03 kwietnia 2019

Nauczycielski ruch obywatelskich debat o edukacji, czyli NoE w akcji


Nie po raz pierwszy w dziejach naszej oświaty wyłania się w wyniku narastającego kryzysu i konfliktów społecznych ruch obywatelskiego namysłu nad tym, ku czemu zmierza polska edukacja, jakie będą losy jej uczniów, nauczycieli, ale i rodziców powierzających im swoje pociechy?

Idea i sposób jej realizacji są niezmiernie interesujące, bowiem unika się tu walki o parcjalne rozwiązania w edukacji, załatwienie jakiejś jednej sprawy, ale konstruuje przestrzeń medialną, sieciową do bezpośrednich spotkań i debat bez udziału tych, którzy ustawicznie nami manipulują, a więc bez udziału władz oświatowych. Tym wystarczą pozorowane konsultacje, organokracja pospolita włączająca w to naiwną lub równie cyniczną młodzież, która załatwia przy tej okazji swoje nadzieje na awans w misiewiczowskim stylu.

OBYWATELE wreszcie chcą RATOWAĆ POLSKĄ EDUKACJĘ, poczynając od poważnych, a otwartych debat na jej temat, gdyż bez dobrej diagnozy, samoświadomości toksyczności istniejącej pod ponad 25 lat socjotechnicznej polityki władz resortu edukacji nie można zrozumieć barier, przeszkód, pułapek i mitów czyniących dzieci i młodzież zakładnikami patologii.

Odsłona rzeczywistych motywów zdumiewającego zaangażowania się Anny Zalewskiej w deformę szkolną, wbrew racjom stanu polskiego szkolnictwa i jego dotychczasowych osiągnięć, potwierdzają to, co miało miejsce także w działaniach poprzednich ministrzyc edukacji. Była minister Krystyna Szumilas raczyła wyrazić zdziwienie wobec silnych protestów i oporowej determinacji nauczycieli w kraju, chociaż sama przyczyniła się do podobnych, tyle tylko, że lekceważyła rodziców.

Dziennikarz stacji RMF - Patryk Michalski stwierdził, że "Wybór Anny Zalewskiej na "jedynkę" PiS-u w okręgu obejmującym Dolny Śląsk i Opolszczyznę to element porozumienia z Jarosławem Kaczyńskim - (...) ta w zamian zgodziła się zostać minister edukacji i twarzą reformy edukacji.

Niezależnie zatem od losów politycznych p. minister, obywatel zaczynają wreszcie rozmawiać ze sobą o edukacji. Oto ich przesłanie:

Narada Obywatelska o Edukacji to lokalne, międzyśrodowiskowe spotkania odbywające się w możliwie podobnym czasie i w możliwie wielu miejscach w Polsce dotyczące:

* aktualnej sytuacji w oświacie

* wspólnego namysłu nad kondycją szkoły i potrzebnymi kierunkami zmian (proponujemy 5 kluczowych pytań)

* wstępnej listy kluczowych postulatów wykraczających poza kwestie płacowe.

Narada Obywatelska to bezpośrednia - prowadzona twarzą w twarz - rozmowa:

* odbywająca w przestrzeni publicznej, ale możliwie blisko miejsca zamieszkania uczestników;

* dotycząca spraw publicznych;

* ustrukturyzowana;

* prowadzona pomimo różnic opinii i w poszukiwaniu tego co łączy;

* toczona z szacunkiem dla siebie nawzajem;

* umożliwiająca udział każdemu i każdej, dla kogo temat jest ważny i bez względu na jego/jej formalną pozycję;

* odbywająca się w podobnym czasie w wielu miejscach w Polsce.

Zasady Narad Obywatelskich to skromność i prostota środków, oddolny charakter, ponadpartyjność, wolontarystyczne zaangażowanie, transparentność procesu, czytelność reguł, przewidywalność, jednorodność formatu, decentralizacja, troska o rzetelność, konkluzywność, skuteczność.

O czym będziemy rozmawiać? W trakcie narady będziemy rozmawiać o 5 zagadnieniach/pytaniach:

1. Czego uczy szkoła? Do czego przygotowuje?

Uczniowie mają różne cele – niektórzy studiowanie, inni przygotowanie do praktycznego zawodu. Dla jednych szkoła ma dostarczać przede wszystkim wiedzy inni chcieliby, żeby także wychowywała - kształtowała charakter. Jedni uznają, że szkoła ma przygotowywać do spełniania oczekiwań “innych” - rynku pracy, społeczeństwa, państwa, inni - że powinna przede wszystkim pobudzać marzenia i talenty samych uczniów i wspierać ich rozwój - ale szkoła musi służyć wszystkim. Zastanówmy się, jak łączyć dobre przygotowanie do obowiązkowych egzaminów z rozwijaniem osobistych zainteresowań. Jak umożliwić wszystkim odnoszenie sukcesów i odkrycie swoich mocnych stron, czy organizować uczniowską samopomoc, a może zajęcia pozalekcyjne?

