23 maja 2016

Dzieci strzelają gdzie się da... w wirtualnych grach


W ostatnich latach powiększył się w naszym kraju zbiór publikacji na temat nowego świata ludzkich spotkań, doświadczeń i przeżyć, który z racji niedostępnej nam wprost przestrzeni, która została wykreowana przez nowe technologie komunikacyjne, określany jest mianem świata wirtualnego. Naukowcy natychmiast zareagowali na jego impulsy i wpływy, chociaż przed nimi niewątpliwie byli pisarze science fiction.

Szybko jednak okazało się, że można świat nauki połączyć z wirtualnym, kiedy stają się one dla mieszkańców globu szansą, ale i zagrożeniem. Tak jest ze wszystkimi narzędziami, które zostały wytworzone przez człowieka. Każdy kij ma dwa końce, toteż jednym można kogoś wesprzeć, ułatwić mu życie, osiągnięcie pożądanego celu, a drugim można go zniszczyć, powstrzymać czy unicestwić.

Podobnie jest ze światem gier internetowych, telewizyjnych czy tych, które są rozgrywane w realnym środowisku, ale na bazie ukrytych dla rywalizujących ze sobą bodźców do manipulowania ich świadomością, emocjami czy zachowaniami. Mamy zatem do czynienia z bardzo ciekawym zjawiskiem nie tylko pośredniego konkurowania osób ze sobą, kiedy usiłują pokonać w jakiejś grze elektronicznej kolejny próg trudności, ale także rywalizowania między sobą naukowców.

Oto jedni prowadzą badania diagnostyczne czy eksperymentalne i usiłują nas przekonać, że w sieci tkwi samo zło, zagrożenie, przemoc, zaś drudzy koncentrują swoją uwagę badawczą i afirmacyjną na tym, co jest wartością dodaną w internetowych roz(g)rywkach, wielką szansą, okazją do wzmacniania dziecięcych talentów, odkrywania, rozbudzania czy rozwijania ich zainteresowań.

Nic dziwnego, że jedni dyrektorzy przedszkoli i szkół triumfalnie ogłaszają zakaz korzystania przez dzieci z nowych mediów, ograniczają do nich dostęp, wzmacniają izolację, by powiększać bogactwo bezpośredniego przeżywania świata, inni zaś czynią wprost odwrotnie – wyposażają pomieszczenia do zajęć w tablety czy laptopy, interaktywne tablice, gry i dydaktyczne programy telewizyjne, a nawet nie mają nic przeciwko temu, by dzieci korzystały z własnego sprzętu elektronicznego (np. smartfonu).

Niektórzy jednak zwracają uwagę na to, że każdy środek, medium jest nośnikiem określonych wartości, idei. Można zatem zapytać, czy przedszkole /szkoła jest już tą przestrzenią publiczną, poza bezpośrednią obecnością i społeczną kontrolą rodziców (zdarzają się bowiem przypadki aktywowania podglądu zajęć z zastosowaniem kamer cyfrowych), w której dzieci powinny być oswajane z wszystkimi przypadłościami tego świata? Czy może należałoby zacząć od budowania fundamentów rozwoju moralnego, społecznego i psychofizycznego małych dzieci po to, by na tej podstawie możliwe było w edukacji szkolnej wprowadzanie ich w świat możliwych do zaobserwowania dysfunkcji, patologii, odmienności czy realnych i wirtualnych zagrożeń?

Jeśli przedszkola i szkoły stają się pierwszym terytorium do przenoszenia do nich frontu walki ideologicznej między dorosłymi zwolennikami politycznego neoliberalizmu, neolewicy czy neoprawicy, to w nieprzygotowanej na odbiór, rozumienie i suwerenne uwewnętrznienie wartości psychice dzieci zablokujemy szansę na ich naturalny proces wzrostu, dojrzewania, inkulturacji, właściwego wrastania w świat norm społecznych. Nie wolno czynić z pierwszego etapu intencjonalnej i instytucjonalnej edukacji oraz wychowania dziecka w wieku przedszkolnym laboratorium chaosu, bezwzględnego konkurowania o dziecięce dusze w wyniku wdrukowywania mu niezrozumiałych dla niego różnic. Kryją się bowiem za tym nieodpowiedzialne, a skrywane przed społeczeństwem interesy podmiotów wolnego rynku, na którym wszystko jest na sprzedaż, byle tylko można było na tym zarobić.

Niewidzialnej ręce rynku obojętne są realne straty w życiu emocjonalnym, psychicznym małego dziecka. Ono jest już lub ma stać się przyszłym klientem, którego trzeba pozyskać, uzależnić i wydusić z niego jak najwięcej, ale nie dla jego osobowościowego zysku. Trafnie pisze w swoich książkach o tym, jak kształtować u dzieci zdolności odróżniania dobra od zła m.in. prof. Edyta Gruszczyk-Kolczyńska, która upomina się o to, by dzięki fundamentalnej edukacji przedszkolnej maluchy wybierały dobro i kierowały się nim w codziennych sytuacjach.

Doprawdy, nie są do tego potrzebne pedagogom ani treści, ani metody, środki czy techniki podporządkowywania procesu wychowania wspomnianym ideologiom politycznym. Edukacja przedszkolna, podobnie jak i szkolna, ma spełniać w tym zakresie jedynie funkcję pomocniczą wobec prymarnego prawa rodziców do kierunku wychowywania własnych dzieci. Przed nami kampanie wyborcze, toteż strach się bać, jak niektórzy politycy nagle przypomną sobie, że są na tym świecie dzieci, przedszkola i szkoły, które można by wykorzystać do własnych i partyjnych interesów.