04 lutego 2020

Jak odróżnić naukowców, ekspertów od autorów bredni i hejterów ze stopniem naukowym doktora


Wydawnictwo Naukowe PWN opublikowało niezwykle interesująca monografię z filozofii nauki amerykańskiego biologa Massimo Pigliucci'ego z The Univeristy of Chicago, Illinois, p.t. "BUJDA NA RESORACH. JAK ODRÓŻNIĆ NAUKĘ OD BREDNI"(Warszawa 2019). Otrzymujemy bowiem dzięki także bardzo dobremu przekładowi na język polski rozprawę, którą powinniśmy zalecać doktorantom, ale i recenzentom w postępowaniach awansowych z wszystkich dziedzin nauk.

Mamy oto bowiem jeszcze jedną analizę, której autor walczy z pseudonaukowcami, z niby-nauką, para-nauką. Kończy swoją książkę uwagą, by pamiętać: "Dr" przed nazwiskiem autora na okładce książki w żaden sposób nie zapewnia dobrej jakości tego, co znajduje się w środku" (s. 397). Mój profesor na Uniwersytecie Łódzkim powiadał, a było to kilkadziesiąt lat temu: "Nie zawsze "dr" przed nazwiskiem znaczy doktor. Czasami znaczy dureń". Dzięki temu nauczył mnie krytycznego myślenia i sceptycznego podejścia do osób ze stopniem naukowym doktora i ich publikacjami.

Dzisiaj, w społeczeństwie populizmu, zarabiania na wierszówkach w gadzinowej prasie lokalnej lub krajowej artykułami skonstruowanymi przez osoby ze stopniem naukowym doktora, ale perfidnie manipulujące tekstami, faktami, widać wyraźnie, jak wprowadzają czytelników w błąd, by włączając się w wojnę ideologiczną, kulturową a nawet wyznaniową w naszym kraju, masować własne ego i leczyć osobiste kompleksy z powodu niespełnienia się w nauce.

Właśnie tego typu publikacje są ważne. Nie po to warto takie książki wydawać i przybliżać innym, by uświadamiać zdemoralizowanym pseudonaukowcom pisane przez nich brednie, insynuacje, bo trzeba na nich spojrzeć z miłosierdziem i nadzieją, że może zdążą jeszcze wyspowiadać się ze swoich niegodnych działań przed przejściem na symboliczną drugą stronę rzeki, ale by młode pokolenie nie dało się uwieść oszustom, malwersantom w przestrzeni nauki, złoczyńcom i kuglarzom operującym dobieranymi cytatami z czyichś publikacji tak, by kreować fałszywy obraz świata czy jakiejś osoby.

To jest rzeczywiście żenujące zjawisko, które otaczane jest zdumiewającym milczeniem środowiska naukowego wobec naruszania godności i wiarygodności uczonych, by nie ośmielali się stać po stronie prawdy, by nie odsłaniali błędów pseudonaukowców, (quasi-)doktorów, by nie byli autorytetami w społeczeństwie. Stoją bowiem na drodze do cynicznie rozgrywanych interesów, odsłaniając swoją twórczością, życiem i działalnością czyjeś słabości, wady, zaniechania czy elementarne zaniedbania.

Mamy narastającą falę agresji, hejtu ze strony osób, które kryją za niegodną osoby ze stopniem naukowym doktora własną patologię, dysfunkcje, problemy egzystencjalne czy społeczne. Niektórzy doktorzy habilitowani i profesorowie zaprzeczając własnej uczciwości trollują w bardziej skrytej postaci. Oto efekt m.in. dobrej zmiany i odsłony prawdziwego oblicza hipokrytów w akademickich togach i korporacjach.

Recenzję wspomnianej tu książki opublikuję w jednym z polskich czasopism naukowych koncentrując się na scjentystycznym jej znaczeniu dla polskiej pedagogiki. W blogu przywołam tylko niektóre kwestie, by zachęcić ambitnych i uczciwych w nauce do studiowania lektur godnych tej profesji. Jak pisze Massimo Pigliucci:

Nauka jest działalnością bezwzględnie społeczną, dynamicznie wyodrębnianą poprzez jej metody, przedmiot badań, zwyczaje społeczne (w tym proces recenzyjny, granty itp.) oraz poprzez jej rolę instytucjonalną (wewnątrz akademii i poza nią, agencje rządowe, sektor prywatny). (…) Nauka jest tym, co uprawiają naukowcy (s. 345).