2. Jak uczymy i wychowujemy? Jak motywujemy do nauki? Jakich doświadczeń dostarczamy?

Chociaż pierwszymi i najważniejszymi wychowawcami są rodzice, szkoła też odgrywa rolę w procesie wychowania, opisaną w dokumencie zwanym „programem profilaktyczno-wychowawczym”. Rodzice powinni uczestniczyć w opracowaniu tego programu dla swoich dzieci i określić, jakie punkty są ważne. Ale samo szkolne życie powinno stwarzać okazję do „wychowania w praktyce” – warto zebrać praktyczne pomysły, jak to zrobić, by te okazje były autentyczne i by uczniowie chcieli się w nie angażować.

3. Jaka jest rola szkoły w społeczności lokalnej?

Szkoła może być ośrodkiem życia lokalnego, miejscem, w którym chętnie przebywa się poza godzinami lekcji – w którym spotykają się wszyscy mieszkańcy. Może być otwarta do późnego wieczora. Co może się tutaj dziać, kto może być organizatorem popołudniowego życia szkoły i w jaki sposób może taka sytuacja zmienić na lepsze szkolną edukację?

4. Jaki jest kształt wewnętrznych relacji w szkole: w trójkącie nauczyciele – uczniowie – rodzice?

Dobre relacje to podstawa skutecznej współpracy. Czy warto wypracować jakieś „reguły gry”, które by pomogły te relacje nawiązać i utrzymać? Jaka rola w tworzeniu szkoły powinna przypaść samym uczniom? Co do powiedzenia powinni mieć rodzice? Jak budować dobre relacje wewnątrz każdej z grup i pomiędzy nimi? Wszyscy pewnie zgodzą się, że powinny być oparte na szacunku i wzajemnym słuchaniu, ale jak zrobić to w praktyce? Przez regulaminy czy przez szkolenia? A może przez wspólne działania?

5. Jaka jest pozycja nauczycieli? Jakie oczekiwania w stosunku do nich?

Tradycyjnie nauczyciel ma „realizować program, oceniać sprawiedliwie, informować radę i rodziców, wspierać ucznia w rozwoju psychofizycznym”. Jakie punkty znalazłyby się w zakresie obowiązków formułowanych przy udziale uczniów i rodziców? Warto też się zastanowić, w jakich warunkach poszczególne wymagania są realne.


Gorąco popieram tę inicjatywę, gdyż jest klasycznym i wiarygodnym przejawem rozwijania się społeczeństwa obywatelskiego, zwiększania poziomu partycypacji każdego z nas w tym, co jest finansowane z naszych podatków. To obywatele utrzymują minister edukacji, która powinna służyć społeczeństwu, w tym szczególnie objętym obowiązkiem szkolnym uczniom i odpowiedzialnym za ich rozwój - nauczycielom.

Czas przywrócić w edukacji NORMALNOŚĆ, bo patologii mamy już dość na co dzień.


WSKAZÓWKI DLA ORGANIZATORÓW I MODERATORÓW LOKALNYCH NARAD OBYWATELSKICH O EDUKACJI (NOOE)

02 kwietnia 2019

Etyka wydawców a jej brak u niektórych recenzentów


Cieszy fakt, że oficyny uniwersyteckie publikują na swoim portalu ZASADY ETYKI PUBLIKACYJNEJ.

Tak np. Wydawnictwo UŁ informuje, że stosuje najwyższe standardy publikacyjne i kieruje się w swojej misji przestrzeganiem zasad etyki. W przypadku stwierdzenia nierzetelności naukowej dokumentuje wszelkie jej przejawy oraz informuje odpowiednie podmioty.

To, na co mogą wydawcy mieć wpływ, to zobowiązanie do zagwarantowania pełnej oryginalności dzieła, a także do unikania takich zjawisk, jak:

* plagiat, czyli przywłaszczenie cudzego utworu w całości bądź w części,

* autoplagiat (zduplikowanie publikacji), czyli opublikowanie własnego utworu w całości lub w części w więcej niż jednym wydawnictwie.

Dzięki temu można uniknąć takich nieprawidłowości, jak autorstwo widmo (ang. ghost authorship), czyli pominięcie w wykazie autorów osób, które przyczyniły do powstania prac oraz autorstwo gościnne lub grzecznościowe (ang. guest authorship), czyli przypisanie autorstwa osobom, które nie mają wkładu w przedłożone opracowanie.

Do innych zjawisk, które (…) są w sprzeczności z zasadami etyki publikacyjnej, należy sfabrykowanie danych, czyli oparcie pracy naukowej na nieprawdziwych wynikach badań.

Problem jednak jest po stronie nie tylko autorów rozpraw, ale przede wszystkim recenzentów wydawniczych. Redakcja musi polegać na rzetelności i uczciwości recenzenta, którego najczęściej wskazują sami autorzy. Poziom etycznej deregulacji jest tu jednak tak wysoki, że dopiero na etapie naukowej oceny publikacji tak przełożeni nauczyciela akademickiego, jak i czytelnicy jego/jej rozpraw dowiadują się, że zostali oszukani, wprowadzeni w błąd. Recenzje koleżanki czy kolegi autora książki są w wielu przypadkach nierzetelne, sprzeczne z naukowymi standardami. Ktoś sobie "załatwił" pozytywną recenzję, a "załatwiacz" chętnie przyjął z tego tytułu honorarium sądząc zapewne, że zrobił swoje, a reszta go/ją nie interesuje.

