Gdyby
głupota umiała latać… – mówił bohater czeskiego serialu Szpital na
peryferiach. Gdyby rzeczywiście tak było, niebo mielibyśmy tak zatłoczone,
że kontrolerzy ruchu lotniczego dawno już zrezygnowaliby z pracy. Najnowsza
książka Františka Koukolíka Stupidita (Praga, 2023) pokazuje, że problem
nie jest wcale metaforyczny. Stupidita to realna, społeczna siła, która
działa, niszczy i rozrasta się szybciej niż inflacja.
Nie
chodzi tu o zwykłą głupotę – z nią można jeszcze żyć. Stupidita to coś
gorszego: nieracjonalny sposób myślenia, absurdalne postawy, irracjonalne
działania, to odwrotność mądrości. Autor przypomina nawet archaiczne pojęcie moroni. Brzmi
niewinnie, ale to etykietka dla narcystycznych osobników, którzy uważają się za
geniuszy, a w praktyce są jak balony, nadęci i niezdolni przyjąć choćby
najmniejszej dawki krytyki.
Najgorsze,
że moroni potrafią zrobić karierę: studiować prawo, medycynę, a nawet
uzyskać stopień doktora. Problem zaczyna się wtedy, gdy ktoś publicznie pokaże, że
ich „osiągnięcia” to fikcja. Wówczas mechanizm zemsty uruchamia się
natychmiast: plotki, donosy, irracjonalne oskarżenia. Zamiast przyjąć krytykę,
uruchamiają machinę destrukcji. To właśnie Koukolík nazywa stupiditą.
Sprawa ma jednak szerszy wymiar. Już Carlo Cippola, profesor z Berkeley, zauważył, że
stupidita ma swoje prawa. Pierwsze? Zawsze niedoceniamy jej skali, skoro trzy
czwarte społeczeństwa chodzi po ziemi z włączonym trybem „stupid”. Drugie? Może
dotknąć każdego, doktora, ministra, celebrytę, sąsiadkę z trzeciego piętra.
Trzecie? W każdej grupie społecznej czy zawodowej znajdziemy mieszankę: bezradnych, inteligentnych,
bandytów i… tych ostatnich, najbardziej niebezpiecznych, stupidnych.
Stupidni są groźniejsi niż bandyci, bo ci przynajmniej wiedzą, czego chcą, a tamci mszczą się na swoich krytykach, którzy zdejmują ich maski.
Stupidni działają na oślep, ale ich szkody są większe niż celowa kradzież.
Cippola nie miał złudzeń: najstupidniejszym gatunkiem na Ziemi jesteśmy my
sami.
Jakby
tego było mało, Carlo Livraghi dolał oliwy do ognia, dodając trzy dodatkowe
prawa stupidity. Po pierwsze: każdy z nas ma w sobie dawkę stupidyty – i
większą, niż nam się wydaje. Po drugie: stupidita działa jak wirus, bowiem kiedy
spotyka się z inną stupiditą, mnoży się w postępie geometrycznym. Po trzecie:
podczas gdy inteligencja wymaga planowania, współpracy i wysiłku, stupidita nie
potrzebuje niczego, rozprzestrzenia się sama, błyskawicznie i bez wysiłku.
I
oto mamy odpowiedź, dlaczego tak łatwo jest zniszczyć sensowną inicjatywę, a
tak trudno zbudować coś wartościowego. Inteligencja wymaga organizacji a stupidita działa na autopilocie.
Koukolík
pisze, że stupidita nie jest obelgą, lecz opisem rzeczywistości. Może i tak,
ale trudno nie zauważyć, że w zetknięciu z nią człowiek czuje się jak w
kabarecie absurdu. Problem w tym, że to nie jest kabaret, to codzienność, także w uczelniach, szkołach powszechnych, szpitalach itd.
Następnym razem, gdy ktoś w Twoim otoczeniu zachowa się irracjonalnie, zamiast
łapać się za głowę, możesz po prostu wzruszyć ramionami i pomyśleć: oto
kolejny lotnik w powietrznej eskadrze stupidity. A patrząc na zatłoczone
niebo, łatwo dojść do wniosku, że ziemia to jedynie lotnisko zapasowe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie będą publikowane komentarze ad personam