Tak, jak nauka nie powinna prowadzić czy przyczyniać się do działalności pseudonaukowej, tak i naukowcy powinni czynić wszystko, by ich działalność nie stawała się niby-nauką, para-nauką. Konieczne są w pracy naukowej takie cnoty jak pokora, uczciwość intelektualna i transferowalne kompetencje.

Pogarda dla ekspertów jest obroną rozpoznania przez nich czyjejś ignorancji. Zapewne dlatego, że w dobie szalejącego populizmu mamy do czynienia z podważaniem roli ekspertów w społeczeństwie, autor niniejszej rozprawy przywołuje pięć dowodów Alvina Goldmana, dzięki którym można rozpoznać, czy ktoś jest godnym zaufania ekspertem, a nie pozorantem eksperckości:

• analiza argumentów przedstawionych przez eksperta i jego rywala (i);

• dowód, że inni eksperci się z nim w danej sprawie zgadzają;

• niezależny dowód, że podający się za eksperta faktycznie nim jest;

• ustalenie, w czym może przejawiać się stronniczość owego eksperta w odniesieniu do danego zagadnienia;

• dotychczasowe osiągnięcia eksperta (s. 382).

To, do czego już prowadzi tzw. reforma Gowina, a co jest już zapowiadane jako jej aktualizacja, "doskonalenie" świadczy o tym, z jak cyniczną postawą bezwzględnej akceptacji spotkało się prawo o szkolnictwie wyższym i nauce niszcząc jej rodzime fundamenty w imię polityki oszczędności i zabezpieczenia przez elity władzy interesów własnych formacji politycznych.

Dokonując syntetycznego przeglądu ewolucji ludzkiej myśli od filozofii do współczesnej nauki amerykański uczony zwraca uwagę na to, by odkrycia naukowe zawsze traktować jako tymczasowe ze względu na możliwość pojawienia się nowych, a zaprzeczających im lub zmieniających je dowodów. Kluczowe jednak jest od zawsze to, by były one autentyczne, prawdziwe, wiarygodne.

Jak pisze (…) nauka opiera się na założeniu uczciwości uprawiających ją osób. Proces recenzyjny ma na celu wykrycie błędów metodologicznych lub błędów rozumowania, a nie możliwych oszustw. Oczywiście, oszukiwanie staje się ostatnio problemem coraz bardziej kłopotliwym – prawdopodobnie w wyniku zapanowania brutalnej kultury „publikuj lub giń” we współczesnych środowiskach akademickich (s. 284).

Naukowcy popełniają błędy w procesie badawczym z bardzo różnych przyczyn, toteż nie chodzi tu o szukanie dla nich usprawiedliwień, ale o eliminowanie osób, które intencjonalnie fałszują dane lub też nie stosują się do metodologicznych reguł w imię dążenia za wszelką cenę do osiągania osobistych korzyści.

Problem pseudo-, para- czy niby-nauki dotyczy w dużej mierze nauk społecznych, a nie nauk ścisłych. Postawy wrogie merytokracji, wzmacnianie postaw negatywnych wobec intelektualistów dotyczą każdej władzy, która lęka się demistyfikacji jej manipulacji społeczeństwem. Wspólnym motywem, który łączy postawy i koncepcje, które określam jako antyintelektualne, jest niechęć i podejrzliwość w stosunku do życia umysłowego i osób je reprezentujących; oraz skłonność do ciągłego pomniejszania jego wartości (Tamże, s. 189).

Antyelityzm jest charakterystyczny dla społeczeństw, w których rządzący dają pierwszeństwo populizmowi, popkulturze i celebrytom jako rzekomym autorytetom w niemalże wszystkich sprawach. Kwintesencją antyelityzmu jest antyracjonalizm oraz instrumentalizm władzy w relacjach ze społeczeństwem, które uruchamia się w sytuacji niezaspokojenia podstawowych potrzeb obywateli. W walce o byt będą oni bardziej skłonni wierzyć władzy obdarzającej ich materialnymi dobrami.

Zachęcam do lektury wyjątkowej książki o nauce przeciw pseudonauce, o różnicy między naukami twardymi i miękkimi, o winie mediów i think tanków w marginalizowaniu czy instrumentalnym traktowaniu nauki oraz o wojnach naukowych i niszczeniu ekspertów. Niestety, także w Polsce.