Nie po raz pierwszy spotykam się w komisji habilitacyjnej czy z wnioskiem profesorskim, w którym przedłożono do oceny monografie o żenująco niskim poziomie merytorycznym, w tym metodologicznym. Ryba psuje się zatem od głowy, od tego, który dopuszcza na rynek wydawnictw naukowych rozprawę, która nie spełnia nawet minimalnych standardów. Kiedy Centralna Komisja Do Spraw Stopni i Tytułów prowadzi kontrolę poprawności i jakości przewodów doktorskich i/lub habilitacyjnych, to okazuje się, że i członkowie szacownych rad wydziałów bezkrytycznie akceptowali rozprawy z fundamentalnymi błędami merytorycznymi i metodologicznymi, nadając ich autorom stopień naukowy doktora.

W kilka czy kilkanaście lat później tak niedouczony doktor przedkłada do wniosku habilitacyjnego rozprawy reprodukujące te same błędy i braki. Skoro udało się raz, to dlaczego nie miałoby się powieść i po raz drugi? Kiedy jednak komisja habilitacyjna, a potem właściwa rada wydziału powstrzymuje takiego nieuka na drabinie akademickiej, cóż mu pozostaje - albo przyjęcie do wiadomości ze zrozumieniem i poprawienie własnego warsztatu naukowego, albo założenie własnej strony z utyskiwaniem na całe zło tego świata. Wówczas obowiązuje teoria spiskowa i poczucie niezasłużonej krzywdy, skoro ma się nieadekwatną samoocenę.

Gorzej, kiedy ci profesorowie, którzy wiedzą o tej patologii, nadal utrzymują dewiantów w stanie dobrego samopoczucia. Tym samym niszczą gałąź drzewa mądrości, na której jeszcze siedzą. Wkrótce bowiem z niej spadną razem z tymi, którym załatwili pozytywne recenzje.

Na szczęście nauka broni się przed patologią wysoką jakością większości swoich kadr i ich publikacji.


01 kwietnia 2019

Czekamy na ranking czasopism naukowych



Upłynie pół roku 2019 zanim dowiemy się, jaki jest ranking czasopism naukowych. Zespół ministra J. Gowina intensywnie nad tym pracuje. Nie poznamy szczegółów kryteriów, które zostały zastosowane w tym procesie, bo sposób ukrytego lobbowania w resorcie ma już swoje wieloletnie tradycje. Tak się stało z ubiegłorocznym konkursem na dofinansowanie czasopism. Najpierw zostały określone prawnie warunki składania wniosków, po czym... w resorcie przyjmowano wszystko, by następnie przedłużyć termin tym wydawcom, którzy nie spełniali jednego z wymogów, a mianowicie rejestru w KRS.

Tak jest w naszej polityce ze wszystkim. Najpierw kierownictwo resortu ustala wymagania, podaje kryteria oceny, po czym - na skutek różnego rodzaju ukrytych interwencji - zmienia je i dostosowuje je dla tych, którzy ich nie spełniali. Tak więc czekamy na kolejny ranking. Tymczasem przypominam analizę scjentometryczną z 2017 r.dr. hab. Emanuela Kulczyckiego z Przemysławem Korytkowskim, którzy poszukiwali odpowiedzi na pytanie: Które czasopisma naukowe odegrały kluczową rolę w kategoryzacji jednostek akademickich wnosząc największą liczbę zdarzeń ewaluacyjnych do oceny w latach 2013 i 2017?

Badacze zestawili ze sobą TOP 10 czasopism z każdej z list MNiSW, tj. listy A, B, C, w roku 2013 i 2017. Każdy może z tego już publicystycznego rankingu wyciągnąć różne wnioski. Jak wyjaśniają:

"Gdy spojrzymy na całą kategoryzację, wówczas uświadamiamy sobie, że nie wszystkie zgłoszone publikacje zostają uwzględnione w ocenie – są one odrzucane m.in. ze względu na ograniczenie 3N-2N0. Do kategoryzacji w 2017 r. wszystkie polskie jednostki naukowe zgłosiły następującą liczbę publikacji:

• Lista A: 157 944 zgłoszeń (w 2013 roku było 103 126)

• Lista B: 218 503 (w 2013 roku było było 142 216)

• Lista C: 12 705 (w 2013 roku było było 8 079)".



W rankingu czasopism Listy A nie znalazło się żadne z nauk humanistycznych i społecznych, ale... ustawicznie oczekuje się pojawienia w takich rankingach owych periodyków. Może to budzić zdziwienie, bo w końcu psycholodzy czy politolodzy powinni tu brylować. A jednak przegrywają w światowej rywalizacji z chemikami, fizykami, biologami czy medykami. Sami jednak wmawiają swoim koleżankom i kolegom, jak to jest ważne, by publikować przede wszystkim w czasopismach tej listy. Teraz przynajmniej wiemy, dlaczego lobbowano w MNiSW za zlikwidowaniem oceny jednostek na rzecz oceny w ramach dyscyplin naukowych.

Jak było z TOP listą B, a więc krajowych czasopism? Proszę bardzo. Też nie znajdziemy na niej, a wydawałoby się, że powinny tu królować, czasopism z nauk humanistycznych i społecznych. TOP-owymi okazały się jedynie czasopisma z nauk technicznych, ekonomicznych i nauk o zarządzaniu. Nie ma tu nauk o prawie, psychologii, socjologii, nauk o polityce czy pedagogiki.

