

"Dzień dobry,

Pozwoliłam sobie do Pana napisać ponownie. Mam pytanie odnośnie przygotowania pedagogicznego, czy kurs kwalifikacyjny pedagogiczny ukończony pod tym adresem daje przygotowanie pedagogiczne zgodne z obowiązującym prawem czy to również naciąganie ludzi?"

 

Dalej podała adres strony internetowej oświatowej firmy, którego tu nie przytoczę, bo nie mam zamiaru reklamować pozornych szkoleń.

 

Zapytałem jednak o to, jakie są jej oczekiwania i jakie ma wykształcenie, że poszukuje odpowiedniego kursu. Byłem pewien, że nie otrzymam listu zapewniającego mnie o tym, że już od dziecka marzyła zostać nauczycielką, tylko wybrany przez nią i ukończony kierunek studiów licencjackich okazał się lipą. W nazwie miał pedagogika opiekuńcza i szkolna, ale... - jak napisała - "okazuje się, że studia nie dawały przygotowania pedagogicznego" do pracy w szkole". 

Taka to była pedagogika szkolna :) 

 

Nie jestem instytucją akredytującą placówki doskonalenia nauczycieli, bo gdybym taką reprezentował, to wskazana przez nadawczynię listu firma musiałaby utracić uprawnienia. Dlaczego? Odpowiedź jest w liście tej pani: 

  

" taki kurs kwalifikacyjny dla nauczycieli (270 godzin teorii+ 150 godzin praktyk) będzie akceptowany przez kuratorium i ma ponoć dać mi przygotowanie pedagogiczne. Podkreślę, że można zrobić to w miesiąc a praktyka zaliczana jest na podstawie zatrudnienia w szkole (jeżeli ktoś pracuje oczywiście)". 

 

Howgh!