25 kwietnia 2020

Nie opublikuję manifestu seniora


Dzień dobry Panie Profesorze. Jestem nauczycielem z Pomorza. Onegdaj napisałem tekst na temat słabej kondycji stosunku władz do szkoły, (...) a Pan opublikował. Obecnie pod ciśnieniem sytuacji pozwoliłem sobie zapisać garść refleksji. Jeśli uzna je Pan za warte publikacji, to bardzo proszę.

Zdarza się, że publikuję nadesłane listy, choć najczęściej nadawcy wolą, bym nie ujawniał ich danych. Tym razem napisał do mnie nauczyciel z Pomorza prosząc o opublikowanie jego manifestu. Tak nazwał swoją wypowiedź - "Manifestem seniora", chociaż w świetle najnowszych badań gerontologów osoba w wieku 50 lat jest dopiero w wieku średnim. Przesunęły się granice życia ludzi na świecie, toteż szęśćdziesięciolatkowie są osobami dojrzałego wieku średniego. Musi być coś pozytywnego tym bardziej, że autor Manifestu chyba zanadto uległ medialnym komunikatom w sytuacji, gdy nauczycielom szczególnie potrzebne jest poczucie humoru i dystansu do rzeczywistości.

Nie publikuję manifestu, bo są od tego media społecznościowe, portale do zamieszczania apeli, a nawet obywatelskich roszczeń, postulatów. Nie zamierzam cenzurować czyjejś wypowiedzi, skoro w całości jest oparta na potocznych sądach. Każdy ma do nich prawo.

Tyle mamy krytycznych opinii na temat władzy, że wolę w tym przypadku dzielić się jedynie własnym spojrzeniem na politykę oświatową i akademicką. Wystarczy zajrzeć do Facebooka, by przekonać się, że świat wcale nie jest czarno-biały (z wyjątkiem prezentowania go w Telewizji Polskiej i przez każdą partię władzy), a tym bardziej nie jest jednobarwny, ale też nie jest tylko tęczowy. Mój obraz świata wcale nie jest smutny i przygnębiający. Mam w sobie dużo optymizmu, którym będę dzielił się z innymi.

Obecna koalicja rządząca - podobnie jak poprzednie formacje - narusza prawo, konstytucję, wykorzystuje finanse publiczne także do partyjnych celów i obsadza swoimi politykami oraz afirmatorami władzy stanowiska, mnoży etaty wiceministrów i innych doradców politycznych w gabinetach oraz sekretarzy stanu z teką i bez teki. Tak samo czyniły wszystkie partie w III RP od 1993 r., w tym - o dziwo - także postsolidarnościowe, a zaczęło się od... "falandyzacji prawa", przez "pomroczność jasną" do dekomunizacji zgodnej z mechanizmem N-1.

Partia mająca w nazwie - obywatelskość - zlekceważyła prawie milionowy wniosek Polaków o referendum, a obecna władza - naśmiewając się z poprzedników w TVP - uczyniła dokładnie to samo, gdy Polacy chcieli referendum w sprawie deformy szkolnej Anny Zalewskiej (de facto prof. Andrzej Waśko). Mam wrażenie, że nie pamiętamy lub usuwamy z pamięci to, co jest dysonansem poznawczym.

Człowiek ma również prawo być w swojej wspólnocie politycznej. Ale trzeba pamiętać, że żadna władza polityczna nie nadaje tych praw, tylko broni ich. Do niej należy chronić prawa obywateli, ułatwiać ich zachowanie i czuwać, aby wszystko było dla dobra społecznego. Władza państwowa nie jest i nigdy być nie może dla takiej czy innej kategorii ludzi, dla tej czy innej partii. Ona jest dla całego narodu i wszystkie dzieci narodu musi otoczyć taką opieką, aby w swobodny sposób mogły jednakowo korzystać z właściwych sobie praw osobowych, rodzinnych, narodowych i religijnych (S. Wyszyński, Kardynał, Prymat człowieka w ładzie społecznym, Londyn 1976, s.98)

W moim blogu można przeczytać, co sądziłem o stanie polityki oświatowej, o wydarzeniach edukacyjnych, akademickich i związanych z nimi procesach politycznych oraz projektowanych i wdrażanych reformach będących najczęściej pseudoreformami. Nie chce mi się ustawicznie wracać do źródeł, do konfliktów politycznych, światopoglądowych, do stanu upadku moralnego wśród części uczonych - adiunktów, profesorów, także w moim środowisku, w Polskiej Akademii Nauk, do pozornych działań Polskiej Komisji Akredytacyjnej czy nieetycznych praktyk niektórych ekspertów Narodowego Centrum Nauki.

Nadal będę pisał o tym, dlaczego nie akceptuję perfidnych manipulacji m.in. śląskich frustratów, którzy znaleźli sobie sposób na pozyskiwanie wsparcia ze strony naiwnych odbiorców, by ukrywać wstydliwą prawdę o własnej niekompetencji, ignorancji czy subiektywnych interesach. Wkrótce ujawnię, jak zrobili sobie pod pozorem walki z patologią "biznesik". Pandemia trochę im to ukróci, ale nie można dać prawa do utrzymywania kłamstw, fałszowania czyjeś biografii. Nie interesują mnie powody ludzkich draństw, zdrad, fałszywych nauczycieli.

Nie zgodzę się na generalizowanie negatywnych opinii o centralnych organach akademickich, w których grono profesorów czyni wszystko, co jest możliwe w ramach udostępnianych mu dokumentów, ujawnianych faktów, przedkładanych mu treści recenzji, by rzetelnie i sprawiedliwie ocenić czyjś wniosek. Nie ma to znaczenia, czy dotyczy on nadania stopnia lub tytułu czy też związany jest z odwołaniem od uchwały organu odmawiającego nadania stopnia lub tytułu.


Jeszcze kolejne pokolenie będzie musiało walczyć z wirusami, które niszczą naukę od środka. Przyjdzie mu też zmagać się z roznosicielami pseudonaukowej zarazy, a więc z tymi, którzy usiłują wykluczać diagnozę w różny sposób. Nośnicy pseudonaukowego i pseudopedagogicznego wirusa są wśród akademików, nauczycieli i polityków. To są osoby "zrobione na inteligentów", skorumpowani, idący na kompromis z własnym sumieniem (o ile jeszcze posiadają jakąś jego cząstkę).