Wreszcie trafiamy na czasopisma Listy C - ERIH-owej, gdzie - jak się okazuje - w 2013 r. pojawiły się w pierwszej dziesiątce aż trzy periodyki pedagogów: Studia Edukacyjne (UAM), Edukacja (IBE) i "Kultura i Edukacja" (UMK). W 2017 r. ostały się z nich tylko dwa: "Studia Edukacyjne" i "Kultura i Edukacja". Nie ma tu czasopism z psychologii, socjologii czy nauk o polityce. Są tu jeszcze: filozofia, językoznawstwo, teologia i religioznawstwo.

Nie będzie w kolejnej ewaluacji rankingu poprzecznego, przekrojowego, by zobaczyć rolę czasopism między dyscyplinami naukowymi. Przekonamy się natomiast, które z periodyków staną się TOP-owymi.



31 marca 2019

O dofinansowanych przez MNiSW czasopismach pedagogicznych i manipulacji


Wśród zakwalifikowanych do finansowania w ramach programu Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego - "Wsparcie dla czasopism naukowych" znalazły się takie periodyki pedagogiczne, jak (podkreśl.- wydawca):

Akademia Ignatianum w Krakowie:

1) Edukacja Elementarna w Teorii i Praktyce;

2) HORYZONTY WYCHOWANIA

Akademia Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie:

3) CZŁOWIEK NIEPEŁNOSPRAWNOŚĆ SPOŁECZEŃSTWO;

4) International Journal of Pedagogy, Innovation and New Technologies ;

5) Praca Socjalna;

6) PROBLEMY OPIEKUŃCZO WYCHOWAWCZE;

7) Szkoła Specjalna;

Dolnośląska Szkoła Wyższa we Wrocławiu:

8) Studia Poradoznawcze


Fundacja "Biografie Codzienności" w Lublinie

9) Biografistyka Pedagogiczna;


Instytut Technologii Eksploatacji - Państwowy Instytut Badawczy w Radomiu

10) Edukacja Ustawiczna Dorosłych. Polish Journal of Continuing Education


Katolicki Uniwersytet Lubelski im. Jana Pawła II w Lublinie

11) Społeczeństwo i Rodzina


Pedagogium Wyższa Szkoła Nauk Społecznych w Warszawie

12) PEDAGOGIKA SPOŁECZNA


Towarzystwo Naukowe Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego im. Jana Pawła II

13) Roczniki Pedagogiczne


Uniwersytet Gdański

14) Niepełnosprawność. Dyskursy pedagogiki specjalnej;

15) PROBLEMY WCZESNEJ EDUKACJI;


Uniwersytet Humanistyczno-Przyrodniczy im. Jana Długosza w Częstochowie

16) Edukacyjna Analiza Transakcyjna

17) Podstawy edukacji

18) Prace Naukowe Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie. Edukacja Muzyczna


Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu

19) Biuletyn Historii Wychowania;

20) Glottodidactica

21) Interdyscyplinarne Konteksty Pedagogiki Specjalnej

22) Kultura-Społeczeństwo-Edukacja;

23) Studia edukacyjne;


Uniwersytet Jagielloński w Krakowie

24) Polska Myśl Pedagogiczna


Uniwersytet Jana Kochanowskiego w Kielcach

25) Studia Pedagogiczne. Problemy społeczne, edukacyjne i artystyczne


Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie

26) Forum Pedagogiczne


Uniwersytet Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy

27) PRZEGLĄD PEDAGOGICZNY

28) Szkoła – Zawód – Praca


Uniwersytet Łódzki

29) Nauki o Wychowaniu. Studia Interdyscyplinarne


Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie

30) Annales Universitatis Mariae Curie-Sklodowska, sectio N – Educatio Nova

31) Annales Universitatis Mariae Curie-Skłodowska. Sectio J, Paedagogia-Psychologia

32) LUBELSKI ROCZNIK PEDAGOGICZNY


Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu

33) PAEDAGOGIA CHRISTIANA

34) Przegląd Badań Edukacyjnych

35) ROCZNIK ANDRAGOGICZNY


Uniwersytet Pedagogiczny im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie

36) Labor et Educatio

37) Przedsiębiorczość - Edukacja


Uniwersytet Przyrodniczo-Humanistyczny w Siedlcach

38) Siedleckie Zeszyty Komeniologiczne seria PEDAGOGIKA


Uniwersytet Śląski w Katowicach

39) International Journal of Research in E-learning


Uniwersytet Warszawski

40) Kwartalnik Pedagogiczny


Uniwersytet Zielonogórski

41) Dyskursy Młodych Andragogów


Wydawnictwo Naukowe GRADO

42) Kultura i Edukacja


Wyższa Szkoła Humanitas w Sosnowcu

43) Zeszyty Naukowe Wyższej Szkoły Humanitas Pedagogika

Prawdopodobnie wszystkie te czasopisma znajdą się w przygotowywanym wykazie punktowanych czasopism naukowych. Część z nich znajduje się na liście ERIH+, a część znajduje się w wykazie MNiSW - lista B. Są też tu takie czasopisma, które dotychczas nie były ocenione przez MNiSW, toteż publikujący na ich łamach przyczynili się do uznania ich właściwego poziomu, skoro resortowy zespół ewaluacyjny uznał, że warto je wspomóc finansowo.

