25 października 2016

Czy poseł-naukowiec może być reprezentantem środowiska akademickiego w Sejmie?








(fot. Jacek Kurzępa źródło:facebook_1477346267381.jpg)


To jest trudne pytanie, bowiem wymaga najpierw ustalenia, jak rozumiana reprezentacja kryje się w jego treści?

Poseł-naukowiec jako członek partii władzy ma przede wszystkim taką grupę odniesienia, która głosowała na niego bezpośrednio. Nie byli w niej sami naukowcy, gdyż wybory do Sejmu są powszechne a nie korporacyjne oraz częściowo objęte rejonizacją. Rzecz jasna może poszerzyć swój elektorat w wyniku pracy z nim, odbywania spotkań, rozmów, przyjmowania interesantów i załatwiania ich indywidualnych czy zbiorowych petycji.

Poseł zaś z partii opozycyjnej znajduje się podobnej sytuacji, tyle tylko że jego odpowiedzialność jest zupełnie inna. To, jak funkcjonuje w parlamencie, w żadnej mierze nie musi być odzwierciedleniem jego partyjnej przynależności, bo w gruncie rzeczy może zmieniać swój status do wyboru do koloru. Nie musi, ale może reprezentować określoną grupę obywateli, o ile trafią do niego rzeczowe czy innego rodzaju argumenty lub sam będzie miał interes w tym, by rozwiązać czyjś problem.

Na posiedzenie Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN zaprosiliśmy posła – dr. hab. Jacka Kurzępę, prof. SWPS z PIS, by przedstawił nam założenia zapowiadanej przez min. Jarosława Gowina reformy szkolnictwa wyższego. Po zapoznaniu nas z trzema opublikowanymi przez MNiSW kierunkami zmian (Konstytucja dla nauki; Innowacje dla gospodarki i Społeczna odpowiedzialność nauki) referował postulowane przez resort stanowisko dotyczące tworzenia uczelni badawczych; przygotowania osłonowego pakietu dla uczelni mających problem z dostosowaniem się do wymogów reform i umiędzynarodowienie oraz zmiany w naukach humanistycznych i społecznych.

Poseł Kurzępa jest kolejnym politykiem, który potwierdził zamysł resortu wprowadzenia dwóch doktoratów – wdrożeniowego i akademickiego. Ten pierwszy byłby adresowany do refleksyjnych, kreatywnych ludzi określonej profesji, którzy chcieliby wdrażać do gospodarki nowe rozwiązania.

Mam nadzieję, że zostanie w tym projekcie uwzględniona pedagogika z jej dydaktykami szczegółowymi. Natomiast doktorat akademicki wymagałby spełnienia wymagań na wyższym poziomie, by już bez potrzeby późniejszej habilitacji naukowiec w pełnym tego słowa znaczeniu mógł ubiegać się o tytuł naukowy profesora na podstawie znaczących osiągnięć.

Zdaniem J. Kurzępy nie grozi szkolnictwu wyższemu zapaść z przyczyn demograficznego niżu, gdyż wchodzi ono w okres stabilizacji. Być może mała nowelizacja ustawy o charakterze deregulacyjnym i odbiurokratyzującym poprawi nieco sytuację nauczycieli akademickich i kadr zarządzających. Zachwalał natomiast uniwersytety dziecięce, które od nastu lat działają już przy naszych uczelniach, a zatem nie są żadną innowacją, podobnie jak uniwersytety trzeciego wieku.

Zdumiewa zamysł finansowania z budżet szkolnictwa wyższego tzw. mobilnych uniwersytetów dziecięcych, czyli laboratoriów czy eksperymentatoriów z Centrum Nauki „Kopernik”, bo w gruncie rzeczy jest to zakres działań Ministerstwa Edukacji Narodowej. Młodzi absolwenci studiów mogliby być w nich zatrudniani, by na zasadzie „Zielonej Budki” przemieszczać się „laborbusem” od wsi do wsi, z miasteczka do miasteczka zachęcając dzieci do indukcyjnego uczenia się. Zamysł dotarcie do 400 tys. dzieci jest godny poparcia, chociaż ani nie poprawi aspiracji edukacyjnych małych klientów , ani też nie wzmocni ich pozycji w edukacji szkolnej.

Ma być z każdym rokiem zwiększany budżet na naukę od 1% PKB w 2017 do 1,7%PKB w 2020. Dobrze, chociaż diabeł tkwi w szczegółach. Co to bowiem oznacza dla naukowców? Dalszą biedę płacową, infrastrukturalną nędzę i wzmacnianie bogatych kosztem małych jednostek akademickich?

Cieszymy się na gotowość współpracy posła z naszym środowiskiem. Faktem jest, że musi ono przede wszystkim samo określić priorytety koniecznych zmian w szkolnictwie wyższym oraz określić kierunek dalszych reform, które wymagają szerokich konsultacji z całym środowiskiem i tzw. obozem władzy. Wskazywał na to, by wykorzystywać zespoły parlamentarne i poszczególnych posłów do informowania o kluczowych problemach i oczekiwaniach co do ich rozwiązywania.

Posłowie mogą nam otwierać drzwi do zmiany politycznej, ale nie wykonają za nas i dla nas tego, co nie zostanie klarownie przedstawione i zoperacjonalizowane. W gruncie rzeczy, dobrze jest być posłem.