Nie ma w powyższym wykazie czasopism z dotychczasowej listy B lub C, których redakcje z różnych powodów nie aplikowały do MNiSW o dotację na ich rozwój. Nie oznacza to zatem, że nie są znaczącymi naukowo periodykami.

Na koniec mam jeszcze jedną uwagę do krytyków rozstrzygnięć w MNiSW konkursu na dofinansowanie czasopism naukowych. Na łamach portalu "OKO.PRESS" pojawił się artykuł Adama Leszczyńskiego pt. "Kościół dostał dużo. Znowu. Kwiatki w konkursie Gowina o dofinansowanie czasopism naukowych". Cytuję:

"OKO.press przeczytało listę 500 czasopism, które otrzymały dotację. Wśród nich znalazły się pisma z różnych dziedzin nauki, od nauk humanistycznych przez rolnicze, inżynieryjno-techniczne oraz ścisłe i przyrodnicze. Zaintrygowała nas duża liczba czasopism poświęcony teologii i prawu kanonicznemu. Naliczyliśmy ich 21."

Nie należy wykorzystywać każdej okazji do walki z Kościołem w Polsce tylko dlatego, że jest się ateistą i dysponuje dostępem do powszechnego medium. W dyskusji o nauce należałoby ważyć tę krytykę, jeśli ma ona wyłącznie światopoglądowe podłoże. Wynika z niej bowiem przekaz dla nieznających realiów szkolnictwa wyższego, że nauki teologiczne, religioznawstwo, prawo kanoniczne nie są dyscyplinami naukowymi tylko kościelnymi gazetkami, w związku z tym nie należy dotować czy wspierać finansowo ich wydań.

Proszę zauważyć, że sam wyliczyłem - tylko dla pedagogiki - 41 czasopism naukowych,których redakcje skorzystały z resortowego wsparcia. Tylko patrzeć, jak znajdzie się jakiś anty-pedagog, który doniesie w mediach, że minister J. Gowin dofinansował periodyki jakichś pedagogów, a to przecież nie jest fizyka czy medycyna. Tak krytykować konkursów nie wolno, gdyż narusza to etos i wiarygodność nauki, podważa naukowy status teologii i nauk z nią współpracujących, nauk pogranicza.

Absolutnie fałszywy jest liczbowy przekaz autora tego paszkwilu, gdyż oparty na klasycznej manipulacji lub stworzony ze złej woli ignoranta, który napisał: "Doceniono nie tylko pisma, ale też instytucje katolickie. Katolicki Uniwersytet Lubelski dostał dotację na 10 czasopism – więcej niż większość uniwersytetów (np. Uniwersytet Gdański – 7, Uniwersytet Jagielloński – 10)."

Podkreślałem wcześniej, że wiele redakcji w ogóle nie przystąpiło do tego konkursu, gdyż nie miało zarejestrowanego czasopisma w KRS. Redakcje większości czasopism z takich uczelni jak UW, UJ, UAM, UŁ, UG, UMK czy UWr nie musiały, nie chciały lub nie potrzebowały wsparcia. Po co zatem ta wyliczanka, insynuacja o rzekomym niedowartościowaniu przez resort wydawnictw UJ czy UG?

Miło jest poinformować, że na liście czasopism zakwalifikowanych do Programu Wsparcia Czasopism Naukowych MNiSW znalazło się aż 15 tytułów ukazujących się na Uniwersytecie Łódzkim

Z Uniwersytetu Łódzkiego otrzymają dofinansowanie: Folia Biologica, Nauki o Wychowaniu. Studia Interdyscyplinarne, Folia Philosophica, Kształcenie Polonistyczne Cudzoziemców, Eastern Review, Przegląd Socjologii Jakościowej, Czytanie Literatury. Łódzkie Studia Literaturoznawcze, Folia Linguistica Rossica, Folia Litteraria Rossica, Folia Litteraria Polonica, Logopaedica Lodziensia, Folia Archaeologica, Folia Litteraria Romanica, Turyzm/Tourism, Folia Sociologica.

Czy to oznacza, że UŁ jest lepszy od UJ czy UG, czy może jest szczególnie traktowany przez MNiSW? To są absurdalne wnioski.

30 marca 2019

Nauczyciele nie są specjalną kastą, a jednak większość z nich jest elitą tego kraju


Wcześniej pisałem o debacie w Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN, która była poświęcona nauczycielskiemu stanowi. W przekonaniu profesorów pedagogiki toczący się od dłuższego już czasu spór między nauczycielskimi centralami związków zawodowych a rządem wprawdzie nareszcie odsłonił brutalną prawdę o tej "zapomnianej" przez wszystkie formacje polityczne grupie zawodowej, ale zarazem nie prowadzi do rozwiązań, które miałyby systemowy, integralny charakter, a nie jedynie akcentowany wymiar słusznych zresztą postulatów płacowych.

Nauczyciel nauczycielowi nie jest równy. Także w tym środowisku mamy wspaniałych profesjonalistów, genialnych edukatorów, jak i "śmierdzących leni", psychopatów, osoby o wypaczonej osobowości, które mają wreszcie okazję do odreagowania za własne problemy, kompleksy czy niepowodzenia. Nie ma co się oszukiwać i udawać, że jest to en block wybitna grupa zawodowców, skoro i wśród osób tej profesji znajdują się "czarne owce" - osoby uzależnione od alkoholu, narkotyków, prostytuujące się, psychopatyczne, wypalone zawodowo itp.

Licząca przeszło 700 tys. pracowników formacja zawodowa jest taką samą reprezentacją społeczeństwa jak sędziowie, radni, lekarze, prawnicy, pracownicy administracji państwowej czy samorządowej, przedsiębiorcy itd. Każdy, kto ma dziecko w dowolnym typie szkoły publicznej, może śmiało wymienić co najmniej jedną z zaburzonych postaci.

Przed laty tak pisał o tym zjawisku Krzysztof Kruszewski:

"Jeżeli w zespole nauczycielskim przeważają bierni i "uśrednieni" nauczyciele, to i szkoła, w której pracują, staje się seryjną szkołą bez osobowości i bez charakteru. (...) Tu można być niepowtarzalnym twórcą. Tymczasem, o wiele częściej niż trzeba, wybiera się średnio dobry, zunifikowany styl pedagogiczny według standardowego programu nauczania Lękamy się zróżnicowania, rozmaitości ujęć i stylów pracy. A przecież nie ma jednego - najlepszego sposobu, bo najlepszy jest ten, który pasuje danemu nauczycielowi, tym uczniom w takiej sytuacji, dla takich celów" (Zrozumieć szkołę 1987, s. 47-48).

Czy to oznacza, że z tego powodu pozostali nauczyciele - oddani swoim uczniom, pasjonaci, miłujący tę pracę, jak i rzemieślnicy, spełniający rzetelnie swoje powinności powinni być ustawicznie poniewierani przez kolejne rządy? Czy po to jest Ministerstwo Edukacji Narodowej, by jego kierownictwo troszczyło się przede wszystkim o własne premie i przyszłe bonusy w awansach politycznych, a nie o stworzenie godnych warunków do pracy tym, którzy na co dzień są niejako na linii kulturowego i psychospołecznego frontu zmagań z uczniami wymagającymi odpowiedniego zaangażowania?

Od dawna wiadomo, że w przypadku nauczycieli:

- jest niewłaściwy, bo nieadekwatny do ich wykształcenia i obowiązków - poziom płac;

- jest fatalna struktura zatrudnienia i czasu pracy;

- ma miejsce brak samorządności i samosterowności zawodowej, autonomii pedagogicznej, w tym dydaktycznej;

- jest chaos w regulacjach prawnych (w tym standardów, wymagań) dotyczących kwalifikacji i zatrudniania w szkołach;

- nie ma mechanizmów rzetelnego oceniania i różnicowania poziomu osiągnięć zawodowych;

- nie ma mechanizmów skutecznego kontrolowania i wykluczania z zawodu osób patologicznych (dydaktycznie, psychologicznie, społecznie);

- nie ma niezależnego od polityków nadzoru i kontroli społecznej;

- nie ma kodeksu etyki zawodowej i instrumentów egzekwowania norm etycznych;

- brakuje rozwiązań wspomagających nowatorstwo, twórczość pedagogiczną;

- przeważa w polityce i zarządzaniu postawa penitencjarystyczna, biurokratyczna, nadzorcza nad facylitacyjną, wspomagającą, doceniającą pracę nauczycieli.

Powrócę do myśli K. Kruszewskiego: "Trudno rozstrzygnąć dylemat, jak zapewnić kontrolę społeczną nad nauczaniem i wychowaniem przy jednoczesnej autonomii pracy pedagogicznej, jeśli oprzeć się tylko na usprawnianej pracy nadzoru pedagogicznego i administracji oświatowej. Potrzebny jest raczej inny okład stosunków między szkołą a jej środowiskiem, między szkolnictwem a światem nauki i kultury. Próby unikania tego dylematu (czego nie umiesz rozstrzygnąć, pomiń!) polegają albo na dążeniu do zawodowego ubezwłasnowolnienia nauczyciela, albo - stworzeniu przegrody nieprzenikalnej dla kogokolwiek z zewnątrz szkoły, za którą dziać może się dobrze albo źle" (Tamże, s. 50).

Publikuję zatem "Stanowisko Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN w sprawie statusu życiowego i zawodowego nauczycieli w Polsce", którego adresatem jest Prezes Rady Ministrów.

STANOWISKO KOMITETU NAUK PEDAGOGICZNYCH PAN przyjęte Uchwałą z dn. 18 marca 2019 r.

Komitet Nauk Pedagogicznych PAN kieruje do rządu p. premiera Mateusza Morawieckiego apel o podjęcie przez władze systemowych zmian w polityce oświatowej, które zapewniłyby godne warunki do profesjonalnej realizacji zadań edukacyjnych przez nauczycieli wszystkich placówek oświatowo-wychowawczych dla dobra wychowanków i naszego społeczeństwa. Prowadzone od szeregu lat badania pedeutologiczne w tym środowisku zawodowym jednoznacznie wskazują na obniżający się status życia tych, którzy odpowiadają za jakość kształcenia młodych pokoleń.

Uchwalę w sprawie nauczycieli podjęła też Rada Wydziału Filologii Polskiej i Klasycznej UAM w Poznaniu:

29 marca 2019

Znacząca rola komitetów naukowych PAN, w tym Komitetu Nauk Pedagogicznych


W dn. 27 marca br. odbyło się spotkanie władz PAN z przewodniczącymi wszystkich komitetów naukowych. Nie jest to pierwsza tego typu inicjatywa, gdyż w poprzedniej kadencji prezesi PAN także organizowali tego typu obrady, ale nastąpiła zasadnicza różnica w podejściu do naszej działalności.

O ile w minionej kadencji wiceprezes PAN prof. Mirosława Marody traktowała m.in. nasz komitet naukowy jako swoistego rodzaju zło konieczne, które przeszkadza w polityce ówczesnych władz, a przecież był to okres rzekomo proobywatelskich rządów w kraju, o tyle obecne kierownictwo doskonale rozumie, jak wielki ma potencjał wsparcia w środowisku akademickim, jeżeli potrafi z nim współpracować.

Tym razem nikt z kierownictwa PAN nie pohukiwał na nas, nie strofował za nadaktywność albo za brak takowej w niektórych środowiskach naukowych, nie formułował socjologicznych definicji sekcji, zespołu i nie eksponował biurokratycznych procedur. Nareszcie podjęto rozmowy z przewodniczącymi komitetów naukowych o problemach Akademii i o znaczeniu potencjalnego jej wsparcia przez najlepszych uczonych w kraju. Do komitetów naukowych wybierani są przecież najlepsi z najlepszych, wybitni uczeni, którzy są gotowi poświęcić swój dodatkowy czas, często kosztem własnej rodziny i zdrowia, na bezinteresowną aktywność w PAN.

Prezes PAN - prof. dr hab. Jerzy Duszyński doszedł do wniosku, że warto powołać pierwszą w dziejach Akademii - Radę Komitetów Naukowych. Byłoby to przedstawicielskie forum przy Prezydium PAN, które mogłoby integrować działalność komitetów naukowych, przenosić ich doświadczenia między dziedzinami nauk i ich dyscyplinami. Komitety naukowe nie miały dotychczas żadnej swojej reprezentacji, a ich przewodniczący nie mają głosu w sprawach Akademii, jeśli nie są jej członkami (korespondentami lub rzeczywistymi).

Komitety naukowe PAN reprezentują ok. 4 tys. najwybitniejszych uczonych z kraju. Trzeba zatem poczuć tę siłę i odpowiedzialność za poziom polskiej nauki. Działalność komitetów naukowych PAN powinna szczególnie uwydatniać się w aktywności eksperckiej dla społeczeństwa polskiego. Polacy chcą wiedzieć, jak jest naprawdę, co sądzi nauka o kluczowych kwestiach i rozwiązaniach politycznych, gospodarczych, społecznych czy infrastrukturalnych.

W odróżnieniu od tego, co ma miejsce w reformie nauki i szkolnictwa wyższego wielu przewodniczących komitetów naukowych oraz kierownictwo PAN opowiada się za odejściem od oceny parametrycznej ich działalności. Planuje się zatem rezygnację z analiz porównawczych i rankingu.

Nie poparłem tej tendencji zmian a to dlatego, że w czasie dwóch kadencji Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN nasza działalność stała się właśnie dzięki wynikom oceny parametrycznej dostrzegalna jako rzeczywiście istotna. O ile 3 lata temu mieliśmy w na 23 komitety naukowe Wydziału I Nauk Humanistycznych i Społecznych PAN II miejsce w rankingu, to w 2018 r. znaleźliśmy się na szczycie - zajmując I miejsce ex equo z dwoma innymi jeszcze komitetami nauk humanistycznych.

Moim zdaniem odejście od jednak względnie zobiektywizowanej ewaluacji pracy komitetów naukowych będzie w dysproporcji do reform w szkolnictwie wyższym.

Niektórzy przewodniczący komitetów naukowych narzekali na to, że obecne władze nie zamawiają w ich środowisku ekspertyz, opinii czy w ogóle nie są zainteresowani jakąkolwiek formą współpracy z naukowcami, inni natomiast chwalili się, jak to mają wśród członków kilka miejsc przeznaczonych dla prezesów największych firm i przedsiębiorstw, dla oligarchów, dzięki czemu ma miejsce lepszy przepływ nauki do praktyki i na odwrót.

Komitet Nauk Pedagogicznych PAN nie ma tego problemu, gdyż kilkanaście lat temu b.przewodniczący - prof. dr hab. Stefan M. Kwiatkowski doprowadził do włączenia przez Ministerstwo Edukacji Narodowej naszego Komitetu jako obowiązkowego konsultanta społecznego zmian legislacyjnych w edukacji. Rzeczywiście, spełniamy swoje zadanie przygotowując dla MEN opinie i ekspertyzy projektów rozporządzeń i ustaw oświatowych.

Nie jest naszą rolą egzekwowanie ich zastosowania, bo politycy mają swoje interesy i oczekiwania wobec systemu szkolnego oraz jego podmiotów, tym nie mniej władze resortu mogą wykorzystać nasze uwagi czy opinie. W 2016 r. zaprosiliśmy minister Annę Zalewską na posiedzenie Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN. To, że nie zamierzała i nie wzięła pod uwagę żadnych naszych uwag czy gotowości do współpracy zapisywane jest na jej konto zaniechań lub uczuleń.

Teraz możemy już tylko monitorować i komentować negatywne skutki rozwiązań rzekomo reformatorskich w edukacji, jak i parcjalnie pozytywne projekty zmian.

28 marca 2019

Dlaczego rządzący tak nie lubią nauczycieli?


W Polsce pisze się o nauczycielach przede wszystkim źle, krytycznie, destrukcyjnie, byle tylko odreagować za niepowodzenia szkolne własne lub własnych dzieci. Pamięć złej szkoły przeważa nad doświadczaniem w niej także wspaniałych pedagogów, oddanych uczniom nauczycieli, którzy włączali często we własną codzienność także troski swoich podopiecznych. Zdarza się, że w prasie nauczycielskiej znajdziemy wywiady z ciekawymi postaciami tej profesji lub reportaże z ich pracy.

Na początku lat 90. XX w. prof. Alicja Kargulowa z Uniwersytetu Wrocławskiego opublikowała wyniki badań wśród uczniów odpowiadających na pytanie: Dlaczego dzieci nie lubią szkoły? Może czas powtórzyć także badania wśród nauczycieli prof. Aleksandra Nalaskowskiego z okresu sprzed reformy Mirosława Handke, z których wynikało, że duży odsetek z nich nie tylko nie lubi szkoły, ale i nienawidzi własnej pracy, a mimo to w niej pracuje?

Dlaczego kolejne od 1992 r. rządy w naszym kraju lekceważyły troskę o stan ducha polskich nauczycieli? Jak to jest, że nie inwestuje się we wszystkich możliwych zakresach w grupę zawodową, od której kwalifikacji i jakości osobistego życia zależą losy naszych dzieci?

Jak mogą szkołę opuszczać inteligenci, skoro ich nauczyciele traktowani są jak podrzędna (w sensie, i pomimo, uzyskanego poziomu wykształcenia) klasa społeczna, która ma bezwzględnie i bezkrytycznie podporządkowywać się kolejnym deformom szkolnym wbrew nie tylko racjonalności pedagogicznej, ale kulturowej i psychospołecznej?


Krótko sprawujący funkcję ministra w resorcie edukacji Ryszard Legutko opublikował ze środków podporządkowanego mu Centralnego Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli w 2007 r. swój pogląd na polską edukację, który dobrze odzwierciedla stan ignorancji każdego z kolejnych ministrów edukacji kierujących się uprzedzeniami, potoczną wiedzą czy własnymi kompleksami szkolnymi. Książeczce nadał nawet bojowy, paramilitarny tytuł: "Batalia o szkołę", jakby rzeczywiście takowa w ogóle się toczyła, skoro właśnie nadchodził moment samorozwiązania Sejmu.

Żaden minister edukacji nie toczy batalii o szkołę, tylko o interes własnej partii i osobistego awansu, traktując politykę oświatową jako trampolinę do wyższych dóbr i stanowisk. Zdaniem Ryszarda Legutki, obecnie posła PE z ramienia PiS:

"W ramach tego systemu nie da się odróżnić dobrych nauczycieli od złych i nie ma żadnych mechanizmów selekcji. Jedynym rozwiązaniem jest odejście od istniejącego rozwiązania i oddanie większej władzy w ręce dyrektorów, którzy będą mogli prowadzić samodzielną politykę rekrutacyjną, nieograniczoną przywilejami grupowymi. Utrzymywanie dotychczasowej fikcji i dalsze inwestowanie w przemysł edukacyjny, w rożnego rodzaju programy, strategie, kursy, psychologiczno-pedagogiczne treningi będzie sankcjonowaniem złego stanu rzeczy i jałową konsumpcją pieniędzy państwowych i europejskich. Od tego nie przybędzie nam ani jednego dobrego nauczyciela i ani jednej dobrze przeprowadzonej lekcji" (s.18).

Może zatem należałoby odpowiedzieć na pytanie, dlaczego sprawujący władzę polityczną w kraju tak nienawidzą nauczycieli, że nie zamierzają nawet zastanowić się nad tym, jakież to przyczyny generują częściowo negatywną selekcję do tej profesji? Co zrobić, by do szkół trafiali przede wszystkim najlepsi, najzdolniejsi, najbardziej inteligentni absolwenci szkół wyższych? Odpowiedź jest prosta: musieliby na starcie otrzymywać taką pierwszą płacę, jak absolwenci studiów informatycznych, programiści, a więc minimum 10 tys. złotych, a przecież tak nie lubimy nauczycieli, że byłoby trudno nagle zmienić swój sposób postrzegania ich i szanowania ich pracy, stawiając im rzecz jasna dużo większe wymagania.

Minister Anna Zalewska właśnie dlatego "ucieka" do Parlamentu Europejskiego, że ma dość poselskiej i ministerialnej biedy. Nie po to wciskała kit społeczeństwu, żeby teraz ta podwyżka ekonomicznego statusu jej się nie należała. Oczywiście, że się należy. Nie zazdrośćcie jej tego. Ciężko na to haruje od prawie czterech lat.

Ona też nienawidzi szkoły i do niej nie zamierza wrócić, bo gdyby uwielbiała pracę z młodzieżą, to by jej nie zostawiła na pastwę skumulowanego rocznika. Przynajmniej udzielałaby korepetycji w okresie strajkowym. Minister musi tracić twarz niemal codziennie wmawiając społeczeństwu, jak wspaniale będą mieli nauczyciele od 1 września 2019 r., kiedy staną się beneficjentami kolejnego programu socjalnego.